Dziś produkuje się wszystko w małych, podobnych do siebie kawałeczkach: wiadomości, sondy, ciekawostki, porady, recenzje
Moja rodzina to telemaniacy: ciągle oglądają telewizję. Z drugiego pokoju bez przerwy dobiegają mnie dźwięki telewizora: szepty, krzyki, strzały, chichot, nawoływania. Od czasu do czasu rozlegają się zaś - brzmiące jak smagnięcia pejczem - okrzyki lektora: "Ejcz-bi-oł!!! Ejcz-bi-oł!!!". Mógłbym się wreszcie przyzwyczaić, ale nie umiem. Głos tresera z małego ekranu ćwiczącego Polaków w angielskim spellingu, czyli uczącego nas, jak należy wymawiać litery po angielsku, jest czymś paranoicznym. Ejcz-bi-oł bowiem to nic innego jak HBO, nazwa amerykańskiego płatnego kanału filmowego. Za jego odbiór w telewizji kablowej trzeba słono zapłacić, a potem w pokorze znosić tresurę. Podejrzewam, że lektor sadysta dostał szczegółowe instrukcje, by tak właśnie - z histeryczną emfazą - wykrzykiwać nazwę swego pracodawcy. Chodziło zapewne o to, żebyśmy wreszcie przestali mówić ha-be-o i zaczęli się zachowywać jak na przyjaciół Amerykanów przystało.
Problem w tym, że nawet wymawiając poprawnie amerykańskie skróty, nie zaczynamy przez to lepiej rozumieć, co one oznaczają. A HBO to skrót od Home Box Office, czyli domowa kasa biletowa. Innymi słowy: nie musisz kupować biletu do kina, kup bilet w naszej kasie, a kino przyjdzie do ciebie do domu. Tego jednak wrzeszczący lektor nam nie objaśnia. Jego zadanie polega tylko na tym, by dobitnie, litera po literze, skandować.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że podobnie dzieje się ze wszystkim dokoła. Współczesna kultura polega na skandowaniu i łykaniu. Istotą skandowania jest dzielenie wyrazów na małe kawałeczki, by łatwiej je było wykrzyczeć. Istotą zaś wyskandowanej kultury jest sprzedawanie jej w tak małych kawałeczkach, żeby można je było łatwo połknąć bez używania dodatkowych narzędzi. Zupełnie jak w restauracjach z fast foodem! Ma być "łatwo połykliwe", by człowiek się nie zakrztusił - czyli małe i śliskie. Nadające się do jedzenia rękami bez pomocy noża i widelca!
W wypadku kultury nożem i widelcem jest inteligencja i erudycja. Już niepotrzebne. Nie ma czasu, nie ma potrzeby. Zawracanie głowy! Więc produkuje się wszystko w małych, podobnych do siebie kawałeczkach: wiadomości, sondy, ciekawostki, porady, recenzje. Na jeden ząb! Na jeden raz! Nie ma czasu na krojenie i gryzienie. Rozdziaw dziób, kochanie, a my wepchniemy ci do żołądka nową porcję śruty. Kto by tam miał czas tłumaczyć wszystko od początku do końca? Z kontekstami. Komu by się chciało słuchać wyjaśnień, co oznaczają cytowane dane, skróty, wykresy i tendencje? Wystarczy powtarzać niczym mantrę: ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł�
Taka moda. Taki czas. Obowiązują żelazne schematy, w telewizji nazywane formatami. Dzisiaj nie kupuje się już nowego programu czy pomysłu na program. Dzisiaj kupuje się format: kompletny przepis, jak go zrobić i jak program ma ze szczegółami wyglądać. To dlatego z telewizji wymiotło osobowości: wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w formatach, bo są za duzi lub za mali, za inteligentni lub za głupi, za grubi lub za chudzi, za starzy lub za młodzi, albo po prostu zbyt oryginalni.
Oryginalność w mediach przestała być zaletą dokładnie tak samo jak w modzie. Podobno już nie jest szykownie nosić markowe ciuchy. Już nie liczą się designerzy. Liczy się, żeby było mniej więcej tak jak trzeba, bez wdawania się w szczegóły. Najpierw ten trend uwidocznił się na modelkach: największą karierę zaczęły robić te o najbardziej przeciętnej urodzie. Taka Linda Evangelista dziś byłaby tylko kłopotem. Na topie znalazły się chude myszy noszące bez wdzięku (bo wdzięk jest pierwszym stopniem do piekła, czyli do oryginalności) cokolwiek się na nie założy.
I w mediach też! Chude myszy na start! Akurat takie, żeby się zmieścić w przygotowanych dla nich przez zakupione formaty klateczkach. Myszy typowe i jak najbardziej przeciętne. Takie, żeby dało się je upodobnić do myszy protoplastek, na których testowano formaty.
"O, tak wygląda prezenter tego programu w Anglii, a tak w USA, a ten jest z Niemiec - powiadają szefowie programów - dobierzcie teraz jakiegoś w tym typie z naszych".
Dobrani, a właściwie wybrani, dostają kasety z poleceniem: macie robić tak jak oni. To się sprawdziło. Miało oglądalność. Badania dowiodły, że widzowie tego chcą. Nie kombinujcie, nie próbujcie niczego wymyślać! Po prostu zróbcie wszystko tak samo! Ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł�
[email protected]
Problem w tym, że nawet wymawiając poprawnie amerykańskie skróty, nie zaczynamy przez to lepiej rozumieć, co one oznaczają. A HBO to skrót od Home Box Office, czyli domowa kasa biletowa. Innymi słowy: nie musisz kupować biletu do kina, kup bilet w naszej kasie, a kino przyjdzie do ciebie do domu. Tego jednak wrzeszczący lektor nam nie objaśnia. Jego zadanie polega tylko na tym, by dobitnie, litera po literze, skandować.
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że podobnie dzieje się ze wszystkim dokoła. Współczesna kultura polega na skandowaniu i łykaniu. Istotą skandowania jest dzielenie wyrazów na małe kawałeczki, by łatwiej je było wykrzyczeć. Istotą zaś wyskandowanej kultury jest sprzedawanie jej w tak małych kawałeczkach, żeby można je było łatwo połknąć bez używania dodatkowych narzędzi. Zupełnie jak w restauracjach z fast foodem! Ma być "łatwo połykliwe", by człowiek się nie zakrztusił - czyli małe i śliskie. Nadające się do jedzenia rękami bez pomocy noża i widelca!
W wypadku kultury nożem i widelcem jest inteligencja i erudycja. Już niepotrzebne. Nie ma czasu, nie ma potrzeby. Zawracanie głowy! Więc produkuje się wszystko w małych, podobnych do siebie kawałeczkach: wiadomości, sondy, ciekawostki, porady, recenzje. Na jeden ząb! Na jeden raz! Nie ma czasu na krojenie i gryzienie. Rozdziaw dziób, kochanie, a my wepchniemy ci do żołądka nową porcję śruty. Kto by tam miał czas tłumaczyć wszystko od początku do końca? Z kontekstami. Komu by się chciało słuchać wyjaśnień, co oznaczają cytowane dane, skróty, wykresy i tendencje? Wystarczy powtarzać niczym mantrę: ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł�
Taka moda. Taki czas. Obowiązują żelazne schematy, w telewizji nazywane formatami. Dzisiaj nie kupuje się już nowego programu czy pomysłu na program. Dzisiaj kupuje się format: kompletny przepis, jak go zrobić i jak program ma ze szczegółami wyglądać. To dlatego z telewizji wymiotło osobowości: wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w formatach, bo są za duzi lub za mali, za inteligentni lub za głupi, za grubi lub za chudzi, za starzy lub za młodzi, albo po prostu zbyt oryginalni.
Oryginalność w mediach przestała być zaletą dokładnie tak samo jak w modzie. Podobno już nie jest szykownie nosić markowe ciuchy. Już nie liczą się designerzy. Liczy się, żeby było mniej więcej tak jak trzeba, bez wdawania się w szczegóły. Najpierw ten trend uwidocznił się na modelkach: największą karierę zaczęły robić te o najbardziej przeciętnej urodzie. Taka Linda Evangelista dziś byłaby tylko kłopotem. Na topie znalazły się chude myszy noszące bez wdzięku (bo wdzięk jest pierwszym stopniem do piekła, czyli do oryginalności) cokolwiek się na nie założy.
I w mediach też! Chude myszy na start! Akurat takie, żeby się zmieścić w przygotowanych dla nich przez zakupione formaty klateczkach. Myszy typowe i jak najbardziej przeciętne. Takie, żeby dało się je upodobnić do myszy protoplastek, na których testowano formaty.
"O, tak wygląda prezenter tego programu w Anglii, a tak w USA, a ten jest z Niemiec - powiadają szefowie programów - dobierzcie teraz jakiegoś w tym typie z naszych".
Dobrani, a właściwie wybrani, dostają kasety z poleceniem: macie robić tak jak oni. To się sprawdziło. Miało oglądalność. Badania dowiodły, że widzowie tego chcą. Nie kombinujcie, nie próbujcie niczego wymyślać! Po prostu zróbcie wszystko tak samo! Ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł, ejcz-bi-oł�
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 46/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.