Sebastian Karpiniuk mnie peszył. W mojej pamięci nie zapisał się jako szef sejmowej komisji śledczej, wyrazisty mówca czy polityczny fighter. Przed oczami cały czas mam obraz z początków poprzedniej kadencji, kiedy stał pod ścianą długiego korytarza klubu Platformy z niewinnym wyrazem twarzy, w białej koszuli i czarnym garniturze.
Gdy próbowałem go zagadnąć o komisję do spraw ustawy lustracyjnej, w której pracował, był zawstydzony. Mnie, początkującego dziennikarza „Życia Warszawy", strasznie ta jego niepewność peszyła. Inni posłowie mnie i mi podobnych traktowali albo z buta, albo na luzie. Ale na pewno żadnemu z nich nie brakowało śmiałości. Tylko Karpiniuk zachowywał się tak, jakby miał przed sobą Larry’ego Kinga, a nie żółtodzioba z lokalnej gazety.
Więcej możesz przeczytać w 17/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.