Polska cieszy się dziś bezpieczeństwem, jakiego nie zaznała niemal od 400 lat
Obchodzone 11 listopada Święto Niepodległości kieruje naszą uwagę ku odrodzonej w 1918 r. II Rzeczypospolitej. Poszukujemy w niej wzorów do naśladowania oraz odpowiedzi, jak najlepiej rządzić państwem. Porównujemy historię z naszą codziennością i narzekamy, w jak ciężkich czasach przyszło nam funkcjonować. Twórców II Rzeczypospolitej uznajemy za herosów zdolnych do gigantycznych przedsięwzięć. W zestawieniu z nimi źle wypadają współcześni politycy, skłóceni z sobą i zabiegający o osobiste i partyjne interesy.
Takie stwierdzenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Aby się o tym przekonać, wystarczy zestawić dwa wizerunki Polski po czternastu latach niepodległości, czyli w końcu roku 1932 i 2003. Wręcz przepaść dzieli obydwa momenty w kwestii najważniejszej, którą jest dla każdego państwa jego bezpieczeństwo. Dzisiaj Polska cieszy się stabilnością, jakiej nie zaznała niemal od czterystu lat. Należymy do najpotężniejszego sojuszu (NATO) i wykorzystujemy ten fakt do umocnienia roli Polski w świecie. Praktycznie jesteśmy już w Unii Europejskiej i dobijamy się tam pozycji zagwarantowanej państwom najsilniejszym. O takiej pozycji II Rzeczpospolita nawet nie mogła marzyć. Jej bezpieczeństwo zależało od chwiejącego się od chwili ustanowienia ładu wersalskiego (w 1932 r.). Groźnym cieniem na przyszłość państwa kładły się rewizjonistyczne dążenia Rosji i Niemiec, w totalitaryzmie szukających odbudowy swojej potęgi. Wiele dzieliło Moskwę i Berlin, ale zawsze łączyła je wspólna chęć zwrócenia się przeciwko Polsce, ukoronowana w 1939 r. paktem Ribbentrop - Mołotow.
Wiele do życzenia pozostawiały też stosunki wewnętrzne. Kraj zmagał się z największym w dziejach świata kryzysem ekonomicznym, który nad Wisłą osiągnął wręcz apokaliptyczne wymiary. W 1932 r. produkcja przemysłowa wynosiła zaledwie 54 proc. w porównaniu z produkcją pod koniec lat dwudziestych.
Fatalnie układały się również stosunki polityczne. Od sześciu lat, czyli od zamachu majowego z 1926 r., trwało ograniczanie demokracji i krzepnięcie systemu autorytarnego. W 1930 r. odbyły się słynne wybory brzeskie, w których obóz rządzący zapewnił sobie zwycięstwo sterroryzowaniem opozycji i "cudami nad urną". W 1932 r. dobiegał końca urągający cywilizowanym standardom proces liderów antysanacyjnej opozycji, w którego wyniku część z nich udała się na emigrację, a część do więzienia.
Warto o tym pamiętać nie dla pomniejszania historycznego dorobku okresu międzywojennego. Nad całą Europą ciążył wówczas ponury cień autorytaryzmu i totalitaryzmu. To, co się działo w Polsce, wcale najgorsze nie było. W zestawieniu z tamtym bilansem współczesny rachunek nie wygląda źle i nie ma się co biczować, przynajmniej batem historii.
Takie stwierdzenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Aby się o tym przekonać, wystarczy zestawić dwa wizerunki Polski po czternastu latach niepodległości, czyli w końcu roku 1932 i 2003. Wręcz przepaść dzieli obydwa momenty w kwestii najważniejszej, którą jest dla każdego państwa jego bezpieczeństwo. Dzisiaj Polska cieszy się stabilnością, jakiej nie zaznała niemal od czterystu lat. Należymy do najpotężniejszego sojuszu (NATO) i wykorzystujemy ten fakt do umocnienia roli Polski w świecie. Praktycznie jesteśmy już w Unii Europejskiej i dobijamy się tam pozycji zagwarantowanej państwom najsilniejszym. O takiej pozycji II Rzeczpospolita nawet nie mogła marzyć. Jej bezpieczeństwo zależało od chwiejącego się od chwili ustanowienia ładu wersalskiego (w 1932 r.). Groźnym cieniem na przyszłość państwa kładły się rewizjonistyczne dążenia Rosji i Niemiec, w totalitaryzmie szukających odbudowy swojej potęgi. Wiele dzieliło Moskwę i Berlin, ale zawsze łączyła je wspólna chęć zwrócenia się przeciwko Polsce, ukoronowana w 1939 r. paktem Ribbentrop - Mołotow.
Wiele do życzenia pozostawiały też stosunki wewnętrzne. Kraj zmagał się z największym w dziejach świata kryzysem ekonomicznym, który nad Wisłą osiągnął wręcz apokaliptyczne wymiary. W 1932 r. produkcja przemysłowa wynosiła zaledwie 54 proc. w porównaniu z produkcją pod koniec lat dwudziestych.
Fatalnie układały się również stosunki polityczne. Od sześciu lat, czyli od zamachu majowego z 1926 r., trwało ograniczanie demokracji i krzepnięcie systemu autorytarnego. W 1930 r. odbyły się słynne wybory brzeskie, w których obóz rządzący zapewnił sobie zwycięstwo sterroryzowaniem opozycji i "cudami nad urną". W 1932 r. dobiegał końca urągający cywilizowanym standardom proces liderów antysanacyjnej opozycji, w którego wyniku część z nich udała się na emigrację, a część do więzienia.
Warto o tym pamiętać nie dla pomniejszania historycznego dorobku okresu międzywojennego. Nad całą Europą ciążył wówczas ponury cień autorytaryzmu i totalitaryzmu. To, co się działo w Polsce, wcale najgorsze nie było. W zestawieniu z tamtym bilansem współczesny rachunek nie wygląda źle i nie ma się co biczować, przynajmniej batem historii.
Więcej możesz przeczytać w 46/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.