J a n u s z K u r t y k a (1960–2010) To nie będzie typowe wspomnienie o dobrym szefie. Relacja, która łączyła mnie z Januszem Kurtyką, nie była bowiem prosta. Było w niej miejsce na wzajemny szacunek i współpracę, ale był też spór, nieraz ostry.
Jest niedziela, 11 kwietnia 2010 r. Przed chwilą wyszedłem z żoną i córką z katedry św. Jana, gdzie uczestniczyliśmy w nabożeństwie w intencji prezesa NBP Sławomira Skrzypka, szefa mojej żony. Przeciskamy się przez tłum gęstniejący przed Pałacem Prezydenckim, idziemy na plac Piłsudskiego. W pewnej chwili dzwoni mój telefon. Jakaś dziennikarka dostała zadanie napisania artykułu wspomnieniowego o Januszu Kurtyce. Miałem już od sobotniego południa kilka takich telefonów. Przez wszystkie jakoś przeszedłem. Teraz jednak jest inaczej. Pada pytanie: „Ktoś mi powiedział, że on był taki… przedwojenny. Co pan o tym sądzi?". Łzy stają mi w oczach, na chwilę tracę głos. Dopiero teraz, ponad dobę od sobotniego poranka, gdy w studiu TVN 24 dowiedziałem się o katastrofie pod Smoleńskiem, dociera do mnie w pełni, co się stało.
Więcej możesz przeczytać w 17/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.