Pax Americana to błogosławiony dyktat umiejętności i sprawności
Nie udała nam się druga Polska, nic nie wyszło z drugiej Japonii, może wypali drugi Irak?
O ile dobrze pamiętam, starożytni nie znali bóstwa opiekującego się geopolityką, a przecież takie właśnie bóstwo od kilkunastu lat daje prezenty naszemu krajowi. Upadek muru berlińskiego, rozpad ZSRR, przyjęcie Polski do NATO, chęć UE włączenia się w naprawę III RP...
Oto możemy odnieść korzyść dlatego, że w czasie wojny byliśmy sojusznikami zwycięzców; zwykle wychodziliśmy na takich wydarzeniach jak przysłowiowy Zabłocki. Pax Americana - tak groźny w oczach Paryża i Berlina - ma dla nas słodki smak. Praca w i dla Iraku to oczywiście trudne wyzwanie. Próba umiejętności logistycznych (wojsko), politycznych (asysta przy porodzie normalnego państwa), dyplomatycznych (utrzymać jedność UE, NATO i USA), gospodarczych (wygrać kontrakty na odbudowę i na udział w gospodarce Iraku), strategicznych wreszcie - zbudować w Waszyngtonie pozycję silnego i kompetentnego sojusznika USA.
Nasze elity rządzące zasłużyły, niestety, na tytuł anty-Midasa. Panoszy się państwowe marnotrawstwo. Wsparcia państwa nie ma za to tam, gdzie naprawdę wymaga tego rozwój: w oświacie i nauce. Populizm triumfuje. SLD z premierem Leszkiem Frankensteinem-Millerem toruje drogę do władzy Samoobronie pod kierownictwem spalonego azjatyckim słońcem Andrzeja Golema-Leppera.
W PRL kursował dowcip, że gdyby wprowadzić socjalizm na Saharze, to nazajutrz zabrakłoby tam piasku. Mam nadzieję, że Amerykanie wiedzą, co robią. I że to my nauczymy się czegoś od nich w Iraku. Pax Americana to również błogosławiony dyktat umiejętności i sprawności. I gwarancja bezpieczeństwa dla nas i naszych dzieci. Kiedyś Niemcy chcieli, a Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk. My musieliśmy. Dziś wuj Sam dba o pokój na świecie. Więc po co nam nieprzystojne i nierealne ambicje wielkomocarstwowe Francuzów i Niemców?
Każdy, kto ma w domu mapę świata i rocznik statystyczny, chichocze z polityków Francji i Niemiec. Ale zapewne budzi się po nocach z krzykiem na wspomnienie Chin. Jeśli kiedyś pax Americana ustąpi miejsca światu dwubiegunowemu, to za sprawą tego kraju, rozwijającego się gospodarczo prężniej niż inne azjatyckie tygrysy. W tej rywalizacji wolę być sojusznikiem Waszyngtonu niż Pekinu. Nasi władcy mogą jednak zamarzyć o połączeniu socjalizmu krajowego z chińską międzynarodówką via atrakcyjna magistrala ekspresowa Paryż - Berlin - Moskwa. Wtedy lepiej wysłać ich na Księżyc. Jeśli na Księżycu jest jednak rozumne życie, to z góry przepraszam. To był tylko niewybredny żart. n
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.