Powstanie berlińskie w 1953 r. zostało sprowokowane przez władze NRD i Kreml
Strajki i demonstracje wstrząsnęły Berlinem 16 czerwca 1953 r. Ludzie wyszli na ulice, by zaprotestować przeciw nowym, bardzo wysokim normom wydajności pracy. Wydawałoby się, że właściwą przyczyną rozruchów było rozgoryczenie społeczeństwa zamkniętego w sztucznie utworzonym państwie, pozbawionego swobód, dotkniętego kryzysem, zniechęconego brakiem perspektyw. Bez wątpienia tak było, ale wiele wskazuje też na to, że berlińskie powstanie zostało sprowokowane przez władze komunistyczne NRD i Kreml.
Beria oprawca reformatorem
Stalin zmarł nagle 5 marca 1953 r. Po jego śmierci żaden z radzieckich polityków nie był na tyle silny, by przejąć całą władzę. Dominującą pozycję szybko jednak zdobył Ławrientij Beria, wicepremier i minister spraw wewnętrznych. Było to zro-zumiałe, gdyż ten człowiek, kierujący od 1938 r. gigantycznym aparatem bezpieczeństwa, dysponował dużą siłą: dywizjami wojsk wewnętrznych i tajną policją polityczną. Można się było spodziewać, że przejmując władzę, będzie kontynuował politykę terroru i czystek, krwawej rozprawy z opozycją i zastraszania społeczeństwa. Tymczasem stało się coś niezwykłego!
Beria oprawca nagle przeistoczył się w reformatora i demokratę! Już 6 marca 1953 r., a więc dzień po śmierci Stalina, wydał polecenie, by zarząd nad obozami przejęło Ministerstwo Sprawiedliwości. Potem zażądał od prezydium Komitetu Centralnego KPZR ogłoszenia amnestii, na mocy której z 2,5 mln więźniów w łagrach pozostałoby tylko 221 tys. niebezpiecznych kryminalistów. Kazał aresztować funkcjonariuszy prowadzących za życia Stalina sprawę lekarzy moskiewskich. Ci, którzy wykazali się szczególnym okrucieństwem wobec aresztowanych, znaleźli się za kratkami, a niewinni lekarze zostali zwolnieni. Na zebraniach władz partyjnych Beria mówił o konieczności zwiększenia samodzielności republik Związku Radzieckiego. Chciał doprowadzić do suwerenności państw socjalistycznych, a ich przywódcom, sprawującym władzę z nadania Stalina i naśladującym jego metody rządzenia, okazywał wyraźną wrogość.
Nowa linia
Enerdowscy przywódcy - sekretarz generalny rządzącej partii SED Walter Ulbricht oraz premier Otto Grotewohl - wezwani na Kreml, stawili się na początku czerwca 1953 r. przed Berią, aby się dowiedzieć, że w polityce wewnętrznej i zagranicznej mają wprowadzić "nową linię": zakończyć przymusową budowę socjalizmu, podjąć działania w celu "stworzenia zjednoczonych, demokratycznych, miłujących pokój Niemiec", a także zaniechać przymusowej kolektywizacji, wstrzymać eliminowanie prywatnego kapitału, zastosować środki gwarantujące poszanowanie praw i wolności obywatelskich, ułatwić wyjazdy na Zachód.
Dla starych komunistów musiał to być szok. Wizja zjednoczenia Niemiec oznaczała dla nich zaprzepaszczenie życiowego dorobku. Niemieckie państwo robotników i chłopów dopiero powstało, a już miało być unicestwione?! Ci starzy komuniści nie mogli do tego dopuścić, a wiedzieli, jak poważne jest zagrożenie. Czy mogli się posunąć do prowokacji, by zatrzymać tak niekorzystny dla nich bieg wydarzeń? Tak. Tym bardziej że wspierali ich radzieccy politycy, jak Nikita Chruszczow, Gieor-gij Malenkow czy Wiaczesław Mołotow, dostrzegający szansę wykorzystania sprawy niemieckiej przeciw Berii. A on, pewny swojej siły, popełniał błędy.
W maju nakazał dokonanie zmian personalnych w radzieckich placówkach w Berlinie, co wynikało z ogólnej wymiany kadr służby bezpieczeństwa. Z 2800 funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którzy pracowali w Berlinie, w maju i czerwcu 1953 r. wezwano do Moskwy 1700. Liczebność personelu głównej kwatery radzieckiego wywiadu w berlińskiej dzielnicy Karlshorst zmniejszyła się siedmiokrotnie. Największy ruch zaczął się
15 czerwca 1953 r., gdy najwyżsi oficerowie z Karlshorst otrzymali wezwanie do natychmiastowego powrotu do Moskwy. W ten sposób Beria tracił główne źródło informacji o sytuacji w Berlinie i działaniach niemieckich władz, których powinien się obawiać.
Pancerny argument
Kilka dni po ogłoszeniu "nowej linii" rząd NRD niespodziewanie zapowiedział podniesienie norm wydajności pracy aż o 35 proc., i to bez wzrostu wynagrodzenia, oraz ograniczenie zarobków o 35 proc. dla tych, którzy nowej normy nie wypełnią! Niemieccy robotnicy nie mogli na to nie zareagować.
Na jednej z berlińskich budów robotnicy przerwali pracę, protestując przeciwko nowym normom. Związek zawodowy pracowników budownictwa zorganizował demonstrację na statku, który miał krążyć po rzekach z transparentami obwieszczającymi sprzeciw wobec nowych warunków. Robotnicy zatrudnieni w centrum Berlina, na Stalinallee, ogłosili, że nie przystąpią do pracy, jeżeli normy nie zostaną zmienione. Wysłali list do premiera, żądając odpowiedzi do południa następnego dnia.
Rządząca partia SED wydawała się nie dostrzegać narastającego niezadowolenia i nie podejmowała żadnych działań, by rozładować sytuację. Wybuch musiał nastąpić! Rano 16 czerwca kolumny robotników ruszyły w stronę gmachów rządowych na Lei-pzigerstrasse. Pochód wzbierał jak fala i wkrótce szło w nim 10 tys. ludzi. Już nikt nie myślał o normach. Na transparentach wypisano hasła polityczne: "Precz z SED", "Żądamy wolnych wyborów i zjednoczenia Berlina". Z samochodu z głośnikami, jedynego, jaki pozostał z trzech zaatakowanych kamieniami przez robotników, płynęły wezwania do strajku generalnego, który miał się rozpocząć rano następnego dnia.
Władze nadal jednak pozostawały bezczynne. Minister bezpieczeństwa państwowego spędził cały dzień na naradach w gmachu SED. Policja wykazywała umiarkowaną aktywność, aresztując dwudziestu pięciu chuliganów okradających sklepy. Sytuacja rozwijała się po myśli grupy ludzi na Kremlu, którzy mogli odnieść największe korzyści. Mieli w NRD wystarczająco dużo wojska, aby zgnieść rewoltę, zaś walki i ofiary jedynie usprawiedliwiłyby późniejsze zaostrzenie kursu wobec niemieckiego społeczeństwa i stałyby się najważniejszymi dowodami przeciwko Berii.
Nad ranem 17 czerwca żołnierze radzieccy obsadzili główne gmachy w Berlinie: pocztę, radio, dworce, a także mosty i najważniejsze skrzyżowania. W południe czołgi i transportery opancerzone ruszyły w stronę granicy z Berlinem Zachodnim, odcinając wszystkie przejścia. W stolicy, a później w innych miastach NRD, doszło do gwałtownych dwudniowych walk. Polała się krew. Według oficjalnych danych, zginęło 21 osób, a 187 odniosło rany.
Polityczna ordynarność
Beria, rozumiejąc, jak poważne zagrożenie powstało dla jego rządów, natychmiast zdecydował się lecieć do Berlina i tam kierować akcją tłumienia zamieszek. Już wiedział, że popełnił błąd, odwołując stamtąd większość pracowników wywiadu, co zablokowało sprawny przepływ informacji.
Nieobecność Berii w Moskwie zaktywizowała jego wrogów. Zwołano posiedzenie prezydium Komitetu Centralnego. Ale on już był czujny. Dowiedział się o planowanych obradach i natychmiast powrócił do Moskwy. W czasie narady starał się zbagatelizować znaczenie wydarzeń w Berlinie, co później wykorzystano przeciwko niemu. - NRD? Jakie znaczenie ma NRD? - pytał drwiąco Beria. - To nawet nie jest realne państwo. Istnieje, utrzymywane przez radzieckie wojska, chociaż nazywamy ten twór Niemiecką Republiką Demokratyczną. - Ja stanowczo protestuję! - odezwał się Wiaczesław Mołotow, minister spraw zagranicznych. - Protestuję przeciwko takiemu podejściu do zaprzyjaźnionego państwa! Chruszczow nie zabierał głosu. Pochylił się w stronę Nikołaja Bułganina i szepnął: - Możemy uznać, że szokująca jest ta polityczna ordynarność Berii.
Beria już się nie odzywał. Opanował sytuację, nie dopuszczając do podjęcia przez prezydium jakichkolwiek wniosków personalnych. Jeszcze nikt nie odważył się wystąpić otwarcie przeciw niemu, ale wszystkie atuty były już po stronie jego partyjnych wrogów. Mogli stwierdzić, że "nieobliczalne działania wicepremiera ośmieliły wrogów socjalizmu, którzy natychmiast podnieśli głowę". Mogli mu zarzucić, że prowadząc nieodpowiedzialną politykę personalną, doprowadził do osłabienia radzieckiego wywiadu i kontrwywiadu w NRD, co miało umożliwić zachodnim służbom zorganizowanie robotniczych demonstracji. Taką bowiem interpretację przyjęto, oskarżając zachodni wywiad o organizowanie protestów. Przeciwnicy ministra spraw wewnętrznych posunęli się dalej: uznali, że Beria działał celowo, gdyż był angielskim agentem!
Dziesięć dni po krwawych wydarzeniach w NRD Ławrientij Beria został obalony przez spiskowców, na których czele stanął Nikita Chruszczow. W procesie, jaki wytoczono mu pół roku później, wypadki
w Berlinie stały się podstawą do sformułowania najcięższych zarzutów i dowodem zdrady. Berię zastrzelono w bunkrze nad brzegiem rzeki Moskwy
"Wydarzenia w Berlinie to był pierwszy bunt Wschodu Europy, któremu Zachód mógł tylko bezradnie się przyglądać - skomentował po latach Willy Brandt. - Berliński mur z trupów zastąpił potem [sierpień 1961 r.] mur z betonu, przez który już nie przenikała do tzw. NRD wolna myśl".
Bogusław Wołoszański
Beria oprawca reformatorem
Stalin zmarł nagle 5 marca 1953 r. Po jego śmierci żaden z radzieckich polityków nie był na tyle silny, by przejąć całą władzę. Dominującą pozycję szybko jednak zdobył Ławrientij Beria, wicepremier i minister spraw wewnętrznych. Było to zro-zumiałe, gdyż ten człowiek, kierujący od 1938 r. gigantycznym aparatem bezpieczeństwa, dysponował dużą siłą: dywizjami wojsk wewnętrznych i tajną policją polityczną. Można się było spodziewać, że przejmując władzę, będzie kontynuował politykę terroru i czystek, krwawej rozprawy z opozycją i zastraszania społeczeństwa. Tymczasem stało się coś niezwykłego!
Beria oprawca nagle przeistoczył się w reformatora i demokratę! Już 6 marca 1953 r., a więc dzień po śmierci Stalina, wydał polecenie, by zarząd nad obozami przejęło Ministerstwo Sprawiedliwości. Potem zażądał od prezydium Komitetu Centralnego KPZR ogłoszenia amnestii, na mocy której z 2,5 mln więźniów w łagrach pozostałoby tylko 221 tys. niebezpiecznych kryminalistów. Kazał aresztować funkcjonariuszy prowadzących za życia Stalina sprawę lekarzy moskiewskich. Ci, którzy wykazali się szczególnym okrucieństwem wobec aresztowanych, znaleźli się za kratkami, a niewinni lekarze zostali zwolnieni. Na zebraniach władz partyjnych Beria mówił o konieczności zwiększenia samodzielności republik Związku Radzieckiego. Chciał doprowadzić do suwerenności państw socjalistycznych, a ich przywódcom, sprawującym władzę z nadania Stalina i naśladującym jego metody rządzenia, okazywał wyraźną wrogość.
Nowa linia
Enerdowscy przywódcy - sekretarz generalny rządzącej partii SED Walter Ulbricht oraz premier Otto Grotewohl - wezwani na Kreml, stawili się na początku czerwca 1953 r. przed Berią, aby się dowiedzieć, że w polityce wewnętrznej i zagranicznej mają wprowadzić "nową linię": zakończyć przymusową budowę socjalizmu, podjąć działania w celu "stworzenia zjednoczonych, demokratycznych, miłujących pokój Niemiec", a także zaniechać przymusowej kolektywizacji, wstrzymać eliminowanie prywatnego kapitału, zastosować środki gwarantujące poszanowanie praw i wolności obywatelskich, ułatwić wyjazdy na Zachód.
Dla starych komunistów musiał to być szok. Wizja zjednoczenia Niemiec oznaczała dla nich zaprzepaszczenie życiowego dorobku. Niemieckie państwo robotników i chłopów dopiero powstało, a już miało być unicestwione?! Ci starzy komuniści nie mogli do tego dopuścić, a wiedzieli, jak poważne jest zagrożenie. Czy mogli się posunąć do prowokacji, by zatrzymać tak niekorzystny dla nich bieg wydarzeń? Tak. Tym bardziej że wspierali ich radzieccy politycy, jak Nikita Chruszczow, Gieor-gij Malenkow czy Wiaczesław Mołotow, dostrzegający szansę wykorzystania sprawy niemieckiej przeciw Berii. A on, pewny swojej siły, popełniał błędy.
W maju nakazał dokonanie zmian personalnych w radzieckich placówkach w Berlinie, co wynikało z ogólnej wymiany kadr służby bezpieczeństwa. Z 2800 funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którzy pracowali w Berlinie, w maju i czerwcu 1953 r. wezwano do Moskwy 1700. Liczebność personelu głównej kwatery radzieckiego wywiadu w berlińskiej dzielnicy Karlshorst zmniejszyła się siedmiokrotnie. Największy ruch zaczął się
15 czerwca 1953 r., gdy najwyżsi oficerowie z Karlshorst otrzymali wezwanie do natychmiastowego powrotu do Moskwy. W ten sposób Beria tracił główne źródło informacji o sytuacji w Berlinie i działaniach niemieckich władz, których powinien się obawiać.
Pancerny argument
Kilka dni po ogłoszeniu "nowej linii" rząd NRD niespodziewanie zapowiedział podniesienie norm wydajności pracy aż o 35 proc., i to bez wzrostu wynagrodzenia, oraz ograniczenie zarobków o 35 proc. dla tych, którzy nowej normy nie wypełnią! Niemieccy robotnicy nie mogli na to nie zareagować.
Na jednej z berlińskich budów robotnicy przerwali pracę, protestując przeciwko nowym normom. Związek zawodowy pracowników budownictwa zorganizował demonstrację na statku, który miał krążyć po rzekach z transparentami obwieszczającymi sprzeciw wobec nowych warunków. Robotnicy zatrudnieni w centrum Berlina, na Stalinallee, ogłosili, że nie przystąpią do pracy, jeżeli normy nie zostaną zmienione. Wysłali list do premiera, żądając odpowiedzi do południa następnego dnia.
Rządząca partia SED wydawała się nie dostrzegać narastającego niezadowolenia i nie podejmowała żadnych działań, by rozładować sytuację. Wybuch musiał nastąpić! Rano 16 czerwca kolumny robotników ruszyły w stronę gmachów rządowych na Lei-pzigerstrasse. Pochód wzbierał jak fala i wkrótce szło w nim 10 tys. ludzi. Już nikt nie myślał o normach. Na transparentach wypisano hasła polityczne: "Precz z SED", "Żądamy wolnych wyborów i zjednoczenia Berlina". Z samochodu z głośnikami, jedynego, jaki pozostał z trzech zaatakowanych kamieniami przez robotników, płynęły wezwania do strajku generalnego, który miał się rozpocząć rano następnego dnia.
Władze nadal jednak pozostawały bezczynne. Minister bezpieczeństwa państwowego spędził cały dzień na naradach w gmachu SED. Policja wykazywała umiarkowaną aktywność, aresztując dwudziestu pięciu chuliganów okradających sklepy. Sytuacja rozwijała się po myśli grupy ludzi na Kremlu, którzy mogli odnieść największe korzyści. Mieli w NRD wystarczająco dużo wojska, aby zgnieść rewoltę, zaś walki i ofiary jedynie usprawiedliwiłyby późniejsze zaostrzenie kursu wobec niemieckiego społeczeństwa i stałyby się najważniejszymi dowodami przeciwko Berii.
Nad ranem 17 czerwca żołnierze radzieccy obsadzili główne gmachy w Berlinie: pocztę, radio, dworce, a także mosty i najważniejsze skrzyżowania. W południe czołgi i transportery opancerzone ruszyły w stronę granicy z Berlinem Zachodnim, odcinając wszystkie przejścia. W stolicy, a później w innych miastach NRD, doszło do gwałtownych dwudniowych walk. Polała się krew. Według oficjalnych danych, zginęło 21 osób, a 187 odniosło rany.
Polityczna ordynarność
Beria, rozumiejąc, jak poważne zagrożenie powstało dla jego rządów, natychmiast zdecydował się lecieć do Berlina i tam kierować akcją tłumienia zamieszek. Już wiedział, że popełnił błąd, odwołując stamtąd większość pracowników wywiadu, co zablokowało sprawny przepływ informacji.
Nieobecność Berii w Moskwie zaktywizowała jego wrogów. Zwołano posiedzenie prezydium Komitetu Centralnego. Ale on już był czujny. Dowiedział się o planowanych obradach i natychmiast powrócił do Moskwy. W czasie narady starał się zbagatelizować znaczenie wydarzeń w Berlinie, co później wykorzystano przeciwko niemu. - NRD? Jakie znaczenie ma NRD? - pytał drwiąco Beria. - To nawet nie jest realne państwo. Istnieje, utrzymywane przez radzieckie wojska, chociaż nazywamy ten twór Niemiecką Republiką Demokratyczną. - Ja stanowczo protestuję! - odezwał się Wiaczesław Mołotow, minister spraw zagranicznych. - Protestuję przeciwko takiemu podejściu do zaprzyjaźnionego państwa! Chruszczow nie zabierał głosu. Pochylił się w stronę Nikołaja Bułganina i szepnął: - Możemy uznać, że szokująca jest ta polityczna ordynarność Berii.
Beria już się nie odzywał. Opanował sytuację, nie dopuszczając do podjęcia przez prezydium jakichkolwiek wniosków personalnych. Jeszcze nikt nie odważył się wystąpić otwarcie przeciw niemu, ale wszystkie atuty były już po stronie jego partyjnych wrogów. Mogli stwierdzić, że "nieobliczalne działania wicepremiera ośmieliły wrogów socjalizmu, którzy natychmiast podnieśli głowę". Mogli mu zarzucić, że prowadząc nieodpowiedzialną politykę personalną, doprowadził do osłabienia radzieckiego wywiadu i kontrwywiadu w NRD, co miało umożliwić zachodnim służbom zorganizowanie robotniczych demonstracji. Taką bowiem interpretację przyjęto, oskarżając zachodni wywiad o organizowanie protestów. Przeciwnicy ministra spraw wewnętrznych posunęli się dalej: uznali, że Beria działał celowo, gdyż był angielskim agentem!
Dziesięć dni po krwawych wydarzeniach w NRD Ławrientij Beria został obalony przez spiskowców, na których czele stanął Nikita Chruszczow. W procesie, jaki wytoczono mu pół roku później, wypadki
w Berlinie stały się podstawą do sformułowania najcięższych zarzutów i dowodem zdrady. Berię zastrzelono w bunkrze nad brzegiem rzeki Moskwy
"Wydarzenia w Berlinie to był pierwszy bunt Wschodu Europy, któremu Zachód mógł tylko bezradnie się przyglądać - skomentował po latach Willy Brandt. - Berliński mur z trupów zastąpił potem [sierpień 1961 r.] mur z betonu, przez który już nie przenikała do tzw. NRD wolna myśl".
Bogusław Wołoszański
Władcy NRD Walter Ulbricht - sekretarz generalny rządzącej w NRD Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec, wywodził się z Komunistycznej Partii Niemiec. Przed wojną był przez wiele lat posłem do Reichstagu. Po dojściu Hitlera do władzy emigrował do Związku Sowieckiego. Jako przedstawiciela Międzynarodówki Komunistycznej wysyłano go do Francji i Hiszpanii. W 1941 r. powrócił do ZSRR, gdzie prowadził agitację wśród niemieckich jeńców. Pod koniec kwietnia 1945 r. przyleciał z Moskwy do Niemiec. Rozpoczął tam organizowanie struktur administracyjnych. Wilhelm Pieck - pierwszy i ostatni prezydent NRD, przebył podobną drogę życiową jak Ulbricht. Należał do KPD, był posłem do Reichstagu i członkiem Kominternu. Po przejęciu władzy przez Hit-lera wyemigrował do ZSRR. Otto Grotewohl natomiast należał do SPD i jako jej przedstawiciel otrzymał mandat posła do parlamentu brunszwickiego i ogólnoniemieckiego. W czasach hitlerowskich pozostał w kraju, zajmował się kupiectwem. Kilkakrotnie aresztowany za działalność opozycyjną. W kwietniu 1946 r., doprowadził do zjednoczenia wschodnioniemieckiej SPD z KPD w Socjalistyczną Partię Jedności Niemiec (SED). |
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.