Blair, wnuk Churchilla, syn Thatcher?
Blair to człowiek o dwóch twarzach - mówi "Wprost" Barry Legg, sekretarz generalny brytyjskiej Partii Konserwatywnej. - Jedna z nich to powszechnie akceptowana twarz przywódcy reprezentującego brytyjską rację stanu, czyli sojusz z USA i aktywny udział w ich polityce. Druga to twarz socjalisty, federalisty europejskiego i zwolennika nacjonalizacji brytyjskich kolei - dodaje. Czy aby na pewno?
W samo południe we wtorek 18 marca tego roku rozpoczęła się dla Tony'ego Blaira decydująca rozgrywka. Mógł stracić wszystko: urząd premiera, pozycję w partii, uznanie sojuszników. Dwa dni przed spodziewanym uderzeniem na reżim Saddama Husajna brytyjski premier stanął przed Izbą Gmin, która miała zezwolić na użycie wojsk w Iraku.
W Partii Pracy doszło do buntu deputowanych, na ulicach Londynu roiło się od antywojennych demonstrantów, w Kuwejcie stało pod bronią 40 tys. brytyjskich żołnierzy, a europejski "sojusznik" Jacques Chirac zablokował jedyną drogę do uniknięcia wojny, mówiąc, że "niezależnie od okoliczności" zawetuje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ każdą rezolucję w sprawie Iraku.
Pozostało tylko jedno: wziąć na siebie odpowiedzialność i rozpocząć akcję zbrojną. Gdyby Blair przegrał tamto głosowanie, poniósłby polityczną klęskę, a utrata stanowiska byłaby tylko kwestią czasu. Wygrał. Miesiąc później okazało się, że wygrał także wojnę. Stanowczość, jaką wykazywał od wielu miesięcy, sprawiła, że ten pięćdziesięciolatek stał się jednym z dwu ludzi (obok George'a W. Busha), którzy faktycznie rządzą współczesnym światem.
Racja siły
Brytyjscy premierzy nie boją się użycia siły. Naturalnie, lepiej wygrywać, prowadząc negocjacje, ale trzeba wybrać wojnę, jeśli jest to jedyny sposób spełnienia obowiązku wobec kraju - takiego podejścia nauczyła Brytyjczyków Irlandia Północna, dekady stabilizowania tam sytuacji, gdy trzeba było jednocześnie trzymać palec na spuście i wyciągać rękę do porozumienia. Konieczność sięgania po środki militarne w dużym stopniu uwolniła brytyjskich przywódców od politycznej hipokryzji, która innym każe się podlizywać tłumom protestującym przeciw przemocy.
Margaret Thatcher wysyłająca wojska na Falklandy w 1982 r. i Tony Blair podejmujący decyzję o zaatakowaniu baz terrorystycznych w Afganistanie, a potem reżimu Husajna w Iraku w gruncie rzeczy nawiązują do brytyjskiej tradycji, której symbolem stał się rozkaz Nelsona wywieszany na okręcie flagowym przed atakiem: "Anglia oczekuje, że każdy spełni swój obowiązek". Czy można zatem zaryzykować tezę, że Blair jest politycznym wnukiem Churchilla i synem Thatcher?
Porównanie Blaira z "żelazną damą" wydaje się dość karkołomne. Zwolennik tezy, że ci politycy są skrajnie różni, znalazłby dość argumentów na jej poparcie, by napisać książkę. Mimo to w świecie, który poszukuje mężów stanu, zawiedziony postawą "małych ludzi do wielkich interesów", Blair wyrasta na postać szczególną. Jego polityka wypływa z ugruntowanej wizji świata, a on sam ma nie tylko gładkość doskonałego mówcy, wykształconego prawnika, ale i wewnętrzną twardość i determinację. Wolę w służbie dobra.
Wszystkim, którzy mogą być zaskoczeni postawą brytyjskiego premiera, warto przypomnieć jedno z jego pierwszych publicznych wystąpień. W maju 1997 r., dwa tygodnie po objęciu urzędu, Blair pojechał do Ulsteru, gdzie zaczął od podziękowania swojemu poprzednikowi z Partii Konserwatywnej za wszystko, co ten uczynił dla Irlandii. W poważnych sprawach nie ma miejsca na małostkowość i docinanie politycznym przeciwnikom. Blair nie miał wątpliwości, że tam gdzie chodzi o życie i śmierć, nie wolno się bawić w politykierstwo: "Są chwile, gdy nadmiar kalkulacji oznacza nierobienie niczego, są chwile, gdy przywódca polityczny musi iść za instynktem, który mówi mu, co jest dobre i słuszne" - stwierdził. Tu z pewnością przypomniał klasą Winstona Churchilla.
Wyboista trzecia droga
Zaczął od nadrabiania zaległości. Gdy w maju 1997 r. wprowadził się do domu przy Downing Street 10, Wielkiej Brytanii pozostawało niespełna osiem miesięcy do objęcia przewodnictwa w Unii Europejskiej, a stosunki z resztą Europy były - delikatnie mówiąc - trudne. Brytyjska wołowina była objęta całkowitym zakazem eksportu, co finansowo odczuwały tysiące rolników, brytyjski głos w sprawach gospodarczych był lekceważony z powodu niejasnego stanowiska Wielkiej Brytanii wobec wspólnej europejskiej waluty.
Blair szybko zdołał dołączyć do czołówki przywódców, którzy podejmują najważniejsze decyzje w UE. Prezydent Francji ze swoim protekcjonalnym sposobem bycia nigdy nie należał do jego ulubionych rozmówców. Premier Wielkiej Brytanii partnera znalazł w kanclerzu Niemiec. W roku 1999 opublikowali wspólny manifest polityczny partii socjaldemokratycznych, nazwany przez laburzystów trzecią drogą, a przez polityków SPD nowym centrum. Był on wyrazem pełnego nadziei nastawienia europejskich socjalistów, chcących u progu XXI wieku wspólnie pokazać wyborcom, że przemyśleli błędy poprzedników i nie powrócą do "prostackiego interwencjonizmu państwowego", choć jednocześnie będą się starali rozwiązywać problemy społeczne.
Manifest doskonale przyjęto na brukselskich salonach, zwłaszcza że słowom towarzyszyły czyny. Blair doprowadził do zaakceptowania przez Wielką Brytanię płacy minimalnej, czego wymagała Europejska Karta Socjalna, odrzucona przez jego konserwatywnych poprzedników.
Konrad Wallenrod lewicy
Nim Blair wszedł przebojem na europejskie salony, z podobną energią zmienił własną partię. Po erze Margaret Thatcher Partia Pracy była w opłakanym stanie. Czterokrotnie przegrane wybory sprawiły, że wielu Brytyjczyków zaczęło wątpić w to, że w jej szeregach znajdą się ludzie zdolni do rządzenia. Przywódcy ugrupowania byli obciążeni mocno lewicową i pacyfistyczną przeszłością, co w brytyjskim społeczeństwie nigdy nie cieszyło się nadmierną popularnością. Ponadto szeregi laburzystów zdominowały związki zawodowe dominujące przy ustalaniu list wyborczych. Na domiar złego w statucie partii znajdował się zapis o popieraniu gospodarki uspołecznionej, co budziło zrozumiałe obawy wyborców.
Blair został szefem Partii Pracy w 1994 r. i natychmiast poruszył problem tego właśnie zapisu. Powiedział kolegom jasno: albo zmienicie sposób myślenia o polityce, albo do końca swych dni będziecie grzać ławy opozycji. Przekonał ich. Ze statutu usunięto zapis o gospodarce uspołecznionej i Blair zabrał się do tworzenia programu nowych laburzystów.
Znakomicie wykorzystał kryzys decyzyjny i ideowy, w którym pogrążyła się w połowie lat 90. Partia Konserwatywna. Mistrzowskim posunięciem było odebranie konserwatystom opinii partii prawa i porządku. Blair zaczął lansować hasło: "Twardzi wobec przestępczości, twardzi wobec przyczyn przestępczości", i przekonał społeczeństwo, że jego ugrupowanie przywróci na wyspach poczucie bezpieczeństwa. Zniszczył też tradycyjny obraz Partii Pracy jako ekspozytury związków zawodowych zwiększającej podatki w celu wprowadzenia nowych programów socjalnych. Ukrócił władzę związkowców w partii i obiecał przedsiębiorcom zmniejszenie obciążeń fiskalnych. Dotrzymał słowa.
Nasz sposób życia
"Nadszedł czas, byśmy pokazali, że będziemy walczyć o to, co jest słuszne, że będziemy zwalczać tyranie i dyktatury oraz terrorystów, którzy zagrażają naszemu sposobowi życia, abyśmy w chwili podejmowania decyzji pokazali, że starczy nam odwagi, by zrobić rzecz właściwą". Nie powiedział tego Ronald Reagan ani Winston Churchill. To słowa Tony'ego Blaira wypowiedziane w marcu tego roku. Trudno się oprzeć wrażeniu, że z takimi poglądami Blair znakomicie by pasował do ekipy Reagana, która w latach 80. jasno określiła miejsce zła na mapie świata. Otwarte pozostaje pytanie, czym właściwie jest "nasz sposób życia".
Niewzruszona wiara we własne poczucie sprawiedliwości jest nieoceniona w walce z dyktatorami lub terroryzmem, a więc gdy wiadomo, gdzie leży prawda, ale w kwestiach gospodarczych i społecznych może być przyczyną kłopotów. Tony Blair udowodnił, że jest politykiem dużego formatu - mimo że na początku kadencji postrzegano go jako produkt politycznego marketingu, wyrósł na męża stanu. Teraz będzie się musiał zdecydować, czy wśród wielkich postaci brytyjskiej polityki po II wojnie światowej zechce zająć miejsce bliżej Clementa Attlee, który znacjonalizował przemysł i wprowadził socjalizm, czy Margaret Thatcher, która przemysł sprywatyzowała i pchnęła na tory rozwoju.
W samo południe we wtorek 18 marca tego roku rozpoczęła się dla Tony'ego Blaira decydująca rozgrywka. Mógł stracić wszystko: urząd premiera, pozycję w partii, uznanie sojuszników. Dwa dni przed spodziewanym uderzeniem na reżim Saddama Husajna brytyjski premier stanął przed Izbą Gmin, która miała zezwolić na użycie wojsk w Iraku.
W Partii Pracy doszło do buntu deputowanych, na ulicach Londynu roiło się od antywojennych demonstrantów, w Kuwejcie stało pod bronią 40 tys. brytyjskich żołnierzy, a europejski "sojusznik" Jacques Chirac zablokował jedyną drogę do uniknięcia wojny, mówiąc, że "niezależnie od okoliczności" zawetuje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ każdą rezolucję w sprawie Iraku.
Pozostało tylko jedno: wziąć na siebie odpowiedzialność i rozpocząć akcję zbrojną. Gdyby Blair przegrał tamto głosowanie, poniósłby polityczną klęskę, a utrata stanowiska byłaby tylko kwestią czasu. Wygrał. Miesiąc później okazało się, że wygrał także wojnę. Stanowczość, jaką wykazywał od wielu miesięcy, sprawiła, że ten pięćdziesięciolatek stał się jednym z dwu ludzi (obok George'a W. Busha), którzy faktycznie rządzą współczesnym światem.
Racja siły
Brytyjscy premierzy nie boją się użycia siły. Naturalnie, lepiej wygrywać, prowadząc negocjacje, ale trzeba wybrać wojnę, jeśli jest to jedyny sposób spełnienia obowiązku wobec kraju - takiego podejścia nauczyła Brytyjczyków Irlandia Północna, dekady stabilizowania tam sytuacji, gdy trzeba było jednocześnie trzymać palec na spuście i wyciągać rękę do porozumienia. Konieczność sięgania po środki militarne w dużym stopniu uwolniła brytyjskich przywódców od politycznej hipokryzji, która innym każe się podlizywać tłumom protestującym przeciw przemocy.
Margaret Thatcher wysyłająca wojska na Falklandy w 1982 r. i Tony Blair podejmujący decyzję o zaatakowaniu baz terrorystycznych w Afganistanie, a potem reżimu Husajna w Iraku w gruncie rzeczy nawiązują do brytyjskiej tradycji, której symbolem stał się rozkaz Nelsona wywieszany na okręcie flagowym przed atakiem: "Anglia oczekuje, że każdy spełni swój obowiązek". Czy można zatem zaryzykować tezę, że Blair jest politycznym wnukiem Churchilla i synem Thatcher?
Porównanie Blaira z "żelazną damą" wydaje się dość karkołomne. Zwolennik tezy, że ci politycy są skrajnie różni, znalazłby dość argumentów na jej poparcie, by napisać książkę. Mimo to w świecie, który poszukuje mężów stanu, zawiedziony postawą "małych ludzi do wielkich interesów", Blair wyrasta na postać szczególną. Jego polityka wypływa z ugruntowanej wizji świata, a on sam ma nie tylko gładkość doskonałego mówcy, wykształconego prawnika, ale i wewnętrzną twardość i determinację. Wolę w służbie dobra.
Wszystkim, którzy mogą być zaskoczeni postawą brytyjskiego premiera, warto przypomnieć jedno z jego pierwszych publicznych wystąpień. W maju 1997 r., dwa tygodnie po objęciu urzędu, Blair pojechał do Ulsteru, gdzie zaczął od podziękowania swojemu poprzednikowi z Partii Konserwatywnej za wszystko, co ten uczynił dla Irlandii. W poważnych sprawach nie ma miejsca na małostkowość i docinanie politycznym przeciwnikom. Blair nie miał wątpliwości, że tam gdzie chodzi o życie i śmierć, nie wolno się bawić w politykierstwo: "Są chwile, gdy nadmiar kalkulacji oznacza nierobienie niczego, są chwile, gdy przywódca polityczny musi iść za instynktem, który mówi mu, co jest dobre i słuszne" - stwierdził. Tu z pewnością przypomniał klasą Winstona Churchilla.
Wyboista trzecia droga
Zaczął od nadrabiania zaległości. Gdy w maju 1997 r. wprowadził się do domu przy Downing Street 10, Wielkiej Brytanii pozostawało niespełna osiem miesięcy do objęcia przewodnictwa w Unii Europejskiej, a stosunki z resztą Europy były - delikatnie mówiąc - trudne. Brytyjska wołowina była objęta całkowitym zakazem eksportu, co finansowo odczuwały tysiące rolników, brytyjski głos w sprawach gospodarczych był lekceważony z powodu niejasnego stanowiska Wielkiej Brytanii wobec wspólnej europejskiej waluty.
Blair szybko zdołał dołączyć do czołówki przywódców, którzy podejmują najważniejsze decyzje w UE. Prezydent Francji ze swoim protekcjonalnym sposobem bycia nigdy nie należał do jego ulubionych rozmówców. Premier Wielkiej Brytanii partnera znalazł w kanclerzu Niemiec. W roku 1999 opublikowali wspólny manifest polityczny partii socjaldemokratycznych, nazwany przez laburzystów trzecią drogą, a przez polityków SPD nowym centrum. Był on wyrazem pełnego nadziei nastawienia europejskich socjalistów, chcących u progu XXI wieku wspólnie pokazać wyborcom, że przemyśleli błędy poprzedników i nie powrócą do "prostackiego interwencjonizmu państwowego", choć jednocześnie będą się starali rozwiązywać problemy społeczne.
Manifest doskonale przyjęto na brukselskich salonach, zwłaszcza że słowom towarzyszyły czyny. Blair doprowadził do zaakceptowania przez Wielką Brytanię płacy minimalnej, czego wymagała Europejska Karta Socjalna, odrzucona przez jego konserwatywnych poprzedników.
Konrad Wallenrod lewicy
Nim Blair wszedł przebojem na europejskie salony, z podobną energią zmienił własną partię. Po erze Margaret Thatcher Partia Pracy była w opłakanym stanie. Czterokrotnie przegrane wybory sprawiły, że wielu Brytyjczyków zaczęło wątpić w to, że w jej szeregach znajdą się ludzie zdolni do rządzenia. Przywódcy ugrupowania byli obciążeni mocno lewicową i pacyfistyczną przeszłością, co w brytyjskim społeczeństwie nigdy nie cieszyło się nadmierną popularnością. Ponadto szeregi laburzystów zdominowały związki zawodowe dominujące przy ustalaniu list wyborczych. Na domiar złego w statucie partii znajdował się zapis o popieraniu gospodarki uspołecznionej, co budziło zrozumiałe obawy wyborców.
Blair został szefem Partii Pracy w 1994 r. i natychmiast poruszył problem tego właśnie zapisu. Powiedział kolegom jasno: albo zmienicie sposób myślenia o polityce, albo do końca swych dni będziecie grzać ławy opozycji. Przekonał ich. Ze statutu usunięto zapis o gospodarce uspołecznionej i Blair zabrał się do tworzenia programu nowych laburzystów.
Znakomicie wykorzystał kryzys decyzyjny i ideowy, w którym pogrążyła się w połowie lat 90. Partia Konserwatywna. Mistrzowskim posunięciem było odebranie konserwatystom opinii partii prawa i porządku. Blair zaczął lansować hasło: "Twardzi wobec przestępczości, twardzi wobec przyczyn przestępczości", i przekonał społeczeństwo, że jego ugrupowanie przywróci na wyspach poczucie bezpieczeństwa. Zniszczył też tradycyjny obraz Partii Pracy jako ekspozytury związków zawodowych zwiększającej podatki w celu wprowadzenia nowych programów socjalnych. Ukrócił władzę związkowców w partii i obiecał przedsiębiorcom zmniejszenie obciążeń fiskalnych. Dotrzymał słowa.
Nasz sposób życia
"Nadszedł czas, byśmy pokazali, że będziemy walczyć o to, co jest słuszne, że będziemy zwalczać tyranie i dyktatury oraz terrorystów, którzy zagrażają naszemu sposobowi życia, abyśmy w chwili podejmowania decyzji pokazali, że starczy nam odwagi, by zrobić rzecz właściwą". Nie powiedział tego Ronald Reagan ani Winston Churchill. To słowa Tony'ego Blaira wypowiedziane w marcu tego roku. Trudno się oprzeć wrażeniu, że z takimi poglądami Blair znakomicie by pasował do ekipy Reagana, która w latach 80. jasno określiła miejsce zła na mapie świata. Otwarte pozostaje pytanie, czym właściwie jest "nasz sposób życia".
Niewzruszona wiara we własne poczucie sprawiedliwości jest nieoceniona w walce z dyktatorami lub terroryzmem, a więc gdy wiadomo, gdzie leży prawda, ale w kwestiach gospodarczych i społecznych może być przyczyną kłopotów. Tony Blair udowodnił, że jest politykiem dużego formatu - mimo że na początku kadencji postrzegano go jako produkt politycznego marketingu, wyrósł na męża stanu. Teraz będzie się musiał zdecydować, czy wśród wielkich postaci brytyjskiej polityki po II wojnie światowej zechce zająć miejsce bliżej Clementa Attlee, który znacjonalizował przemysł i wprowadził socjalizm, czy Margaret Thatcher, która przemysł sprywatyzowała i pchnęła na tory rozwoju.
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.