Władysław Bartoszewski to człowiek, który ma odwagę mówić, gdy większość milczy, ma odwagę powiedzieć "nie", gdy większość mówi "tak". Bartoszewski to "Mensch", celowo używam języka niemieckiego, bo Polacy dla faszystów byli "Untermenschen", a Żydzi "nicht Menschen". Z 85. urodzinami nie kończy się aktywność człowieka, przeciwnie, może być on jeszcze bardziej użyteczny niż wcześniej. Młodzi mogą wspaniale grać w piłkę i tu ich nie zastąpimy, ale do polityki potrzebni są ludzie doświadczeni i tu młodzi nas nie zastąpią. Potrzebni są tacy jak Bartoszewski.
Kiedy pod koniec 2000 r. rozpoczęła się intifada, zewsząd słychać było krytykę pod adresem Izraela. Czuliśmy się izolowani. Nawet najmniejsze gesty wsparcia były dla nas ważne. Jedynym odważnym człowiekiem, który zdecydował się wówczas przyjechać do Izraela, był Władysław Bartoszewski. Byłem szczęśliwy, że mogłem siedzieć obok niego w Knesecie. Podczas kolejnej intifady byłem już ambasadorem w Polsce, a Bartoszewski po raz drugi został szefem MSZ. Po naszym odwecie w Dżeninie spadła na nas lawina krytyki. Wówczas tylko Bartoszewski zdobył się na coś więcej niż krytykę, próbował obiektywnie ocenić sytuację na Bliskim Wschodzie, dostrzec racje obu stron. Wtedy też powiedział mi, że dopóki on kieruje biurem spraw zagranicznych, nie dopuści do powtórzenia sytuacji zerwanych stosunków dyplomatycznych między Polską a Izraelem.
Kiedyś podczas kolejnego spotkania zaproponowałem, by wprowadzić tanich przewoźników na trasy między Polską a Izraelem. Zwłaszcza że z Izraela można tanio latać do Pragi czy Budapesztu. Na co Bartoszewski: - Widzisz, Szewachu, tylu Żydów myśli, że współpraca między Polakami a Żydami jest niemożliwa. A tu patrz, jaki między El-Alem a LOT-em monopol, szpilki między nich nie wsadzisz. Taka zgoda!
Fot: A. Jagielak
Kiedy pod koniec 2000 r. rozpoczęła się intifada, zewsząd słychać było krytykę pod adresem Izraela. Czuliśmy się izolowani. Nawet najmniejsze gesty wsparcia były dla nas ważne. Jedynym odważnym człowiekiem, który zdecydował się wówczas przyjechać do Izraela, był Władysław Bartoszewski. Byłem szczęśliwy, że mogłem siedzieć obok niego w Knesecie. Podczas kolejnej intifady byłem już ambasadorem w Polsce, a Bartoszewski po raz drugi został szefem MSZ. Po naszym odwecie w Dżeninie spadła na nas lawina krytyki. Wówczas tylko Bartoszewski zdobył się na coś więcej niż krytykę, próbował obiektywnie ocenić sytuację na Bliskim Wschodzie, dostrzec racje obu stron. Wtedy też powiedział mi, że dopóki on kieruje biurem spraw zagranicznych, nie dopuści do powtórzenia sytuacji zerwanych stosunków dyplomatycznych między Polską a Izraelem.
Kiedyś podczas kolejnego spotkania zaproponowałem, by wprowadzić tanich przewoźników na trasy między Polską a Izraelem. Zwłaszcza że z Izraela można tanio latać do Pragi czy Budapesztu. Na co Bartoszewski: - Widzisz, Szewachu, tylu Żydów myśli, że współpraca między Polakami a Żydami jest niemożliwa. A tu patrz, jaki między El-Alem a LOT-em monopol, szpilki między nich nie wsadzisz. Taka zgoda!
Fot: A. Jagielak
Więcej możesz przeczytać w 8/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.