"Intelektualiści" z "partii ludzi przyzwoitych" przy pomocy tajnych służb konserwowali w Polsce postkomunizm
Mimo że raport z likwidacji WSI liczy prawie 400 stron, już po kilkunastu minutach od jego opublikowania obwieszczono w mediach blamaż Macierewicza i jego ekipy. Dostało się nawet prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Część komentatorów, recenzentów i polityków zakwestionowała przy tej okazji również zasadność likwidacji WSI. Z ust tych, którzy przez kilkanaście lat konserwowali w Polsce postkomunizm i często odpowiadali za patologie z udziałem WSI, znów pojawiły się głosy, że zostało osłabione nasze bezpieczeństwo, a nawet, że "z takich raportów mogą skorzystać tylko wrogowie Polski". Można by na to wszystko wzruszyć ramionami, machnąć ręką i powiedzieć za kabareciarzem Grzegorzem Halamą: "ja wiedziałem, że tak będzie".
Łapać złodzieja!
Histerycznie wrogie reakcje na raport Macierewicza pokazują całą anormalność III RP. Ci, którzy przez kilkanaście lat bagatelizowali problem PRL-owskiej pępowiny w służbach specjalnych, sowiecko-rosyjski background oficerów WSI (według raportu ostatni kursanci GRU wracali z kursów w 1992 i 1993 r.) i prawdopodobną infiltrację tych służb po 1990 r. przez Rosjan, oskarżają dzisiaj likwidatorów WSI i mówią, że ich raport "może zostać wykorzystany przez rosyjski wywiad". W każdym demokratycznym państwie podobne raporty, które w dodatku zyskują placet najwyższych władz, poruszyłyby nie tylko opinią publiczną, ale przełożyłyby się na konkretne plany uzdrowienia sytuacji. Przy czym zależałoby na tym zarówno obozowi rządzącemu, jak i opozycji.
W Polsce jest zgoła inaczej. Każda sprawa zyskuje u nas polityczny wymiar. Zmorą polskiej rzeczywistości jest to, że nie ma u nas jakiegokolwiek dyskursu na temat postkomunizmu, służb specjalnych czy lustracji, nad czym od lat mozolnie pracowali "intelektualiści" z "partii ludzi przyzwoitych", obejmującej niedawnych jeszcze opozycjonistów, postkomunistów i najbardziej zatwardziałych komuchów. Nawet najbardziej odkrywcze analizy, raporty i naukowe opracowania nie mają znaczenia. Tak więc wiara w to, że raport z likwidacji WSI może w tym zakresie coś zmienić, była tylko pobożnym życzeniem naiwniaków, którzy zachowali jeszcze resztki złudzeń, że można przekonać tych, którzy już dawno zostali przekonani.
Jawne tajne
Trudno nam komentować treść raportu, przygotowanego przez naszych kolegów, z którymi pracowaliśmy kilka miesięcy nad likwidacją WSI. Obszerne fragmenty raportu Macierewicza są de facto powieleniem, aczkolwiek w skrótowej wersji (zwłaszcza w części dotyczącej dziennikarzy i mediów), ustaleń Komisji Likwidacyjnej, które zawarliśmy w sprawozdaniu złożonym w październiku 2006 r. marszałkowi Sejmu. Siła i wartość raportu Macierewicza polega przede wszystkim na jego jawności, co stwarza wyjątkową szansę na usystematyzowanie wiedzy na temat tzw. transformacji ustrojowej i polskiego modelu postkomunizmu. Dzięki jego upublicznieniu możemy się też pokusić o naszkicowanie pewnej mapy patologii III RP i sformułowanie konkretnych celów badawczych na przyszłość, które winny zmierzać w kierunku kompleksowego opisania procesów zachodzących od połowy lat 80. do dziś.
Raport dobitnie pokazuje potrzebę realizacji takiego przedsięwzięcia, które można porównać do żmudnego układania puzzli przez cały zespół ludzi czy wręcz instytucji. W tych puzzlach brakować będzie przynajmniej paru elementów, których należy szukać w wielu miejscach (w archiwach wojskowych, ABW i IPN). W tym sensie raport Macierewicza jest nowatorski, zbiera bowiem dotychczasowe doświadczenia wynikające chociażby z częściowego otwarcia "szafy Lesiaka", archiwów IPN (zwłaszcza częściowej penetracji zbioru zastrzeżonego), doświadczeń sejmowych komisji i, wreszcie, z likwidacji WSI.
Łapać złodzieja!
Histerycznie wrogie reakcje na raport Macierewicza pokazują całą anormalność III RP. Ci, którzy przez kilkanaście lat bagatelizowali problem PRL-owskiej pępowiny w służbach specjalnych, sowiecko-rosyjski background oficerów WSI (według raportu ostatni kursanci GRU wracali z kursów w 1992 i 1993 r.) i prawdopodobną infiltrację tych służb po 1990 r. przez Rosjan, oskarżają dzisiaj likwidatorów WSI i mówią, że ich raport "może zostać wykorzystany przez rosyjski wywiad". W każdym demokratycznym państwie podobne raporty, które w dodatku zyskują placet najwyższych władz, poruszyłyby nie tylko opinią publiczną, ale przełożyłyby się na konkretne plany uzdrowienia sytuacji. Przy czym zależałoby na tym zarówno obozowi rządzącemu, jak i opozycji.
W Polsce jest zgoła inaczej. Każda sprawa zyskuje u nas polityczny wymiar. Zmorą polskiej rzeczywistości jest to, że nie ma u nas jakiegokolwiek dyskursu na temat postkomunizmu, służb specjalnych czy lustracji, nad czym od lat mozolnie pracowali "intelektualiści" z "partii ludzi przyzwoitych", obejmującej niedawnych jeszcze opozycjonistów, postkomunistów i najbardziej zatwardziałych komuchów. Nawet najbardziej odkrywcze analizy, raporty i naukowe opracowania nie mają znaczenia. Tak więc wiara w to, że raport z likwidacji WSI może w tym zakresie coś zmienić, była tylko pobożnym życzeniem naiwniaków, którzy zachowali jeszcze resztki złudzeń, że można przekonać tych, którzy już dawno zostali przekonani.
Trudno nam komentować treść raportu, przygotowanego przez naszych kolegów, z którymi pracowaliśmy kilka miesięcy nad likwidacją WSI. Obszerne fragmenty raportu Macierewicza są de facto powieleniem, aczkolwiek w skrótowej wersji (zwłaszcza w części dotyczącej dziennikarzy i mediów), ustaleń Komisji Likwidacyjnej, które zawarliśmy w sprawozdaniu złożonym w październiku 2006 r. marszałkowi Sejmu. Siła i wartość raportu Macierewicza polega przede wszystkim na jego jawności, co stwarza wyjątkową szansę na usystematyzowanie wiedzy na temat tzw. transformacji ustrojowej i polskiego modelu postkomunizmu. Dzięki jego upublicznieniu możemy się też pokusić o naszkicowanie pewnej mapy patologii III RP i sformułowanie konkretnych celów badawczych na przyszłość, które winny zmierzać w kierunku kompleksowego opisania procesów zachodzących od połowy lat 80. do dziś.
Raport dobitnie pokazuje potrzebę realizacji takiego przedsięwzięcia, które można porównać do żmudnego układania puzzli przez cały zespół ludzi czy wręcz instytucji. W tych puzzlach brakować będzie przynajmniej paru elementów, których należy szukać w wielu miejscach (w archiwach wojskowych, ABW i IPN). W tym sensie raport Macierewicza jest nowatorski, zbiera bowiem dotychczasowe doświadczenia wynikające chociażby z częściowego otwarcia "szafy Lesiaka", archiwów IPN (zwłaszcza częściowej penetracji zbioru zastrzeżonego), doświadczeń sejmowych komisji i, wreszcie, z likwidacji WSI.
Więcej możesz przeczytać w 8/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.