Cieszę się, że Małgorzata Domagalik ("Schwul, czyli pedał", nr 19) włączyła się do dyskusji o kampanii plakatowej ("Niech nas zobaczą") organizacji homoseksualnych.
Przykro mi, że polemizując z moim stanowiskiem w tej kwestii, szanowna koleżanka po piórze polemizuje z karykaturą moich poglądów. Przypomnę, że chodzi o kampanię plakatową i billboardową w czterech dużych polskich miastach, w ramach której na ulicach eksponowane są zdjęcia par homoseksualnych. Wystawa wzbudziła protesty radnych prawicy, niektórzy prezydenci miast wybranych na miejsce akcji zdystansowali się wobec niej, wiele plakatów zostało zamazanych. Cała sprawa sprowokowała list polityków i intelektualistów, którzy uznali losy akcji za zagrożenie dla wolności demokratycznych w Polsce. Stawiam inne pytanie: do kogo należy przystanek autobusowy? Tradycyjne normy kulturowe Polaków i wiara katolicka, którą wyznaje spory ich odsetek, sprawiają, że część z nich nie akceptuje homoseksualizmu. Dla tych ludzi plakaty z trzymającymi się za ręce parami homoseksualnymi są wizualną agresją obyczajową w miejscu publicznym. W jakim stopniu te osoby mają prawo do protestu przeciw prowokacji obyczajowej dotykającej ich w miejscu publicznym? Jak znaleźć granicę między wrażliwością ludzi o konserwatywnych poglądach a chęcią aktywistów ruchu homoseksualnego do lansowania swojego stylu życia? Uważam, że nie jest właściwe traktowanie osób nie popierających homoseksualizmu jako ciemnej dziczy, którą trzeba zmusić do zaakceptowania czegoś, czego nie akceptują. A ten właśnie ton pobrzmiewa w liście intelektualistów w sprawie akcji "Niech nas zobaczą". W razie jakiegokolwiek oporu moralną maczugą staje się hasło "homofobia". Stosuje się tę maczugę wobec wszystkich tych, którzy w wypadku akcji w rodzaju "Niech nas zobaczą" mają wątpliwości. W ten sposób Małgorzata Domagalik zwolniła się od dyskusji z publicystą "Rzeczpospolitej" Maciejem Rybińskim. Skoro Rybiński to homofob, to nic nie różni go od skina, który z racji irracjonalnej nienawiści marzy o skatowaniu homoseksualisty w jakimś ciemnym zaułku. A skoro Rybińskiego nic nie różni od skina, to nie zasługuje on na dyskusję. W podobny sposób ułatwia sobie pani Małgorzata dyskusję ze mną. Boję się Semki - głosi - i w ten nieskomplikowany sposób wprowadza dyskusję na poziom lęków, budując postępową "wspólnotę lęku". Co ciekawe, takiej podpórki dyskusyjnej używa publicystka, która od lat twierdzi, że niechęć wobec homoseksualistów to wyłącznie efekt irracjonalnych lęków przed inną opcją seksualną. Zwolenniczka obozu, który utrzymuje, że niechęć wobec oglądania zdjęć par homoseksualistów to wynik ciemnoty, zabobonu i lęku przed dyskusją. Jak się okazuje, nowym zjawiskiem jest raczej niechęć do dyskusji na temat homoseksualizmu ze strony obozu obyczajowego postępu. O tym, jak takie dyskusje wyglądają w Polsce, przekonała się znana psycholog dr Zofia Milska-Wrzosińska, która w zeszłym roku podjęła rzeczową rozmowę na temat domniemanego genetycznego uwarunkowania opcji homoseksualnej. Jej polemistą był wówczas dr Jacek Kochanowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz na łamach homoseksualnej witryny internetowej "Inne strony", w ramach dyskusji wewnątrzśrodowiskowej, dr Kochanowski w arogancki sposób obraża dr Milską-Wrzosińską i zachęca Kampanię przeciw Homofobii do demonstrowania przed instytucją, w której ona pracuje. Odnoszę wrażenie, że organizacje homoseksualne, walcząc o wolność dla swoich poglądów (pod sztandarem walki z homofobią), chcą zmusić do milczenia wszystkich tych, którzy mają inne zdanie na ten temat. Stąd publicystyczne egzorcyzmy Małgorzaty Domagalik nad "wyczulonymi na wszelką demoralizację śledczymi". No cóż, łatwiej jest ubierać polemistów w szaty inkwizytorów, niż zastanowić się, w jakim stopniu czyjeś rozumienie wolności nie narusza poczucia wolności innych. W Polsce nikt nie ingeruje w działanie klubów homoseksualnych, w każdym kiosku można nabyć pisma tej orientacji. Czy to dużo, czy mało? Czy też jest to punkt wyjścia do kolejnych etapów "postępów postępu", na przykład akcji plakatowej na ulicach lub korekt w nauczaniu seksualnym w szkołach? Na ten temat dyskusji nie da się uniknąć. Chyba że szermierze wolności zmuszą polemistów do milczenia, wskazując im, jak to czyni Małgorzata Domagalik, miejsca w domu wariatów. Ja wolę dyskusję.
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.