Pod względem brutalizacji polityki daleko nam jeszcze do II RP
Wiele osób narzeka na falę brutalności zalewającą nasze życie publiczne. Ludzi oburza, że politycy polemizują z sobą językiem zapożyczonym spod budki z piwem. Coraz częściej słychać opinię, że tak źle z publicznymi obyczajami nigdy jeszcze nie było.
Marne może to pocieszenie, lecz to ostatnie przekonanie nie jest prawdziwe. Historyk nie musi specjalnie gimnastykować pamięci, by przywołać sytuacje, do jakich nam jeszcze daleko. Pod tym względem nie dorównujemy II Rzeczypospolitej, w której politycy traktowali się wyjątkowo bezwzględnie. Kto nie wierzy, niech sięgnie do słynnego przemówienia Józefa Piłsudskiego wygłoszonego przed osiemdziesięciu laty w hotelu Bristol. Podsumowywało ono czteroletnią kadencję naczelnika państwa. Było odreagowaniem dotychczasowego milczenia, bowiem Piłsudski jak ognia unikał jakichkolwiek polemik. Dopiero odchodząc z urzędu, wziął odwet na swoich adwersarzach. Przypomniał, że przypisano mu najbardziej ohydne zarzuty. Uczyniono z niego złodzieja, który kradnie insygnia królewskie. Chodziło o zarzut przywłaszczenia insygniów koronacyjnych, jakoby odnalezionych przez wojsko we Włodzimierzu Wołyńskim. Nieporozumienie szybko wyjaśniono, co najbardziej zajadłym endekom wcale nie przeszkodziło powtarzać, że tak naprawdę Piłsudski sprytnie wyłgał się od odpowiedzialności i przywłaszczył sobie koronę, aby w odpowiednim momencie ogłosić się królem Polski. Marszałek przypomniał też, z jaką łatwością oskarżano go w czasie wojny 1920 r. o zdradę kraju i paktowanie z nieprzyjacielem. W najprymitywniejszej wersji plotka głosiła, że Belweder połączony jest bezpośrednią linią telefoniczną z Kremlem, skąd Piłsudski otrzymuje wskazówki od Trockiego, jak prowadzić armię polską od klęski do klęski.
Na to wszystko skarżył się w Bristolu, ale i sam nie pozostawał dłużny swoim adwersarzom. Razy, które zadał, stały się swoistym wzorcem politycznej brutalności. Marszałek mówił: "Był cień, który biegł koło mnie, to wyprzedzał mnie, to zostawał w tyle. Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swoją brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący niczego, co szczędzić trzeba - rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi, śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie, ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny druh".
Zwolennik Piłsudskiego powie, że słowna agresja nawet na jotę nie umniejszyła historycznej wielkości tej postaci. Nie da się takiemu sądowi odmówić słuszności, ale trudno też nie zauważyć, że za brutalnymi określeniami następowały nie mniej bezlitosne zachowania polityczne. Dlatego i obecnie najbardziej trzeba się bać zarażenia brutalnością nie tylko słów, ale i czynów. n
Marne może to pocieszenie, lecz to ostatnie przekonanie nie jest prawdziwe. Historyk nie musi specjalnie gimnastykować pamięci, by przywołać sytuacje, do jakich nam jeszcze daleko. Pod tym względem nie dorównujemy II Rzeczypospolitej, w której politycy traktowali się wyjątkowo bezwzględnie. Kto nie wierzy, niech sięgnie do słynnego przemówienia Józefa Piłsudskiego wygłoszonego przed osiemdziesięciu laty w hotelu Bristol. Podsumowywało ono czteroletnią kadencję naczelnika państwa. Było odreagowaniem dotychczasowego milczenia, bowiem Piłsudski jak ognia unikał jakichkolwiek polemik. Dopiero odchodząc z urzędu, wziął odwet na swoich adwersarzach. Przypomniał, że przypisano mu najbardziej ohydne zarzuty. Uczyniono z niego złodzieja, który kradnie insygnia królewskie. Chodziło o zarzut przywłaszczenia insygniów koronacyjnych, jakoby odnalezionych przez wojsko we Włodzimierzu Wołyńskim. Nieporozumienie szybko wyjaśniono, co najbardziej zajadłym endekom wcale nie przeszkodziło powtarzać, że tak naprawdę Piłsudski sprytnie wyłgał się od odpowiedzialności i przywłaszczył sobie koronę, aby w odpowiednim momencie ogłosić się królem Polski. Marszałek przypomniał też, z jaką łatwością oskarżano go w czasie wojny 1920 r. o zdradę kraju i paktowanie z nieprzyjacielem. W najprymitywniejszej wersji plotka głosiła, że Belweder połączony jest bezpośrednią linią telefoniczną z Kremlem, skąd Piłsudski otrzymuje wskazówki od Trockiego, jak prowadzić armię polską od klęski do klęski.
Na to wszystko skarżył się w Bristolu, ale i sam nie pozostawał dłużny swoim adwersarzom. Razy, które zadał, stały się swoistym wzorcem politycznej brutalności. Marszałek mówił: "Był cień, który biegł koło mnie, to wyprzedzał mnie, to zostawał w tyle. Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swoją brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący niczego, co szczędzić trzeba - rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi, śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie, ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny druh".
Zwolennik Piłsudskiego powie, że słowna agresja nawet na jotę nie umniejszyła historycznej wielkości tej postaci. Nie da się takiemu sądowi odmówić słuszności, ale trudno też nie zauważyć, że za brutalnymi określeniami następowały nie mniej bezlitosne zachowania polityczne. Dlatego i obecnie najbardziej trzeba się bać zarażenia brutalnością nie tylko słów, ale i czynów. n
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.