Gdyby Che Guevara żył, przemycałby narkotyki i za kasę porywał ludzi. Czyli nie nadawałby się na idola, chyba że w Pruszkowie
Krew mnie zalewa, gdy widzę kolejnego palanta w koszulce z podobizną Che Guevary. To, że widzę takiego palanta w Paryżu, tylko mnie bawi. Gdy widzę go w Polsce, wiem, że stoi przede mną idiota. Zbuntowana młodzież potrzebuje zbuntowanych idoli. Che Gue-vara był młody, piękny i nosił beret. Dzięki temu został idolem lewicowej młodzieży. Gdyby słynny komendante był grubasem, miał zeza i zamiast beretu nosił słomkowy kapelusz, nikt nie wybrałby go sobie na idola.
Historia Che jest ciekawa, ale i pełna mitów. Młodzież widzi w nim szlachetnego rewolucjonistę, który walczył o wyzwolenie biednych i prostych ludzi na całym świecie. Che miał tyle wspólnego ze szlachetnością co doktor Mengele, i to nie tylko dlatego, że też był kiepskim lekarzem. Młody rewolucjonista przeszedł do legendy, bo zginął. Zginęło wielu, ale ten był przywódcą, był piękny, zostawił po sobie pamiętniki i ktoś zrobił mu kilka niezłych fotek. Dlatego ocalał niczym noworodek w formalinie. Gdyby żył, byłby nudnym siepaczem Fidela na Kubie i zamykałby opozycję w kiciu (co zresztą robił, gdy został jedną z głównych postaci komunistycznych władz kubańskich). Mało kto wie, ale to właśnie Che zakładał coś w rodzaju pierwszych obozów koncentracyjnych dla wrogów ludu na wyspie. Ostatecznie gdyby nudziło mu się w pałacach Fidela, byłby kimś takim jak Marulanda w Kolumbii. Pod płaszczykiem lewicowych bzdur przemycałby narkotyki i za kasę porywał ludzi. Czyli nie nadawałby się na idola, chyba że w Pruszkowie.
Dobry idol to martwy idol, a Che spełnia te warunki. Che stał się taką samą ikoną popkultury jak James Dean, Marilyn Monroe czy Elvis Presley. Jego zdjęcia i plakaty można kupić w Paryżu czy Nowym Jorku w sklepach muzycznych i budach z tandetnymi pamiątkami. Szkoda, że nie nagrał żadnej piosenki, bo jako trup zarabiałby taką kasę jak inni słynni nieboszczycy - Jim Morrison, Jimmy Hendrix czy Tupac Shakur. Ciekawe, że na koszulkach i plakatach Che jest zawsze taki sam. Mam podejrzenia, że to już nie jest prawdziwy Che. Jego twarz stała się słynnym logo, tak samo rozpoznawalnym jak logo Coca-Coli czy koncernu Shell.
Widziałem wiele zdjęć Che i czytałem jego dzienniki (lata temu opublikowało je któreś z pism literackich). Z zapisków tych wyłania się obraz totalnej pustki i osamotnienia. Partyzanci uciekali od Che, mając go za fanatyka i wariata. Jego sytuacja w Boliwii była tragikomiczna. Na wezwanie Che do rewolucji odezwała się jakaś marna garstka, która wkrótce i tak zdezerterowała. Ostatecznie chłopi, których chciał wyzwalać, sami wydali go rządowym żołnierzom. Fidel nie przysyłał pomocy i praktycznie postawił na nim krzyżyk, w sprytny sposób pozbywając się nadmiernie ambitnego konkurenta. Wcześniej komendante nie znalazł zrozumienia ani u rewolucjonistów w Kongu, ani w Tanzanii, gdzie usiłował wprowadzać swoje koncepcje partyzanckie. Ten niby geniusz wojny partyzanckiej, inicjator kontynentalnej guerrilli, zbyt często okazywał się zwykłym, zaślepionym własną sławą partaczem. I takie coś stało się wzorem dla wielu wrażliwych młodych ludzi?! No cóż z idolami tak bywa. Skoro buntownik bez powodu, symbol męskości James Dean był gejem, a Marilyn Monroe farbowaną blondynką, to fanatyk i morderca może być idolem wrażliwych i szlachetnych głupków.
Ciekawi mnie jednak, co zadecydowało o tym, że Che podbił świat bardziej po śmierci niż za życia. Pewnie ten beret z gwiazdką nałożony ukośnie na głowę i fajka luźno włożona w usta. Luz to podstawa. Najśmieszniejsze w historii wroga kapitalizmu Che Guevary jest to, że po latach służy on kapitalistom niczym lokaj w liberii podający drinka swemu jaśnie panu. W wielu reklamach adresowanych do młodzieży, które mają pomóc sprzedać jakiś towar, pojawiają się młodzieńcy w koszulkach z Che Guevarą (najnowsza to ta reklamująca sprzęt firmy JVC). Starzy spece od reklamy wiedzą, jak wcisnąć zbuntowanym młodzieńcom totalny kit o buncie. Kup naszą najnowszą kamerę JVC - jest ona tak samo jak ty niepowtarzalna i zbuntowana. Czy naiwny Che, walcząc samotnie na boliwijskiej wsi, mógł przypuszczać, że po latach będzie pomagał sprzedawać kamery wielkim koncernom elektronicznym? W grobie z wrażenia z pewnością wypuścił fajkę z ust. n
Historia Che jest ciekawa, ale i pełna mitów. Młodzież widzi w nim szlachetnego rewolucjonistę, który walczył o wyzwolenie biednych i prostych ludzi na całym świecie. Che miał tyle wspólnego ze szlachetnością co doktor Mengele, i to nie tylko dlatego, że też był kiepskim lekarzem. Młody rewolucjonista przeszedł do legendy, bo zginął. Zginęło wielu, ale ten był przywódcą, był piękny, zostawił po sobie pamiętniki i ktoś zrobił mu kilka niezłych fotek. Dlatego ocalał niczym noworodek w formalinie. Gdyby żył, byłby nudnym siepaczem Fidela na Kubie i zamykałby opozycję w kiciu (co zresztą robił, gdy został jedną z głównych postaci komunistycznych władz kubańskich). Mało kto wie, ale to właśnie Che zakładał coś w rodzaju pierwszych obozów koncentracyjnych dla wrogów ludu na wyspie. Ostatecznie gdyby nudziło mu się w pałacach Fidela, byłby kimś takim jak Marulanda w Kolumbii. Pod płaszczykiem lewicowych bzdur przemycałby narkotyki i za kasę porywał ludzi. Czyli nie nadawałby się na idola, chyba że w Pruszkowie.
Dobry idol to martwy idol, a Che spełnia te warunki. Che stał się taką samą ikoną popkultury jak James Dean, Marilyn Monroe czy Elvis Presley. Jego zdjęcia i plakaty można kupić w Paryżu czy Nowym Jorku w sklepach muzycznych i budach z tandetnymi pamiątkami. Szkoda, że nie nagrał żadnej piosenki, bo jako trup zarabiałby taką kasę jak inni słynni nieboszczycy - Jim Morrison, Jimmy Hendrix czy Tupac Shakur. Ciekawe, że na koszulkach i plakatach Che jest zawsze taki sam. Mam podejrzenia, że to już nie jest prawdziwy Che. Jego twarz stała się słynnym logo, tak samo rozpoznawalnym jak logo Coca-Coli czy koncernu Shell.
Widziałem wiele zdjęć Che i czytałem jego dzienniki (lata temu opublikowało je któreś z pism literackich). Z zapisków tych wyłania się obraz totalnej pustki i osamotnienia. Partyzanci uciekali od Che, mając go za fanatyka i wariata. Jego sytuacja w Boliwii była tragikomiczna. Na wezwanie Che do rewolucji odezwała się jakaś marna garstka, która wkrótce i tak zdezerterowała. Ostatecznie chłopi, których chciał wyzwalać, sami wydali go rządowym żołnierzom. Fidel nie przysyłał pomocy i praktycznie postawił na nim krzyżyk, w sprytny sposób pozbywając się nadmiernie ambitnego konkurenta. Wcześniej komendante nie znalazł zrozumienia ani u rewolucjonistów w Kongu, ani w Tanzanii, gdzie usiłował wprowadzać swoje koncepcje partyzanckie. Ten niby geniusz wojny partyzanckiej, inicjator kontynentalnej guerrilli, zbyt często okazywał się zwykłym, zaślepionym własną sławą partaczem. I takie coś stało się wzorem dla wielu wrażliwych młodych ludzi?! No cóż z idolami tak bywa. Skoro buntownik bez powodu, symbol męskości James Dean był gejem, a Marilyn Monroe farbowaną blondynką, to fanatyk i morderca może być idolem wrażliwych i szlachetnych głupków.
Ciekawi mnie jednak, co zadecydowało o tym, że Che podbił świat bardziej po śmierci niż za życia. Pewnie ten beret z gwiazdką nałożony ukośnie na głowę i fajka luźno włożona w usta. Luz to podstawa. Najśmieszniejsze w historii wroga kapitalizmu Che Guevary jest to, że po latach służy on kapitalistom niczym lokaj w liberii podający drinka swemu jaśnie panu. W wielu reklamach adresowanych do młodzieży, które mają pomóc sprzedać jakiś towar, pojawiają się młodzieńcy w koszulkach z Che Guevarą (najnowsza to ta reklamująca sprzęt firmy JVC). Starzy spece od reklamy wiedzą, jak wcisnąć zbuntowanym młodzieńcom totalny kit o buncie. Kup naszą najnowszą kamerę JVC - jest ona tak samo jak ty niepowtarzalna i zbuntowana. Czy naiwny Che, walcząc samotnie na boliwijskiej wsi, mógł przypuszczać, że po latach będzie pomagał sprzedawać kamery wielkim koncernom elektronicznym? W grobie z wrażenia z pewnością wypuścił fajkę z ust. n
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.