Talibowie są gotowi do letniej inwazji na Afganistan
Podczas majowej wizyty zastępcy sekretarza stanu USA Richarda Armitage'a w Kabulu wybuchła bomba, która zniszczyła budynek ambasady amerykańskiej. Następnego dnia od kul zginął imam Molvi Abdullah, przyjaciel prezydenta Hamida Karzaja. Dwa dni później trzech pracowników misji humanitarnej wywleczono z samochodu i rozstrzelano. Pod koniec maja na nowo wybudowane lotnisko w Choście spadło kilkanaście pocisków moździerzowych. W zeszłym tygodniu w największym zamachu od zakończenia operacji afgańskiej zginęło czterech żołnierzy niemieckich. Afgański minister spraw wewnętrznych Ali Ahmad Dżalali w lakonicznym wystąpieniu przyznał, że za zamachy odpowiedzialni są talibowie.
W tym samym czasie w pakistańskim Markaz-i-Islami, mieście rządzonym przez radykalnych mułłów, a obecnie również bazie wypadowej talibów, odbyło się zebranie afgańskich uchodźców. Kilkudziesięciu brodatych mułłów wiwatowało na cześć wprowadzonego w prowincji szarijatu. Na wiecu zjawił się także dawny talibski gubernator Kandaharu mułła Mohammad Hassan Rehmani, weteran wojny z ZSRR. To podczas niej stracił nogę. Hassan wykrzykiwał: - Rządy tego pupilka USA Karzaja dobiegły końca. Niedługo znów w Afganistanie nastanie boski porządek. Śmierć Ameryce! Śmierć Bushowi! Śmierć Hamidowi Karzajowi! Talibowie wracają! - Allah akbar! Allah akbar! - skandował rozentuzjaz-mowany tłum.
Jednoocy fanatycy
Obnoszący się ze swymi wojennymi bliznami dawni przywódcy talibów szokowali i wzbudzali mimowolny lęk wśród zagranicznych gości - jedno oko stracili: mułła Mohammad Omar, minister sprawiedliwości Nuruddin Turabi i były minister spraw zagranicznych Mohammad Ghaus.
Kiedy dawni talibscy ministrowie i komendanci w wywiadach prasowych zapowiedzieli nowy dżihad, amerykańskie służby wywiadowcze użyły wszystkich sił, by się dowiedzieć, co knują. W końcu na biurko szefa CIA George'a Teneta tra-
fił dokument, w którym komórka wywiadowcza w Pakistanie doniosła o formowaniu się "nowych talibów". "Przegrupowani, uzbrojeni, hojnie finansowani przez wywiady sąsiednich krajów talibowie przygotowują się do letniej ofensywy, która nadejdzie prawdopodobnie z południa" - napisano w raporcie.
Przed nową ofensywą talibów ostrzega także znawca Afganistanu prof. Barnett Rubin z Uniwersytetu w Nowym Jorku . - Talibowie na pewno szykują się do wojny. Przygotowywali się do tego przez całą zimę. Teraz nastała dla nich właściwa pora, bo z gór zszedł śnieg. Na talibów prawdopodobnie wywiera nacisk wywiad pakistański, który cały czas ich finansował - mówi "Wprost" Rubin. Według niego, to talibowie organizują ataki na pozycje amerykańskie na południu kraju.
Zdaniem dr. Piotra Balcerowicza z Instytu-
tu Orientalistyki UW, nie będzie otwartej wojny, tylko pojedyncze, nasilające się ataki partyzanckie, które mogą doprowadzić do upadku rządu w Kabulu. - Granica afgańsko-pakistańska dziś nie istnieje, więc rajdy talibów będą trwały. Amerykanom trudno będzie z nimi walczyć. Już teraz sami często stają się ich ofiarami. Kilka tygodni temu talibom udało się przejęć - prawie na tydzień - kontrolę nad dwoma dystryktami w prowincji Zabul - mówi Balcerowicz.
Wyrok Dadullaha
Na razie talibowie zmienili strukturę dowódczą. Mułłę Omara zastąpił (pochodzący z tego samego dystryktu co Omar - Deh Rawud w prowincji Oruzgan) mułła Beradar. Wyznaczył on kilkunastu zastępców, którzy są jego przedstawicielami w regionach. W najbardziej aktywnym rejonie - całym południowym Afganistanie, od prowincji Nimroz przez Helmand po Zabul i Oruzgan - talibską partyzantką dowodzi trzech głównych zastępców: Achtar Usmani (przyjaciel Omara), mułła Abdur Razzak (dawny minister spraw wewnętrznych) i mułła Dadullah (to on wsławił się pokonaniem w kilku potyczkach wojsk Sojuszu Północnego Ahmeda Szaha Massuda). Według świadków, Dadullah stał za marcowym zamachem na pracownika ekwadorskiego Czerwonego Krzyża, Ricarda Mangui. Kiedy talibowie przypadkiem zatrzymali Ekwadorczyka, Dadullah - wydając rozkaz przez telefon satelitarny - kazał go zastrzelić.
W całym Afganistanie rozmieścili się talibscy dowódcy wojskowi. W Paktii, Paktice, Choście i Ghazni (wschodni Afaganistan) oddziałami dowodzi mułła Saifur Rehman. To on stał na czele talibów w walce z Amerykanami w górach Szah-i-Kot podczas operacji "Anakonda" - największej obławie na ukrywających się tam bojowników. W prowincjach Nangahar, Lagham i Konar, w północno-wschodniej części kraju, partyzantce przewodzi były wicepremier, mułła Muhammad Kabir. Udało mu się nawiązać bliskie kontakty z radykalną partią islamską Hizb-i-Islami dawnego premiera Gulbuddina Hekmatiara. To właśnie za jego pośrednictwem talibowie otrzymują pomoc od pakistańskiego wywiadu. Siłami talibskimi w prowincjach wokół Kabulu - Parwan, Kapisa, Kabul, Wardak i Logar - kieruje Anwar Panghaz, dowódca tzw. młodej fali. Wszyscy mają pod bronią od kilkuset do tysiąca bojowników, którzy wprowadzają własne rządy w dystryktach. Dianne Johnson z pozarządowej organizacji Mercy Corps przyznaje, że do niektórych rejonów zagraniczna pomoc nie dociera. - Boimy się talibów - mówi "Wprost".
Urodzeni wojownicy
Skąd wzięła się ta "nowa fala" talibów? Według prof. Barnetta Rubina, największych sojuszników talibowie mają dziś w Pakistanie. To przede wszystkim Pasztunowie, dla których afgańsko-pakistańska granica jest tylko kreską na mapie, wyrysowaną niegdyś przez brytyjskiego okupanta. - Pasztunami są talibowie, tej narodowości jest większość Afgańczyków i co siódmy Pakistańczyk. To urodzeni wojownicy. W pasztuńskiej granicznej prowincji północno-zachodniej znajduje się najlepsza w Pakistanie szkoła wojskowa, z której wywodzi się wielu oficerów - tłumaczy prof. Rubin. Sojusznikami talibów są także pakistańscy mułłowie. To absolwenci ich szkół koranicznych zaprowadzili w Afganistanie "najwspanialszy" islamski porządek.
Talibowie w granicznej prowincji północno-zachodniej już stworzyli swoje minipaństwo. W październikowych wyborach na fali wrogości wobec amerykańskiej wojny z terroryzmem do władzy doszedł tam sojusz sześciu ortodoksyjnych partii islamskich, występujący pod nazwą Zjednoczonego Frontu Działania. Radykalni mułłowie stopniowo zaczęli wprowadzać szarijat. Najpierw zakazano publicznego słuchania muzyki, rozpowszechniania "wizerunków skąpo odzianych kobiet". Poddano cenzurze filmy i kasety magnetofonowe, a następnie nakazano studiowanie Koranu w szkołach i zakazano badania mężczyzn przez kobiety lekarzy. Nowa ustawa o szarijacie legalizuje segregację płci w miejscu pracy, nakazuje noszenie brody i odbywanie modłów pięć razy dziennie. Sądy mają ferować wyroki zgodnie z zasadami Koranu. Pilnowaniem "prawa i porządku" ma się zająć Urząd Zapobiegania Występkom i Wspierania Cnoty, czyli milicja obyczajowa.
Strategiczna głębia
- Były szef armii pakistańskiej generał Mirza Aslam Beg sformułował zasadę "strategicznej głębi": w razie konfliktu z Indiami pakistańskie samoloty znalazłyby schronienie w przyjaznym Afganistanie - tłumaczy Rubin. Wiadomo też, że do amerykańskiej operacji w 2001 r. w Afganistanie znajdowały się bazy szkoleniowe partyzantów pakistańskich wysyłanych do Kaszmiru, dzięki czemu Pakistan uniknął traktowania go jako państwa wspierającego terroryzm. Dla wielu oficerów poparcie przez Pakistan amerykańskiej operacji przeciwko talibom było jak oddanie kontrolowanego terytorium afgańskiego, potrzebnego Pakistanowi podczas ciągłego konfliktu granicznego z Indiami. Dlatego pakistański wywiad nie pozwala na zlikwidowanie systemu finansowania talibów, tak zwanej hawali. Hawalę tworzy sieć biur wymiany pieniędzy działająca niemal we wszystkich krajach islamskich i w społecznościach muzułmańskich w Europie, Afryce i Ameryce. Część tych biur zrzeszona jest w nieformalnym systemie Al-Takwa. To tędy płyną pieniądze dla radykałów. Dzięki hawali talibowie mogą, znając hasło, podejmować pieniądze prawie w każdym miejscu globu.
W Afganistanie za czasów talibów krążyła legenda, że kiedyś mulle Omarowi objawił się Mahomet i rozkazał, by zebrał talibów i zaprowadził porządek w Afganistanie. Tak też się stało. Dziś talibów mających zaprowadzić nowy porządek w Afganistanie zbiera mułła Beradar. Jemu i wspieranym przez pakistański wywiad i radykalnych mułłów oddziałom talibów też się może to udać.
W tym samym czasie w pakistańskim Markaz-i-Islami, mieście rządzonym przez radykalnych mułłów, a obecnie również bazie wypadowej talibów, odbyło się zebranie afgańskich uchodźców. Kilkudziesięciu brodatych mułłów wiwatowało na cześć wprowadzonego w prowincji szarijatu. Na wiecu zjawił się także dawny talibski gubernator Kandaharu mułła Mohammad Hassan Rehmani, weteran wojny z ZSRR. To podczas niej stracił nogę. Hassan wykrzykiwał: - Rządy tego pupilka USA Karzaja dobiegły końca. Niedługo znów w Afganistanie nastanie boski porządek. Śmierć Ameryce! Śmierć Bushowi! Śmierć Hamidowi Karzajowi! Talibowie wracają! - Allah akbar! Allah akbar! - skandował rozentuzjaz-mowany tłum.
Jednoocy fanatycy
Obnoszący się ze swymi wojennymi bliznami dawni przywódcy talibów szokowali i wzbudzali mimowolny lęk wśród zagranicznych gości - jedno oko stracili: mułła Mohammad Omar, minister sprawiedliwości Nuruddin Turabi i były minister spraw zagranicznych Mohammad Ghaus.
Kiedy dawni talibscy ministrowie i komendanci w wywiadach prasowych zapowiedzieli nowy dżihad, amerykańskie służby wywiadowcze użyły wszystkich sił, by się dowiedzieć, co knują. W końcu na biurko szefa CIA George'a Teneta tra-
fił dokument, w którym komórka wywiadowcza w Pakistanie doniosła o formowaniu się "nowych talibów". "Przegrupowani, uzbrojeni, hojnie finansowani przez wywiady sąsiednich krajów talibowie przygotowują się do letniej ofensywy, która nadejdzie prawdopodobnie z południa" - napisano w raporcie.
Przed nową ofensywą talibów ostrzega także znawca Afganistanu prof. Barnett Rubin z Uniwersytetu w Nowym Jorku . - Talibowie na pewno szykują się do wojny. Przygotowywali się do tego przez całą zimę. Teraz nastała dla nich właściwa pora, bo z gór zszedł śnieg. Na talibów prawdopodobnie wywiera nacisk wywiad pakistański, który cały czas ich finansował - mówi "Wprost" Rubin. Według niego, to talibowie organizują ataki na pozycje amerykańskie na południu kraju.
Zdaniem dr. Piotra Balcerowicza z Instytu-
tu Orientalistyki UW, nie będzie otwartej wojny, tylko pojedyncze, nasilające się ataki partyzanckie, które mogą doprowadzić do upadku rządu w Kabulu. - Granica afgańsko-pakistańska dziś nie istnieje, więc rajdy talibów będą trwały. Amerykanom trudno będzie z nimi walczyć. Już teraz sami często stają się ich ofiarami. Kilka tygodni temu talibom udało się przejęć - prawie na tydzień - kontrolę nad dwoma dystryktami w prowincji Zabul - mówi Balcerowicz.
Wyrok Dadullaha
Na razie talibowie zmienili strukturę dowódczą. Mułłę Omara zastąpił (pochodzący z tego samego dystryktu co Omar - Deh Rawud w prowincji Oruzgan) mułła Beradar. Wyznaczył on kilkunastu zastępców, którzy są jego przedstawicielami w regionach. W najbardziej aktywnym rejonie - całym południowym Afganistanie, od prowincji Nimroz przez Helmand po Zabul i Oruzgan - talibską partyzantką dowodzi trzech głównych zastępców: Achtar Usmani (przyjaciel Omara), mułła Abdur Razzak (dawny minister spraw wewnętrznych) i mułła Dadullah (to on wsławił się pokonaniem w kilku potyczkach wojsk Sojuszu Północnego Ahmeda Szaha Massuda). Według świadków, Dadullah stał za marcowym zamachem na pracownika ekwadorskiego Czerwonego Krzyża, Ricarda Mangui. Kiedy talibowie przypadkiem zatrzymali Ekwadorczyka, Dadullah - wydając rozkaz przez telefon satelitarny - kazał go zastrzelić.
W całym Afganistanie rozmieścili się talibscy dowódcy wojskowi. W Paktii, Paktice, Choście i Ghazni (wschodni Afaganistan) oddziałami dowodzi mułła Saifur Rehman. To on stał na czele talibów w walce z Amerykanami w górach Szah-i-Kot podczas operacji "Anakonda" - największej obławie na ukrywających się tam bojowników. W prowincjach Nangahar, Lagham i Konar, w północno-wschodniej części kraju, partyzantce przewodzi były wicepremier, mułła Muhammad Kabir. Udało mu się nawiązać bliskie kontakty z radykalną partią islamską Hizb-i-Islami dawnego premiera Gulbuddina Hekmatiara. To właśnie za jego pośrednictwem talibowie otrzymują pomoc od pakistańskiego wywiadu. Siłami talibskimi w prowincjach wokół Kabulu - Parwan, Kapisa, Kabul, Wardak i Logar - kieruje Anwar Panghaz, dowódca tzw. młodej fali. Wszyscy mają pod bronią od kilkuset do tysiąca bojowników, którzy wprowadzają własne rządy w dystryktach. Dianne Johnson z pozarządowej organizacji Mercy Corps przyznaje, że do niektórych rejonów zagraniczna pomoc nie dociera. - Boimy się talibów - mówi "Wprost".
Urodzeni wojownicy
Skąd wzięła się ta "nowa fala" talibów? Według prof. Barnetta Rubina, największych sojuszników talibowie mają dziś w Pakistanie. To przede wszystkim Pasztunowie, dla których afgańsko-pakistańska granica jest tylko kreską na mapie, wyrysowaną niegdyś przez brytyjskiego okupanta. - Pasztunami są talibowie, tej narodowości jest większość Afgańczyków i co siódmy Pakistańczyk. To urodzeni wojownicy. W pasztuńskiej granicznej prowincji północno-zachodniej znajduje się najlepsza w Pakistanie szkoła wojskowa, z której wywodzi się wielu oficerów - tłumaczy prof. Rubin. Sojusznikami talibów są także pakistańscy mułłowie. To absolwenci ich szkół koranicznych zaprowadzili w Afganistanie "najwspanialszy" islamski porządek.
Talibowie w granicznej prowincji północno-zachodniej już stworzyli swoje minipaństwo. W październikowych wyborach na fali wrogości wobec amerykańskiej wojny z terroryzmem do władzy doszedł tam sojusz sześciu ortodoksyjnych partii islamskich, występujący pod nazwą Zjednoczonego Frontu Działania. Radykalni mułłowie stopniowo zaczęli wprowadzać szarijat. Najpierw zakazano publicznego słuchania muzyki, rozpowszechniania "wizerunków skąpo odzianych kobiet". Poddano cenzurze filmy i kasety magnetofonowe, a następnie nakazano studiowanie Koranu w szkołach i zakazano badania mężczyzn przez kobiety lekarzy. Nowa ustawa o szarijacie legalizuje segregację płci w miejscu pracy, nakazuje noszenie brody i odbywanie modłów pięć razy dziennie. Sądy mają ferować wyroki zgodnie z zasadami Koranu. Pilnowaniem "prawa i porządku" ma się zająć Urząd Zapobiegania Występkom i Wspierania Cnoty, czyli milicja obyczajowa.
Strategiczna głębia
- Były szef armii pakistańskiej generał Mirza Aslam Beg sformułował zasadę "strategicznej głębi": w razie konfliktu z Indiami pakistańskie samoloty znalazłyby schronienie w przyjaznym Afganistanie - tłumaczy Rubin. Wiadomo też, że do amerykańskiej operacji w 2001 r. w Afganistanie znajdowały się bazy szkoleniowe partyzantów pakistańskich wysyłanych do Kaszmiru, dzięki czemu Pakistan uniknął traktowania go jako państwa wspierającego terroryzm. Dla wielu oficerów poparcie przez Pakistan amerykańskiej operacji przeciwko talibom było jak oddanie kontrolowanego terytorium afgańskiego, potrzebnego Pakistanowi podczas ciągłego konfliktu granicznego z Indiami. Dlatego pakistański wywiad nie pozwala na zlikwidowanie systemu finansowania talibów, tak zwanej hawali. Hawalę tworzy sieć biur wymiany pieniędzy działająca niemal we wszystkich krajach islamskich i w społecznościach muzułmańskich w Europie, Afryce i Ameryce. Część tych biur zrzeszona jest w nieformalnym systemie Al-Takwa. To tędy płyną pieniądze dla radykałów. Dzięki hawali talibowie mogą, znając hasło, podejmować pieniądze prawie w każdym miejscu globu.
W Afganistanie za czasów talibów krążyła legenda, że kiedyś mulle Omarowi objawił się Mahomet i rozkazał, by zebrał talibów i zaprowadził porządek w Afganistanie. Tak też się stało. Dziś talibów mających zaprowadzić nowy porządek w Afganistanie zbiera mułła Beradar. Jemu i wspieranym przez pakistański wywiad i radykalnych mułłów oddziałom talibów też się może to udać.
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.