Aleksander Szczygło (1963–2010) Może to głupie, ale z Aleksandrem Szczygłą najbardziej kojarzy mi się historia jego skradzionego roweru, którym każdej niedzieli jeździł po Lesie Kabackim. Szczygło zawsze upominał się o ten rower u byłego szefa resortu spraw wewnętrznych i administracji Grzegorza Schetyny, odpowiedzialnego za policję.
„No co z tym rowerem? Macie coś?". „Cały czas szukamy”. „Wy się nadajecie do szukania… Oj, Grzesiek”. „Powiedz, jaką chcesz markę, to ci najwyżej inny znajdziemy” – cytował mi te rozmowy w saloniku prasowym Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zajadając czekoladki lub popalając papierosa. Obaj politycy prywatnie się lubili. – Grzesiek to taki łobuz, można się z nim pośmiać – mówił o Schetynie sam Szczygło. Ten „łobuz” brzmiał w jego ustach wyjątkowo serdecznie. I trochę tak, jakby z niełobuzami w ogóle nie dało się pożartować. Szczygło sam był zresztą nie mniejszym zawadiaką.
Więcej możesz przeczytać w 17/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.