Po 1989 roku kuźnie kadr gospodarki socjalistycznej pospiesznie przemalowano na świątynie biznesu
1989 r. poza bardzo nielicznymi wyjątkami (np. Uniwersytet Warszawski) nie było na naszych uczelniach wydziałów ani instytutów zarządzania o profilu choćby zbliżonym do menedżerskiego. Wiele było natomiast uczelni i wydziałów ekonomicznych, prowadzących zajęcia z najróżniejszych dziedzin i obszarów "ekonomii socjalizmu", "ekonomii politycznej" "ekonomik branżowych", "planowania" "programowania rozwoju" itp. Dysponowały one sporym potencjałem materialnym, liczną grupą specjalistów od "ekonomii socjalizmu" gwałtownie poszukujących zajęcia oraz nieliczną grupką naukowców, którzy zetknęli się z zachodnią nauką i praktyką zarządzania. To oni ściągnęli do swoich uczelni programy pomocowe, które pomogły pospiesznie przemalować niedawne kuźnie kadr gospodarki socjalistycznej na świątynie biznesu i szkoły zarządzania.
Szkoła ekonomii kontra szkoła biznesu
Przemiana szkół ekonomii socjalizmu w biznesowe była w Polsce powierzchowna. Wystarczyła jednak, by zapewnić napływ wielu studentów na studia dzienne oraz płatne zaoczne i podyplomowe, co z kolei gwarantowało dobrą sytuację finansową. Dydaktyka i badania w tych uczelniach były jednak nadal zdominowane przez problematykę i przedmioty ekonomiczne - makro- i mikroekonomię, ekonometrię, statystykę, badania operacyjne i ekonomiki branżowe. W typowych szkołach biznesu są to co najwyżej drugorzędne przedmioty pomocnicze. W ten sposób nastąpiło u nas zatarcie różnicy między uczelnią ekonomiczną i szkołą biznesu. W rezultacie rynek i władze szkolnictwa wyższego nie odróżniają wykształcenia ekonomicznego od tego w dziedzinie biznesu. Tymczasem na świecie te różnice są bardzo wyraźne. Kierunki ekonomiczne są tam nieliczne i elitarne. Na większości liczących się uniwersytetów amerykańskich ekonomia nie jest nawet wydziałem, a jedynie departamentem, kształcącym (przeważnie na bardzo dobrym poziomie) nieliczną grupkę matematyczno-ekonomicznych geniuszy: przyszłych nauczycieli akademickich, ekspertów czy analityków. Szkoły biznesu natomiast są w USA wielkimi i z reguły najbogatszymi wydziałami uniwersytetów, a w Europie są często niezależnymi uczelniami.
Większość szkół niepaństwowych, które powstały w Polsce w latach 90., powieliła wzorzec uczelni państwowych i zatrudniła na drugich etatach ich kadrę. Tylko nieliczne, na przykład WSB-NLU w Nowym Sączu, od początku postawiły na model szkoły biznesu. Dopiero w ostatnich latach sytuacja zaczęła się zmieniać. W kolejnych uczelniach (państwowych i niepaństwowych) do głosu dochodzą młodsze pokolenia pracowników nauki specjalizujących się w dyscyplinach typowych dla zarządzania. Pod wpływem kontaktów z uczelniami zagranicznymi próbują oni realizować u siebie model szkoły biznesu. Nie bez znaczenia jest także zaostrzająca się konkurencja o studenta i wpływ przedsiębiorstw (odbiorców absolwentów), które wręcz popychają uczelnie w tym kierunku (zwłaszcza na studiach i szkoleniach podyplomowych). Na naszym rynku edukacyjnym zaczyna się więc kształtować grupa szkół wyższych, które w coraz większym stopniu odpowiadają zachodniemu wzorcowi szkoły biznesu.
Osiem reguł szkoły biznesu
Wśród wielu haseł poświęconych edukacji menedżerskiej w "Międzynarodowej encyklopedii biznesu i zarządzania" (byłem członkiem rady redakcyjnej i jednym z autorów) znajduje się hasło "business schools". Jego autor, Andrew J. Policano, wieloletni dziekan szkoły biznesu w University of Wisconsin w Madison, przedstawił listę cech odróżniających szkoły biznesu od innych uczelni lub wydziałów szkół wyższych. Po pierwsze mają one silną kadrę akademicką, legitymującą się osiągnięciami i prowadzącą badania o międzynarodowej renomie w podstawowych dla biznesu dyscyplinach: zarządzaniu, rachunkowości, finansach i marketingu. Po drugie, powinny dysponować wysoko cenionymi programami akademickimi w dziedzinie ogólnego zarządzania przynajmniej na dwóch z trzech poziomów: licencjackim, magisterskim i doktorskim. Po trzecie, powinny oferować zestaw wysoko cenionych specjalizacji "niszowych" w takich dziedzinach, jak zarządzanie służbą zdrowia, biznes międzynarodowy, instrumenty finansowe, strategie marketingowe i zarządzanie ludźmi. Po czwarte, winny mieć znakomite kontakty ze światem biznesu i wynikające z nich programy kształcenia ustawicznego oraz rozwoju menedżerów. Po piąte, mają funkcjonować dzięki opłatom studentów (pokrywających koszty operacyjne), a rozwijać się (zwłaszcza programy, bazę i kadry) dzięki dotacjom, m.in. biznesu, fundacji, władz lokalnych, agend państwa. Po szóste, powinny wykorzystywać w dydaktyce, zarządzaniu operacjami i badaniach naukowych najnowsze sieciowe techniki informatyczne, telekomunikacyjne i multimedialne. Po siódme, musi je wyróżniać profesjonalny marketing i public relations. Po ósme wreszcie - powinny utrzymywać ścisłe więzi z absolwentami oraz rozbudowane służby promowania karier absolwentów.
Europejska Fundacja Rozwoju Zarządzania (EFMD) w Brukseli dodaje do amerykańskich kryteriów umiędzynarodowienie, co w praktyce oznacza uzyskanie prestiżowej europejskiej akredytacji EQUIS. Umiędzynarodowienie to nie tylko wielonarodowość kadry wykładowców oraz studentów posługujących się angielskim jako światowym językiem biznesu, ale też udział w międzynarodowych programach dydaktycznych i badawczych, eksport produktów edukacyjnych, nacisk na zarządzanie międzynarodowe i umiejętności funkcjonowania w globalnym środowisku biznesu. Nie jest przypadkiem, że tylko jedna szkoła biznesu w Europie Środkowo-Wschodniej (notabene ta, którą kieruję) ma akredytację EQUIS.
Edukacja menedżerska w niebezpieczeństwie
W sierpniu 2002 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Szkół Biznesu (AACSB International) opublikowało raport na temat edukacji menedżerskiej w USA na międzynarodowym tle. Raport nosi znamienny tytuł "Edukacja menedżerska w niebezpieczeństwie". Wśród zagrożeń dla obowiązującego modelu szkoły biznesu na pierwszym miejscu wymienia się ogromne rozdrobnienie i zróżnicowanie podmiotów oferujących usługi edukacyjne w dziedzinie biznesu i zarządzania. Prowadzi to do dezorientacji nabywców i chaosu na rynku, co umożliwia sprzedaż produktów bardzo niskiej jakości. Instytucje akademickie muszą bezpośrednio konkurować z komercyjnymi firmami szkoleniowymi, które mają często wirtualny byt, nie mają stałego personelu, nie ponoszą kosztów badań naukowych, rozwoju programów i kadry. Tendencję tę potęguje umiędzynarodowienie edukacji menedżerskiej. Na mniej rozwiniętych i wymagających rynkach żerują podmioty oferujące bezwartościowe programy pod zagraniczną marką. Akredytacje mogą te negatywne zjawiska ograniczyć, ale ich nie wyeliminują.
Zagrożeniem dla modelu ogólnego kształcenia w dziedzinie zarządzania jest też segmentacja rynku i specyficzne potrzeby w takich obszarach, jak służba zdrowia, edukacja, media, show-biznes, kultura czy więziennictwo. Z jednej strony, nie wiadomo, jaka jest praktyczna użyteczność ogólnej edukacji menedżerskiej, z drugiej - jaki sens ma specjalizacja szkół biznesu i oferowanych przez nie programów. Także rozwój kadry akademickiej nie idzie w parze z rozwojem szkół biznesu. Prowadzi to do niedoboru wysoko kwalifikowanych nauczycieli akademickich w dziedzinie zarządzania. Umiędzynarodowienie rynku pracy kadry akademickiej może tu być ratunkiem, ale tylko dla najbogatszych. Szkoły biznesu stają się ponadto sektorem, w którym na coraz większą skalę stosuje się technologię informacyjną, co w nieunikniony sposób prowadzi do wzrostu kosztów kształcenia.
Szkoła ekonomii kontra szkoła biznesu
Przemiana szkół ekonomii socjalizmu w biznesowe była w Polsce powierzchowna. Wystarczyła jednak, by zapewnić napływ wielu studentów na studia dzienne oraz płatne zaoczne i podyplomowe, co z kolei gwarantowało dobrą sytuację finansową. Dydaktyka i badania w tych uczelniach były jednak nadal zdominowane przez problematykę i przedmioty ekonomiczne - makro- i mikroekonomię, ekonometrię, statystykę, badania operacyjne i ekonomiki branżowe. W typowych szkołach biznesu są to co najwyżej drugorzędne przedmioty pomocnicze. W ten sposób nastąpiło u nas zatarcie różnicy między uczelnią ekonomiczną i szkołą biznesu. W rezultacie rynek i władze szkolnictwa wyższego nie odróżniają wykształcenia ekonomicznego od tego w dziedzinie biznesu. Tymczasem na świecie te różnice są bardzo wyraźne. Kierunki ekonomiczne są tam nieliczne i elitarne. Na większości liczących się uniwersytetów amerykańskich ekonomia nie jest nawet wydziałem, a jedynie departamentem, kształcącym (przeważnie na bardzo dobrym poziomie) nieliczną grupkę matematyczno-ekonomicznych geniuszy: przyszłych nauczycieli akademickich, ekspertów czy analityków. Szkoły biznesu natomiast są w USA wielkimi i z reguły najbogatszymi wydziałami uniwersytetów, a w Europie są często niezależnymi uczelniami.
Większość szkół niepaństwowych, które powstały w Polsce w latach 90., powieliła wzorzec uczelni państwowych i zatrudniła na drugich etatach ich kadrę. Tylko nieliczne, na przykład WSB-NLU w Nowym Sączu, od początku postawiły na model szkoły biznesu. Dopiero w ostatnich latach sytuacja zaczęła się zmieniać. W kolejnych uczelniach (państwowych i niepaństwowych) do głosu dochodzą młodsze pokolenia pracowników nauki specjalizujących się w dyscyplinach typowych dla zarządzania. Pod wpływem kontaktów z uczelniami zagranicznymi próbują oni realizować u siebie model szkoły biznesu. Nie bez znaczenia jest także zaostrzająca się konkurencja o studenta i wpływ przedsiębiorstw (odbiorców absolwentów), które wręcz popychają uczelnie w tym kierunku (zwłaszcza na studiach i szkoleniach podyplomowych). Na naszym rynku edukacyjnym zaczyna się więc kształtować grupa szkół wyższych, które w coraz większym stopniu odpowiadają zachodniemu wzorcowi szkoły biznesu.
Osiem reguł szkoły biznesu
Wśród wielu haseł poświęconych edukacji menedżerskiej w "Międzynarodowej encyklopedii biznesu i zarządzania" (byłem członkiem rady redakcyjnej i jednym z autorów) znajduje się hasło "business schools". Jego autor, Andrew J. Policano, wieloletni dziekan szkoły biznesu w University of Wisconsin w Madison, przedstawił listę cech odróżniających szkoły biznesu od innych uczelni lub wydziałów szkół wyższych. Po pierwsze mają one silną kadrę akademicką, legitymującą się osiągnięciami i prowadzącą badania o międzynarodowej renomie w podstawowych dla biznesu dyscyplinach: zarządzaniu, rachunkowości, finansach i marketingu. Po drugie, powinny dysponować wysoko cenionymi programami akademickimi w dziedzinie ogólnego zarządzania przynajmniej na dwóch z trzech poziomów: licencjackim, magisterskim i doktorskim. Po trzecie, powinny oferować zestaw wysoko cenionych specjalizacji "niszowych" w takich dziedzinach, jak zarządzanie służbą zdrowia, biznes międzynarodowy, instrumenty finansowe, strategie marketingowe i zarządzanie ludźmi. Po czwarte, winny mieć znakomite kontakty ze światem biznesu i wynikające z nich programy kształcenia ustawicznego oraz rozwoju menedżerów. Po piąte, mają funkcjonować dzięki opłatom studentów (pokrywających koszty operacyjne), a rozwijać się (zwłaszcza programy, bazę i kadry) dzięki dotacjom, m.in. biznesu, fundacji, władz lokalnych, agend państwa. Po szóste, powinny wykorzystywać w dydaktyce, zarządzaniu operacjami i badaniach naukowych najnowsze sieciowe techniki informatyczne, telekomunikacyjne i multimedialne. Po siódme, musi je wyróżniać profesjonalny marketing i public relations. Po ósme wreszcie - powinny utrzymywać ścisłe więzi z absolwentami oraz rozbudowane służby promowania karier absolwentów.
Europejska Fundacja Rozwoju Zarządzania (EFMD) w Brukseli dodaje do amerykańskich kryteriów umiędzynarodowienie, co w praktyce oznacza uzyskanie prestiżowej europejskiej akredytacji EQUIS. Umiędzynarodowienie to nie tylko wielonarodowość kadry wykładowców oraz studentów posługujących się angielskim jako światowym językiem biznesu, ale też udział w międzynarodowych programach dydaktycznych i badawczych, eksport produktów edukacyjnych, nacisk na zarządzanie międzynarodowe i umiejętności funkcjonowania w globalnym środowisku biznesu. Nie jest przypadkiem, że tylko jedna szkoła biznesu w Europie Środkowo-Wschodniej (notabene ta, którą kieruję) ma akredytację EQUIS.
Edukacja menedżerska w niebezpieczeństwie
W sierpniu 2002 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Szkół Biznesu (AACSB International) opublikowało raport na temat edukacji menedżerskiej w USA na międzynarodowym tle. Raport nosi znamienny tytuł "Edukacja menedżerska w niebezpieczeństwie". Wśród zagrożeń dla obowiązującego modelu szkoły biznesu na pierwszym miejscu wymienia się ogromne rozdrobnienie i zróżnicowanie podmiotów oferujących usługi edukacyjne w dziedzinie biznesu i zarządzania. Prowadzi to do dezorientacji nabywców i chaosu na rynku, co umożliwia sprzedaż produktów bardzo niskiej jakości. Instytucje akademickie muszą bezpośrednio konkurować z komercyjnymi firmami szkoleniowymi, które mają często wirtualny byt, nie mają stałego personelu, nie ponoszą kosztów badań naukowych, rozwoju programów i kadry. Tendencję tę potęguje umiędzynarodowienie edukacji menedżerskiej. Na mniej rozwiniętych i wymagających rynkach żerują podmioty oferujące bezwartościowe programy pod zagraniczną marką. Akredytacje mogą te negatywne zjawiska ograniczyć, ale ich nie wyeliminują.
Zagrożeniem dla modelu ogólnego kształcenia w dziedzinie zarządzania jest też segmentacja rynku i specyficzne potrzeby w takich obszarach, jak służba zdrowia, edukacja, media, show-biznes, kultura czy więziennictwo. Z jednej strony, nie wiadomo, jaka jest praktyczna użyteczność ogólnej edukacji menedżerskiej, z drugiej - jaki sens ma specjalizacja szkół biznesu i oferowanych przez nie programów. Także rozwój kadry akademickiej nie idzie w parze z rozwojem szkół biznesu. Prowadzi to do niedoboru wysoko kwalifikowanych nauczycieli akademickich w dziedzinie zarządzania. Umiędzynarodowienie rynku pracy kadry akademickiej może tu być ratunkiem, ale tylko dla najbogatszych. Szkoły biznesu stają się ponadto sektorem, w którym na coraz większą skalę stosuje się technologię informacyjną, co w nieunikniony sposób prowadzi do wzrostu kosztów kształcenia.
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.