Wielka żałoba zapanowała w Prawie i Sprawiedliwości. Ale nie dlatego, że weszliśmy do Unii Europejskiej, lecz za sprawą hokejowej ligi NHL. W finale Pucharu Stanleya starły się bowiem z sobą drużyny New Jersey Devils oraz Anaheim Mighty Ducks, co z grubsza znaczy Potężne Kaczory. Kaczory walczyły dzielnie, ale w końcu uległy Diabłom 4:3. W decydującym momencie Potężne Kaczory jak zwykle zawaliły.
Widzieliśmy w telewizji dwóch facetów. Jeden nazywa się Wojciech Kozak i jest z PO, drugi - Andrzej Urbański i jest z PiS. Faceci strasznie się na siebie darli, ale nie można było zrozumieć, o co chodzi. W końcu okazało się, że razem tworzą koalicję rządzącą Warszawą. A łyżka na to: niemożliwe!
Do Pałacu Prezydenckiego znowu napłynęły gromady trupów. Co prawda, tym razem głowy państwa nie zaszczycił Kazimierz Barczyk, ale za to z kolegami wpadł Artur Balazs, prezes SKL-Coś Tam Jeszcze. To nas wkurzyło, bo ostatnio też zapraszaliśmy Balazsa, ale nas olał. A w czymże to my gorsi od Kwaśniewskiego? Przynajmniej nie chodzimy na to kretyńskie solarium.
Natomiast do prezydenta nie zaproszono Andrzeja Leppera. Najsłynniejszy polski Mulat wcale się tym nie przejął. Co prawda, stwierdził, że Kwaśniewski ma psi obowiązek się z nim spotykać, ale jak nie, to nie. A szkoda, że nie doszło do konfrontacji. Wreszcie by się okazało, kto jest ciemniejszy. I kto ma piękniej zaczesaną grzywkę.
W żadnej z powyższych konkurencji zagrożenia nie stanowili dla prezydenta liderzy Platformy Obywatelskiej. Chcieli natomiast, żeby Kwaśniewski wezwał do obalenia rządu Millera, a potem stanął przed komisją śledczą. Klucza do jego mieszkania nie chcieli, ale i tak prezydent się nabzdyczył. Ciekawe, jak to sobie platformersi wyobrażali. Że Kwaśniewski powie: "OK, nie ma sprawy"?
Wielbiciel Jolanty Pieńkowskiej Donald Tusk miał przyjemność skomentować dymisję ministra Kołodki. Stwierdził, że odchodzący wicepremier "nieraz dawał oznaki kiepskiej dyspozycji, niezdolności do koncentracji i stabilnych zachowań". Panie Donaldzie, tak między nami - czy chodziło panu o to, że Kołodko jest wariatem?
Na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty z Lechem Kaczyńskim. Można na nich podziwiać prezydenta stolicy, jak przybija piątkę Aleksandrowi Gudzowatemu. Napis w stylistyce kampanii referendalnej głosi: "Tak, jestem sprzedajny". Pewien pisowiec nie miał wątpliwości, że te plakaty to robota Platformy Obywatelskiej (w końcu obie partie tworzą w Warszawie koalicję). Ale się tym nie przejął. - Straż miejska już się tym zajęła - zapewnił. Ech, szkoda, że Kaczyńskim nie podlegają jakieś lepiej uzbrojone formacje.
Odżyje pampersowa telewizja Plus. Od 1 lipca na jej antenie pojawią się programy, na które kasę wyłoży Marian Terlecki. Puls ma szczęście do wybitnych menedżerów medialnych. Był tam już taki jeden. Waldemar Gasper się nazywał. Gdyby tak wrócił, to... Matko Boska! Wolimy nie myśleć, co by się stało!
Kurwiki coś porobiły z oczami Renacie Beger. Posłanka Samoobrony widziała w Sejmie dwóch braci Kaczyńskich głosujących przeciwko Millerowi. A posłem jest wszak tylko jeden. Zaniepokojona, powiadomiła sejmowe władze. Widać jeden Kaczyński Renacie Beger za mało. Ech, kobita dynamit!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.