Porównanie II i III RP wystawia marne świadectwo współczesnej Polsce
Nazbyt często nie docenia się u nas osiągnięć II Rzeczypospolitej, zachowując w zbiorowej świadomości jedynie fakt militarnej porażki w 1939 r. Nazbyt pospiesznie gloryfikuje się też dokonania ostatnich lat współczesnej Polski, dostrzegając przed III Rzecząpospolitą jasną przyszłość w zjednoczonej Europie. Tymczasem zawsze warto wyciągać nauki z przeszłości. Dlatego też należy spróbować - przy wszelkich zastrzeżeniach metodologicznych historyka - porównać kilkanaście pierwszych lat II i III RP.
Od hossy politycznej do geoszansy
Polska odzyskała niepodległość po I wojnie światowej dzięki temu, że przez kilka pokoleń Polacy dążyli do tego celu. Stało się to jednak głównie dzięki korzystnej koniunkturze politycznej. Oto bowiem w ciągu czterech lat wojny dwaj zaborcy (Niemcy i Austro-Węgry) pokonali trzeciego (Rosję), a następnie ulegli mocarstwom zachodnim, które poparły sprawę niepodległości Polski. Gdyby owa polityczna hossa utrzymała się dłużej, Polska mogłaby umocnić swą państwowość nawet wbrew wrogiej polityce najbliższych sąsiadów - Niemiec i Ros-ji Radzieckiej. Niestety, koniunktura z listopada 1918 r. trwała krótko. Już podczas konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. ujawniły się rozbieżności między zwycięskimi mocarstwami ententy - Francją i Wielką Brytanią - w kwestii stosunku do pokonanych Niemiec, a także nieobecnej przy stole obrad bolszewickiej Rosji. USA wkrótce wycofały się ze spraw europejskich. W rezultacie wielcy przegrani - Niemcy i Rosja - mogli połączyć siły, by w układzie z Rapallo (1922 r.) i Berlina (1926 r.) osłabić system wersalski, a w końcu go zniszczyć. W pierwszej połowie lat 30. dzięki przejściowemu pogorszeniu relacji niemiecko-radzieckich Polska mogła poprawić swoją sytuację strategiczną, podpisując układy o nieagresji z Niemcami i ZSRR, ale w sierpniu 1939 r. oba te państwa porozumiały się w sprawie rozbioru II RP. Słabość zwycięzców I wojny światowej oraz determinacja i współpraca pokonanych w ciągu jednego pokolenia zamieniły korzystną dla Polski koniunkturę w katastrofę.
W 1989 r. kruszyło się imperium radzieckie trzymające Polskę w żelaznym uścisku przez 45 lat, Niemcy nie zgłaszali wobec niej pretensji, gdyż jako państwo demokratyczne i mocno zakorzenione w strukturach euroatlantyckich zmieniły swą strategię i nie mogły działać wbrew sojusznikom. Następne lata tylko umocniły tę koniunkturę. Wspomnieć trzeba pokojowe i bezproblemowe w zasadzie dla Polski zjednoczenie Niemiec (1990 r.), rozpad ZSRR (1991 r.), wejście Polski do NATO (1999 r.), a w najbliższej przyszłości także do Unii Europejskiej. Dziś główny problem strategiczny Polski zawiera się w pytaniu: jak tę koniunkturę wykorzystać, by za to, co zyskamy w dziedzinie bezpieczeństwa i gospodarczej współpracy z Zachodem, nie płacić zbyt wygórowanej ceny.
PaŃstwo wartoŚciĄ i niczym
W 1930 r. aresztowania posłów opozycji i tak zwane wybory brzeskie zakończyły współżycie coraz bardziej opozycyjnego parlamentu z nieusuwalnym rządem sanacyjnym, rozpoczynając okres rządów w pełni autorytarnych. Wobec podobnych tendencji w wielu krajach europejskich i niskiej skuteczności polskiej demokracji rządy autorytarne cieszyły się popularnością w społeczeństwie, nawet jeśli niektórzy ich zwolennicy woleliby widzieć je w wydaniu narodowo-demokratycznym, a nie sanacyjnym. Polska A.D. 1930 była jednak krajem suwerennym i w zasadzie państwem prawa, szczególnie szanującym prawo własności. Mimo że zdarzały się wypadki korupcji, było to zjawisko stosunkowo rzadkie. Elita polityczna II RP wywodziła się ze środowisk dążących do odzyskania niepodległości. Wprawdzie była głęboko podzielona z powodu istnienia odmiennych opcji w czasach I wojny światowej - jedni popierali państwa centralne, inni ententę - to jednak konformiści z czasów zaborów odgrywali rolę marginalną, a jawnych kolaborantów w ogóle nie było. Odrodzone państwo było wartością, o którą toczono zajadłe boje. Polacy cenili ją bardzo wysoko.
Czternaście lat po powstaniu III RP nie wydaje się, by formalna demokracja była zagrożona. Niepokój budzić może jedynie treść polskiej demokracji. Stosunek Polaków do własnego państwa wygląda jednak dosyć żałośnie. Mało kto docenia odzyskanie suwerenności, państwo jest nagminnie traktowane jako źródło indywidualnych korzyści, a prawo jako narzędzie do indywidualnego użytku, a nie zbiór powszechnie obowiązujących reguł; kiepsko przedstawia się stan praworządno-ści. Galimatias powstały po upadku systemu komunistycznego można zilustrować trudnościami prawnymi przy reprywatyzacji. Kolejne fazy bezprawia (najpierw wojennego, a później peerelowskiego) oraz spontaniczna prywatyzacja z przełomu lat 80. i 90. stworzyły własnościowy węzeł gordyjski.
Rewolucja gospodarcza
System gospodarczy II RP powstał w rezultacie trudnej fuzji trzech obszarów, które przez ponad sto lat rozwijały się w powiązaniu z państwami zaborczymi. Niezależnie od zniszczeń wojennych na ziemiach polskich (jednych z największych w Europie) był to potężny wstrząs dla przedsiębiorstw działających w nowych granicach. Utraciły one przedwojenne możliwości sprzedaży na rynku niemieckim, rosyjskim oraz austro-węgierskim i z najwyższym trudem znajdowały nowe rynki, tym bardziej że okres między wojnami był w Europie czasem perturbacji związanych z przechodzeniem z gospodarki wojennej na pokojową, z inflacją, a od 1929 r. - z wielkim kryzysem. Poziom produkcji przemysłowej na ziemiach polskich w porównywalnych granicach oceniano w 1920 r. na 35 proc. stanu z 1913 r. Po odzyskaniu niepodległości trzeba było zlikwidować reglamentację towarów z okresu I wojny światowej, stworzyć budżet, aparat poboru podatków, przeprowadzić bolesną reformę skarbowo-pieniężną. Polska nie przeżyła jednak w latach 1913-1920 większych zmian w strukturze własnościowej.
Załamanie gospodarki nakazowo-rozdzielczej PRL było pod względem poziomu produkcji mniejsze niż regres gospodarczy w latach 1913-1920, choć też poważne (19 proc. w latach 1989-1992). Istniał budżet i inne instytucje gospodarcze, ale miały one charakter typowy dla systemu komunistycznego, a więc były oparte na znacjonalizowanej własności, odgórnie ustalanych parametrach działania (ceny, płace, kursy itd.), niesamodzielności finansowej przedsiębiorstw, i cechowała je izolacja od zewnętrznych, rynkowych parametrów działania. W tym systemie nie funkcjonowały mechanizmy innowacji i efektywności. Po 1989 r. należało zmienić logikę działania gospodarczego. Restrukturyzacja gospodarki polskiej po 1918 r. i po 1989 r. była jakościowo innym procesem i trudno stwierdzić, kiedy był on trudniejszy. Jedno jest pewne: pod względem poziomu dochodu Polska A.D. 1930 znajdowała się bliżej państw wyżej lub średnio rozwiniętych, niż jest ostatnio.
MoralnoŚĆ jako zmienna historyczna
Porównanie życia społecznego II i III RP jest najtrudniejsze. To dwie całkiem różne jakości. W 1930 r. mieliśmy do czynienia ze społeczeństwem, w którym tylko dwie trzecie stanowili etniczni Polacy, co Polskę wzbogacało, ale i powodowało wiele problemów. Być może dlatego, a także ze względu na dramatyczną obronę niepodległości w 1920 r., etniczni Polacy cenili swoje państwo. Dziś stanowią oni ponad 95 proc. społeczeństwa, ale ich stosunek do suwerenności jest dość obojętny.
W życiu społecznym II RP obowiązywały na ogół jasne reguły postępowania. Poświęcenie dla dobra ogółu i wyrzeczenia w imię przyszłości były brane za dobrą monetę. Morale społeczne i obywatelskie było wyższe, a choć czyniono zło, było ono nazywane złem. Dziś są z tym problemy. Oczywiście, są one także rezultatem tendencji uniwersalnych, niemniej jednak szczególny wkład w rozkrzewienie moralnego relatywizmu mają w Polsce dawni komuniści. Nie przypadkiem pewien były marksista zatytułował swój artykuł w piś-mie "Dziś" podobnie jak Friedrich Nietzsche - "Poza dobrem i złem". Marksizm traktował moralność jako zmienną historyczną, wyznając determinizm praw dziejowych. Dziś - jego spadkobiercy duchowi najczęściej w ogóle odrzucają moralność, i to w imię swoiście rozumianej wolności. Niestety, poza dobrem i złem żyją nie mędr-cy, ale przestępcy. Ubolewać też należy, że do relatywistów moralnych dołączają od czasu do czasu tak zwane autorytety, twierdząc na przykład, że nie jest rolą państwa ustalanie prawdy. Wygląda więc na to, że sądy państwowe nie powinny jej dochodzić, a w szkole nauczyciele nie powinni dzieciom mówić, że coś jest dobre, a coś złe. Polacy powtarzają dziś często bezmyślnie, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", ale na ogół dziwią się, gdy ta reguła godzi w ich interesy. O ile w Polsce międzywojennej zdarzało się łamanie zasady "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe", współcześnie działa ona rzadko.
Od hossy politycznej do geoszansy
Polska odzyskała niepodległość po I wojnie światowej dzięki temu, że przez kilka pokoleń Polacy dążyli do tego celu. Stało się to jednak głównie dzięki korzystnej koniunkturze politycznej. Oto bowiem w ciągu czterech lat wojny dwaj zaborcy (Niemcy i Austro-Węgry) pokonali trzeciego (Rosję), a następnie ulegli mocarstwom zachodnim, które poparły sprawę niepodległości Polski. Gdyby owa polityczna hossa utrzymała się dłużej, Polska mogłaby umocnić swą państwowość nawet wbrew wrogiej polityce najbliższych sąsiadów - Niemiec i Ros-ji Radzieckiej. Niestety, koniunktura z listopada 1918 r. trwała krótko. Już podczas konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. ujawniły się rozbieżności między zwycięskimi mocarstwami ententy - Francją i Wielką Brytanią - w kwestii stosunku do pokonanych Niemiec, a także nieobecnej przy stole obrad bolszewickiej Rosji. USA wkrótce wycofały się ze spraw europejskich. W rezultacie wielcy przegrani - Niemcy i Rosja - mogli połączyć siły, by w układzie z Rapallo (1922 r.) i Berlina (1926 r.) osłabić system wersalski, a w końcu go zniszczyć. W pierwszej połowie lat 30. dzięki przejściowemu pogorszeniu relacji niemiecko-radzieckich Polska mogła poprawić swoją sytuację strategiczną, podpisując układy o nieagresji z Niemcami i ZSRR, ale w sierpniu 1939 r. oba te państwa porozumiały się w sprawie rozbioru II RP. Słabość zwycięzców I wojny światowej oraz determinacja i współpraca pokonanych w ciągu jednego pokolenia zamieniły korzystną dla Polski koniunkturę w katastrofę.
W 1989 r. kruszyło się imperium radzieckie trzymające Polskę w żelaznym uścisku przez 45 lat, Niemcy nie zgłaszali wobec niej pretensji, gdyż jako państwo demokratyczne i mocno zakorzenione w strukturach euroatlantyckich zmieniły swą strategię i nie mogły działać wbrew sojusznikom. Następne lata tylko umocniły tę koniunkturę. Wspomnieć trzeba pokojowe i bezproblemowe w zasadzie dla Polski zjednoczenie Niemiec (1990 r.), rozpad ZSRR (1991 r.), wejście Polski do NATO (1999 r.), a w najbliższej przyszłości także do Unii Europejskiej. Dziś główny problem strategiczny Polski zawiera się w pytaniu: jak tę koniunkturę wykorzystać, by za to, co zyskamy w dziedzinie bezpieczeństwa i gospodarczej współpracy z Zachodem, nie płacić zbyt wygórowanej ceny.
PaŃstwo wartoŚciĄ i niczym
W 1930 r. aresztowania posłów opozycji i tak zwane wybory brzeskie zakończyły współżycie coraz bardziej opozycyjnego parlamentu z nieusuwalnym rządem sanacyjnym, rozpoczynając okres rządów w pełni autorytarnych. Wobec podobnych tendencji w wielu krajach europejskich i niskiej skuteczności polskiej demokracji rządy autorytarne cieszyły się popularnością w społeczeństwie, nawet jeśli niektórzy ich zwolennicy woleliby widzieć je w wydaniu narodowo-demokratycznym, a nie sanacyjnym. Polska A.D. 1930 była jednak krajem suwerennym i w zasadzie państwem prawa, szczególnie szanującym prawo własności. Mimo że zdarzały się wypadki korupcji, było to zjawisko stosunkowo rzadkie. Elita polityczna II RP wywodziła się ze środowisk dążących do odzyskania niepodległości. Wprawdzie była głęboko podzielona z powodu istnienia odmiennych opcji w czasach I wojny światowej - jedni popierali państwa centralne, inni ententę - to jednak konformiści z czasów zaborów odgrywali rolę marginalną, a jawnych kolaborantów w ogóle nie było. Odrodzone państwo było wartością, o którą toczono zajadłe boje. Polacy cenili ją bardzo wysoko.
Czternaście lat po powstaniu III RP nie wydaje się, by formalna demokracja była zagrożona. Niepokój budzić może jedynie treść polskiej demokracji. Stosunek Polaków do własnego państwa wygląda jednak dosyć żałośnie. Mało kto docenia odzyskanie suwerenności, państwo jest nagminnie traktowane jako źródło indywidualnych korzyści, a prawo jako narzędzie do indywidualnego użytku, a nie zbiór powszechnie obowiązujących reguł; kiepsko przedstawia się stan praworządno-ści. Galimatias powstały po upadku systemu komunistycznego można zilustrować trudnościami prawnymi przy reprywatyzacji. Kolejne fazy bezprawia (najpierw wojennego, a później peerelowskiego) oraz spontaniczna prywatyzacja z przełomu lat 80. i 90. stworzyły własnościowy węzeł gordyjski.
Rewolucja gospodarcza
System gospodarczy II RP powstał w rezultacie trudnej fuzji trzech obszarów, które przez ponad sto lat rozwijały się w powiązaniu z państwami zaborczymi. Niezależnie od zniszczeń wojennych na ziemiach polskich (jednych z największych w Europie) był to potężny wstrząs dla przedsiębiorstw działających w nowych granicach. Utraciły one przedwojenne możliwości sprzedaży na rynku niemieckim, rosyjskim oraz austro-węgierskim i z najwyższym trudem znajdowały nowe rynki, tym bardziej że okres między wojnami był w Europie czasem perturbacji związanych z przechodzeniem z gospodarki wojennej na pokojową, z inflacją, a od 1929 r. - z wielkim kryzysem. Poziom produkcji przemysłowej na ziemiach polskich w porównywalnych granicach oceniano w 1920 r. na 35 proc. stanu z 1913 r. Po odzyskaniu niepodległości trzeba było zlikwidować reglamentację towarów z okresu I wojny światowej, stworzyć budżet, aparat poboru podatków, przeprowadzić bolesną reformę skarbowo-pieniężną. Polska nie przeżyła jednak w latach 1913-1920 większych zmian w strukturze własnościowej.
Załamanie gospodarki nakazowo-rozdzielczej PRL było pod względem poziomu produkcji mniejsze niż regres gospodarczy w latach 1913-1920, choć też poważne (19 proc. w latach 1989-1992). Istniał budżet i inne instytucje gospodarcze, ale miały one charakter typowy dla systemu komunistycznego, a więc były oparte na znacjonalizowanej własności, odgórnie ustalanych parametrach działania (ceny, płace, kursy itd.), niesamodzielności finansowej przedsiębiorstw, i cechowała je izolacja od zewnętrznych, rynkowych parametrów działania. W tym systemie nie funkcjonowały mechanizmy innowacji i efektywności. Po 1989 r. należało zmienić logikę działania gospodarczego. Restrukturyzacja gospodarki polskiej po 1918 r. i po 1989 r. była jakościowo innym procesem i trudno stwierdzić, kiedy był on trudniejszy. Jedno jest pewne: pod względem poziomu dochodu Polska A.D. 1930 znajdowała się bliżej państw wyżej lub średnio rozwiniętych, niż jest ostatnio.
MoralnoŚĆ jako zmienna historyczna
Porównanie życia społecznego II i III RP jest najtrudniejsze. To dwie całkiem różne jakości. W 1930 r. mieliśmy do czynienia ze społeczeństwem, w którym tylko dwie trzecie stanowili etniczni Polacy, co Polskę wzbogacało, ale i powodowało wiele problemów. Być może dlatego, a także ze względu na dramatyczną obronę niepodległości w 1920 r., etniczni Polacy cenili swoje państwo. Dziś stanowią oni ponad 95 proc. społeczeństwa, ale ich stosunek do suwerenności jest dość obojętny.
W życiu społecznym II RP obowiązywały na ogół jasne reguły postępowania. Poświęcenie dla dobra ogółu i wyrzeczenia w imię przyszłości były brane za dobrą monetę. Morale społeczne i obywatelskie było wyższe, a choć czyniono zło, było ono nazywane złem. Dziś są z tym problemy. Oczywiście, są one także rezultatem tendencji uniwersalnych, niemniej jednak szczególny wkład w rozkrzewienie moralnego relatywizmu mają w Polsce dawni komuniści. Nie przypadkiem pewien były marksista zatytułował swój artykuł w piś-mie "Dziś" podobnie jak Friedrich Nietzsche - "Poza dobrem i złem". Marksizm traktował moralność jako zmienną historyczną, wyznając determinizm praw dziejowych. Dziś - jego spadkobiercy duchowi najczęściej w ogóle odrzucają moralność, i to w imię swoiście rozumianej wolności. Niestety, poza dobrem i złem żyją nie mędr-cy, ale przestępcy. Ubolewać też należy, że do relatywistów moralnych dołączają od czasu do czasu tak zwane autorytety, twierdząc na przykład, że nie jest rolą państwa ustalanie prawdy. Wygląda więc na to, że sądy państwowe nie powinny jej dochodzić, a w szkole nauczyciele nie powinni dzieciom mówić, że coś jest dobre, a coś złe. Polacy powtarzają dziś często bezmyślnie, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", ale na ogół dziwią się, gdy ta reguła godzi w ich interesy. O ile w Polsce międzywojennej zdarzało się łamanie zasady "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe", współcześnie działa ona rzadko.
Więcej możesz przeczytać w 46/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.