Fakty w nagonce na PiS i Kaczyńskiego nie mają znaczenia. Zbożny cel usprawiedliwi wszystko
Brutalna pacyfikacja Parady Równości" - ta formuła nabrała w polskich mediach rangi kanonicznej. Ktoś, kto nie dodałby przymiotnika "brutalny" do rozsławionej już przez media akcji policji w Poznaniu, mógłby zostać posądzony o brak współczucia dla cierpień jej uczestników, w konsekwencji - o homofobię. A stąd prosta droga do antydemokratyzmu, fallokratyzmu, tradycjonalizmu, fundamentalizmu, patriarchalizmu i faszyzmu. Mniej bywałym czytelnikom wyjaśniam, że homofobia ujawnia się głównie przez próbę dyskusji nad żądaniami aktywistów gejowskich. Nic dziwnego, że interwencja policji, w której wyniku nie ucierpiał nikt z uczestników nielegalnej manifestacji, zostanie utrwalona w pamięci zbiorowej jako stacja męczeństwa polskich bojowników o tolerancję. "W Poznaniu przy skandalicznych okrzykach elpeerowskich bojówek kontrolowana przez PiS policja brutalnie zaatakowała..." - napisał w "Polityce" podniośle i pięknie Jacek Żakowski. I nie ma znaczenia, że fałsz miesza się tu z insynuacją. Nie ma znaczenia, że zupełnie nie wiadomo, na jakiej podstawie autor przypisał LPR-owską tożsamość chuliganom wymyślającym demonstrantom. Nie ma znaczenia, że manifestacji zakazał prezydent Poznania, wywodzący się z PO, i wojewoda z SLD, a kontrola PiS nad policją może być dziś tylko pobożnym życzeniem ministra Dorna. To wszystko nie ma znaczenia, bo chodzi przecież o tolerancję.
"Zwolennik karania przestępcy surowiej niż na to zasłużył, po to, żeby odstraszyć innych i dać społeczeństwu satysfakcję" - kwalifikuje Janusza Kochanowskiego, kandydata PiS na rzecznika praw obywatelskich, komentatorka "GW" Ewa Siedlecka. Skąd to wie, pozostanie jej słodką tajemnicą, gdyż Kochanowski od zawsze powtarza, że prawo winno być ufundowane na sprawiedliwości, a więc na dawaniu człowiekowi tego, na co sobie zasłużył. Ale tajemna wiedza Siedleckiej prowadzi ją dalej i każe zakwestionować kompetencje Kochanowskiego jako obrońcy praw obywatelskich: "Kogo i czego będzie bronił [taki rzecznik]? I przed kim?". Pyta retorycznie. Wprawdzie prezes fundacji Ius et Lex od lat walczy o uzdrowienie w Polsce wymiaru sprawiedliwości, a więc o to, aby obywatele mogli korzystać ze swoich uprawnień, ale to Siedleckiej nie interesuje. Kochanowski ma inne niż ona poglądy na prawo i został wysunięty przez PiS, a więc wybranie go oznaczałoby "patologię demokracji" - podsumowuje komentatorka.
Waldemar Kuczyński również w "GW" głosi, że "oddaliśmy zbyt wielką władzę jednej osobie, posuwając się ku kajdankom, które mogą się zatrzasnąć". W Polsce zapanowało "pół ćwierci [12,5 proc.] dyktatury". Dlaczego? Bo wybrano PiS i Lecha Kaczyńskiego. Przez wiele lat III RP mieliśmy postpeerelowską większość w parlamencie, prezydenta z tego samego obozu i dominację postkomunistów we wszystkich sferach życia, ale wtedy tych, którzy mówili o zagrożeniu dla demokracji, Kuczyński kwalifikował jako oszołomów. Zagrożeniem dla demokracji okazuje się mniejszościowy prawicowy rząd i prezydent z tego obozu.
Śmiało w tym kierunku interpretacyjnym maszeruje w "Przekroju" Kazimierz Kutz, inny "autorytet" III RP. "Będzie odtwarzał on [oczywiście Jarosław Kaczyński] ideologię państwa narodowego, autorytarną władzę i majestat kultu Marszałka. A także sanację pod hasłami IV RP". U Kutza, jak u cytowanych wcześniej autorów, nie znajdziemy nawet cienia uzasadnienia wysuniętych wniosków. Mówimy przecież o oczywistościach.
Również w "Przekroju" Wojciech Mazowiecki w artykule pod znamiennym tytułem "Nie będzie pochwalony" oburza się na ostentacyjną religijność premiera Marcinkiewicza. "Modli się do kamer i aparatów fotograficznych", "udał się do parlamentarnej kaplicy. W taki sposób, aby nie przeoczyli tego dziennikarze" itd. Jak premier miałby się udać do tej publicznej przecież kaplicy, aby dziennikarze go nie zauważyli, Mazowiecki nie napisał. Wynika z tego, że religijność powinna być sprawą wstydliwą. W każdym razie dla premiera. Ale być może wyłącznie dla premiera pochodzącego z PiS.
"Marzenie Jarosława Kaczyńskiego, aby zbudować centrowe ugrupowanie chadeckie, wepchnęło go w objęcia ZChN i Radia Maryja" - napisała w "Polityce" Janina Paradowska. Fakt, że to grupa ZChN-owców z rozpadającej się partii przystąpiła do PiS i Jarosława Kaczyńskiego, publicystce nie przeszkadza. Fakty w nagonce na PiS i Kaczyńskiego nie mają przecież znaczenia. Zbożny cel usprawiedliwi wszystko.
Gwiazda polskiego dziennikarstwa Tomasz Lis zauważył, że w publicznej telewizji jest przechył w kierunku PiS. Przykładu żadnego oczywiście nie podał. Pewnie chodziło mu o to, że TVP nie rozlicza wystarczająco gorliwie nowej władzy z tego, co zrobi ona w przyszłości.
"Zwolennik karania przestępcy surowiej niż na to zasłużył, po to, żeby odstraszyć innych i dać społeczeństwu satysfakcję" - kwalifikuje Janusza Kochanowskiego, kandydata PiS na rzecznika praw obywatelskich, komentatorka "GW" Ewa Siedlecka. Skąd to wie, pozostanie jej słodką tajemnicą, gdyż Kochanowski od zawsze powtarza, że prawo winno być ufundowane na sprawiedliwości, a więc na dawaniu człowiekowi tego, na co sobie zasłużył. Ale tajemna wiedza Siedleckiej prowadzi ją dalej i każe zakwestionować kompetencje Kochanowskiego jako obrońcy praw obywatelskich: "Kogo i czego będzie bronił [taki rzecznik]? I przed kim?". Pyta retorycznie. Wprawdzie prezes fundacji Ius et Lex od lat walczy o uzdrowienie w Polsce wymiaru sprawiedliwości, a więc o to, aby obywatele mogli korzystać ze swoich uprawnień, ale to Siedleckiej nie interesuje. Kochanowski ma inne niż ona poglądy na prawo i został wysunięty przez PiS, a więc wybranie go oznaczałoby "patologię demokracji" - podsumowuje komentatorka.
Waldemar Kuczyński również w "GW" głosi, że "oddaliśmy zbyt wielką władzę jednej osobie, posuwając się ku kajdankom, które mogą się zatrzasnąć". W Polsce zapanowało "pół ćwierci [12,5 proc.] dyktatury". Dlaczego? Bo wybrano PiS i Lecha Kaczyńskiego. Przez wiele lat III RP mieliśmy postpeerelowską większość w parlamencie, prezydenta z tego samego obozu i dominację postkomunistów we wszystkich sferach życia, ale wtedy tych, którzy mówili o zagrożeniu dla demokracji, Kuczyński kwalifikował jako oszołomów. Zagrożeniem dla demokracji okazuje się mniejszościowy prawicowy rząd i prezydent z tego obozu.
Śmiało w tym kierunku interpretacyjnym maszeruje w "Przekroju" Kazimierz Kutz, inny "autorytet" III RP. "Będzie odtwarzał on [oczywiście Jarosław Kaczyński] ideologię państwa narodowego, autorytarną władzę i majestat kultu Marszałka. A także sanację pod hasłami IV RP". U Kutza, jak u cytowanych wcześniej autorów, nie znajdziemy nawet cienia uzasadnienia wysuniętych wniosków. Mówimy przecież o oczywistościach.
Również w "Przekroju" Wojciech Mazowiecki w artykule pod znamiennym tytułem "Nie będzie pochwalony" oburza się na ostentacyjną religijność premiera Marcinkiewicza. "Modli się do kamer i aparatów fotograficznych", "udał się do parlamentarnej kaplicy. W taki sposób, aby nie przeoczyli tego dziennikarze" itd. Jak premier miałby się udać do tej publicznej przecież kaplicy, aby dziennikarze go nie zauważyli, Mazowiecki nie napisał. Wynika z tego, że religijność powinna być sprawą wstydliwą. W każdym razie dla premiera. Ale być może wyłącznie dla premiera pochodzącego z PiS.
"Marzenie Jarosława Kaczyńskiego, aby zbudować centrowe ugrupowanie chadeckie, wepchnęło go w objęcia ZChN i Radia Maryja" - napisała w "Polityce" Janina Paradowska. Fakt, że to grupa ZChN-owców z rozpadającej się partii przystąpiła do PiS i Jarosława Kaczyńskiego, publicystce nie przeszkadza. Fakty w nagonce na PiS i Kaczyńskiego nie mają przecież znaczenia. Zbożny cel usprawiedliwi wszystko.
Gwiazda polskiego dziennikarstwa Tomasz Lis zauważył, że w publicznej telewizji jest przechył w kierunku PiS. Przykładu żadnego oczywiście nie podał. Pewnie chodziło mu o to, że TVP nie rozlicza wystarczająco gorliwie nowej władzy z tego, co zrobi ona w przyszłości.
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.