Na Facebooku więcej ludzi interesuje się Katyniem – starym Katyniem (prawie 3000 osób), niż kandydatem na prezydenta Andrzejem Olechowskim (1600 osób) czy premierem Donaldem Tuskiem (1400 osób). Ale to i tak nic w porównaniu z tym, jak szybko gromadzą się w internecie ludzie wokół haseł: Izabela Jaruga-Nowacka (2866) czy Lech Kaczyński (3837), czyli symboli Nowego Katynia.
Ludzie, którzy zginęli w katastrofie lotniczej 10 kwietnia, są już dziś postaciami legendarnymi. Jest coś mistycznego w ich śmierci. Ich ofiara, w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej, jest bardziej niż symboliczna. I wszyscy dopatrujemy się w niej większego sensu, bo – jak pisała Zofia Nałkowska słowami księdza Czerlona – „do cierpienia potrzebny jest sens, jeżeli nie jest się obłąkanym". Dlatego niecałe dwa tygodnie po świętach wielkanocnych, ze wstrzymanym oddechem, w uporczywej majestatycznej ciszy przechodziliśmy w ostatnim tygodniu kolejne etapy Triduum Paschalnego. Wypadek w podsmoleńskim lesie, nasze oczekiwanie na przyjazd tragicznie zmarłych, czuwanie milionów Polaków na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, palenie zniczy i układanie kwiatów pod Pałacem Namiestnikowskim oraz w innych miejscach przypominających nam o tych, którzy odeszli, w końcu pogrzeb pierwszej pary na krakowskim Wawelu przy udziale wszystkich najważniejszych przywódców politycznych świata – to nasza Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie. Staram się tak to rozumieć, choć – muszę przyznać – sama jestem człowiekiem małej wiary. Proszę mi to wybaczyć.
Łatwiej niż sens dostrzegam w tym wszystkim, co się stało, kunderowską przewrotność losu i jakiś wstydliwy tragizm. „Co jest odwieczną przyczyną tragedii? Istnienie ideałów, których wartość ceni się wyżej niż ludzkie życie" – pisał Milan Kunderaw powieści „Nieśmiertelność”. Opowiadał w niej między innymi historię mężczyzny, który chcąc spłatać figla nielubianemu przez siebie politykowi, przyczynił się (wprawdzie nie bezpośrednio) do śmierci obcej mu kobiety. Opowiadał historię Goethego i Bettiny von Arnim, spuentowaną słowami: „Człowiek liczy na nieśmiertelność, a zapomina liczyć się ze śmiercią”.
To jasne, że w trakcie organizowania lotu tupolewem zabrakło procedur, które przynajmniej mogłyby zminimalizować straty. Jasne, że doszło do zaniedbań (piszemy o nich na s. 56). Ale oczywiste jest też, że w samolocie, który rozstrzaskał się tuż przed płytą lotniska, leciało wielu polityków. Polityków, z których część gnała tych 800 km na godzinę w przestworzach po nieśmiertelność właśnie. Zaduma, w której pozostajemy, nie zmienia faktów, które wszyscy znamy. Jakże wstyd nam było słuchać awantur przed obchodami i obserwować jad sączący się z obu stron politycznej sceny. Patrzeć na podjazdowe działania skłóconych partii, z których każda chciała rocznicę męczeństwa polskich oficerów z 1940 roku zagarnąć dla siebie.
„Pułapką nienawiści jest to, że zbyt ściśle wiąże nas z przeciwnikiem", prawdopodobnie więc w polityce czeka nas dzisiaj całkowicie nowe rozdanie. I jedna, i druga partia będzie musiała od nowa zacząć zdawać polityczny egzamin. To koniec POPiSodramy.
Łatwiej niż sens dostrzegam w tym wszystkim, co się stało, kunderowską przewrotność losu i jakiś wstydliwy tragizm. „Co jest odwieczną przyczyną tragedii? Istnienie ideałów, których wartość ceni się wyżej niż ludzkie życie" – pisał Milan Kunderaw powieści „Nieśmiertelność”. Opowiadał w niej między innymi historię mężczyzny, który chcąc spłatać figla nielubianemu przez siebie politykowi, przyczynił się (wprawdzie nie bezpośrednio) do śmierci obcej mu kobiety. Opowiadał historię Goethego i Bettiny von Arnim, spuentowaną słowami: „Człowiek liczy na nieśmiertelność, a zapomina liczyć się ze śmiercią”.
To jasne, że w trakcie organizowania lotu tupolewem zabrakło procedur, które przynajmniej mogłyby zminimalizować straty. Jasne, że doszło do zaniedbań (piszemy o nich na s. 56). Ale oczywiste jest też, że w samolocie, który rozstrzaskał się tuż przed płytą lotniska, leciało wielu polityków. Polityków, z których część gnała tych 800 km na godzinę w przestworzach po nieśmiertelność właśnie. Zaduma, w której pozostajemy, nie zmienia faktów, które wszyscy znamy. Jakże wstyd nam było słuchać awantur przed obchodami i obserwować jad sączący się z obu stron politycznej sceny. Patrzeć na podjazdowe działania skłóconych partii, z których każda chciała rocznicę męczeństwa polskich oficerów z 1940 roku zagarnąć dla siebie.
„Pułapką nienawiści jest to, że zbyt ściśle wiąże nas z przeciwnikiem", prawdopodobnie więc w polityce czeka nas dzisiaj całkowicie nowe rozdanie. I jedna, i druga partia będzie musiała od nowa zacząć zdawać polityczny egzamin. To koniec POPiSodramy.
Więcej możesz przeczytać w 17/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.