Wrogowie naszej cywilizacji nie mogą już mieć nadziei, że komunizm spowoduje upadek Zachodu
Hochsztaplerzy w nauce czy w okolicach nauki buszowali od dawna. Ich cele i środki były dość przejrzyste. Żerując na ludzkiej łatwowierności, chcieli zrobić - jak to się teraz określa - kasę. Stąd właśnie biorą się rozmaite dyrdymały w stylu Dnikena o kosmitach, którzy rzekomo tworzyli tutaj, na Ziemi, jakąś cywilizację. Bywają też hochsztaplerzy, którzy zarabiają na ludzkiej łatwowierności, ale przy okazji ujawniają jakąś swoją słabo skrywaną fobię, jak na przykład Dan Brown ze swoimi "rewelacjami" na temat Chrystusa i Marii Magdaleny. Coraz częściej pojawiają się w nauce hochsztaplerzy z politycznie poprawną misją. Na przykład Jared Diamond (prezentowany, o dziwo, w "Rzeczpospolitej"!) za wszelką cenę chce wykazać, że Zachód w swej światowej roli nie miał racji, że to, co czynił, było głęboko niemoralne, eksploatatorskie czy wręcz ludobójcze. Jared od innych różni się tylko tym, że stara się udowodnić, iż sukces cywilizacji zachodniej jest po prostu przypadkiem.
Tylko Zachód jest okropny...
Diamond ubolewa nad losem rdzennych mieszkańców Australii, obu Ameryk czy południowej Afryki, którzy zostali "podbici, ujarzmieni czy wręcz wymordowani przez europejskich kolonizatorów". Autora nie interesuje eksterminacja w ogóle, zniszczone przez najeźdźców cywilizacje. Nie oburza się na Asyryjczyków wycinających w okresie swej dominacji wszystkie ludy na Bliskim Wschodzie, które nie chciały się poddać ich władztwu. Pomija kwitnące cywilizacje Azji Środkowej (królestwo Samarkandy i inne), wycięte w pień przez mongolskie hordy Tamerlana i jego następców, tak samo jak on dopuszczających się ludobójstwa. Czy wreszcie Azteków żywiących się - dosłownie! - krwią zdominowanych przez nich sąsiadów. Ani słowa też o Stalinie czy Mao Tse-tungu.
Słowa najwyższego potępienia zarezerwowane są tylko dla Europejczyków i całej wywodzącej się z Europy cywilizacji zachodniej. Rozumiem tych frustratów. Wrogowie naszej cywilizacji nie mogą już mieć żadnej nadziei, że na przykład komunizm - jako alternatywna cywilizacja - spowoduje upadek Zachodu. Co najwyżej jego sukcesy można przedstawić jako przypadek, zrządzenie losu, bez którego rozwój na naszym globie potoczyłby się inaczej. Może to niewiele, ale i tak cieszy West haters, nienawistników w rodzaju Noama ChomskyŐego, Paula Kennedy`ego, Josepha Stiglitza, antyglobalistów, ekologów i wszystkich wrogów wolności jednostki, którzy chcieliby "innego świata" (cokolwiek by ten głupawy slogan miał oznaczać). Jared Diamond to jeden z nich. Argumenty, które prezentuje, są mętne, dane, na które się powołuje, co najmniej wątpliwe, a wnioski nietrudne w tym świetle do obalenia.
Bywa różnie, raz poprzecznie, raz podłużnie
Taką odpowiedź można usłyszeć czasem w knajackim dialogu na pytanie: "co słychać?". I tak mniej więcej dałoby się streścić główną ideę Diamonda. Według niego, łatwiej rozwijały się cywilizacje na obszarach rozciągających się ze wschodu na zachód (poprzecznych) niż na obszarach rozciągających się z północy na południe (podłużnych). Dlaczego? Ano dlatego, że łatwiej przemieszczały się różne udomowione zwierzęta i rośliny. A udomowione dawały szansę rozwoju hodowli i rolnictwa i w efekcie cywilizacji. Tylko że na terenie "poprzecznym", czyli w Euroazji, ludy rolnicze znajdowały się - mimo swojej "poprzeczności" - na bardzo różnym poziomie rozwoju. I w swoim zapale udowadniania, dlaczego Montezuma nie podbił Europy, lecz stało się odwrotnie, Diamond pomija celowo, dlaczego to nie na przykład Jakuci podbili Europejczyków.
Dalej, skoro gęstość zaludnienia, związana z rozwojem rolnictwa, była czynnikiem decydującym w rozwoju gospodarczym w ogóle, to dlaczego "poprzeczni" Europejczycy podporządkowali sobie znacznie ludniejsze też "poprzeczne" Chiny, a nie odwrotnie? W dodatku Diamond mógł gdzieś przeczytać (gdyby chciał), że Chiny produkowały żelazo i stal kilka wieków wcześniej niż Europa Zachodnia, i to na większą skalę.
Słoń a sprawa afrykańska
Antyzachodnie fobie i uprzedzenia zapędzają czasem Diamonda w kozi róg, z którego nie można wyjść, nie okrywając się śmiesznością. Na przykład wyjaśniając swoją "poprzeczno-podłużną" teorię, według której różne strefy klimatyczne nie pozwalają (na kontynentach rozlokowanych z północy na południe) na przenoszenie się gatunków i wzbogacanie fauny i flory, ów autor tym właśnie tłumaczy niski poziom rozwoju kontynentu afrykańskiego. Nie można tam było rzekomo oswoić dużych zwierząt. Gdyby nie to - i tu Jared Diamond puszcza wodze swojej nienawistnikowskiej fantazji - "afrykańska kawaleria rozgniotłaby wtedy europejską jazdę na miazgę".
Zapatrzony w swoje rojenia Diamond nie zauważa, że popełnia naukowe oszustwo. Trudno bowiem posądzić go o to, że nie chodził do szkoły i się nie uczył, że Kartagińczycy używali słoni w wojnach z Rzymianami. I nie tylko nie rozgnietli Rzymian, ale to Rzym w końcu może nie rozgniótł, ale zaorał Kartaginę. Diamond o słoniach nie wspomina, bo psułoby to jego intelektualnie ułomne "podłużne" rozważania.
Jeszcze bardziej fałszywie brzmi to, że Diamond - geograf skądinąd! - pomija fakt, iż za czasów Hannibala słonie żyły w całej Afryce, we wszystkich strefach klimatycznych. Ale autor ów chce udowodnić, że ludy Afryki nie były w stanie wygenerować cywilizacji na poziomie europejskim z przyczyn "naturalnych", to znaczy klimatycznych, geograficznych itd. Stwierdzenie, że wynika to raczej z różnic instytucji społecznych, powoduje bowiem kolejne pytania o to, które instytucje sprzyjają rozwojowi cywilizacji. A tych pytań Diamond chciałby uniknąć.
Interesy "majsterkowiczów"
Teoria rozwoju techniki jest u tego autora prościutka jak konstrukcja cepa. Przejście od łowiectwa-zbieractwa do rolnictwa pozwala wyżywić większą liczbę pracujących na roli i wygenerować nadwyżki żywności. To z kolei pozwala stworzyć warstwę ludzi zajmujących się rzemiosłem, rozwijających metalurgię, wytwarzających miecze i broń palną. I autor wymachuje owym cepem, starając się wytłumaczyć, dlaczego ludom Afryki czy Ameryki (tym "podłużnym") to się nie udało.
Ale i tutaj jest niezwykle selektywny w swej argumentacji. Historycy techniki udowodnili już dawno, że wiele wynalazków zostało dokonanych w Chinach, ale na trwałe rozpowszechniły się w Europie, najwcześniej w Anglii. A przecież Chiny należą do "poprzecznego" świata i miały takie same możliwości geograficzne. Po prostu angielscy majsterkowicze mieli znacznie silniejsze bodźce ekonomiczne, by przekształcać wynalazki w innowacje produkcyjne. Anglia była bowiem pierwszym krajem na świecie, w którym zostało uchwalone prawo patentowe (i to już w 1624 r.). Natomiast w Chinach, cesarstwie Wielkiego Mogoła czy w państwie Montezumy wynalazców albo karano za naruszenie istniejącego porządku rzeczy, albo w najlepszym razie traktowano nowe urządzenia jako ciekawostki przedstawione ku uciesze dworu.
"Nie teoryzuj, docent!"
Selekcjonując swoje argumenty i manipulując nimi pod z góry upatrzoną tezę, Diamond ciągle wpada w pułapki własnego krętactwa. Na przykład stara się wytłumaczyć, dlaczego wielkie imperia Azteków i Inków stały się łatwym łupem nielicznych hiszpańskich zdobywców. Omija wyjaśnienia dotyczące cech politycznych czy ekonomicznych tych imperiów. Szuka wyłącznie argumentów innych niż nienawiść ludów zdominowanych przez Azteków czy niewydolny komunistyczny system gospodarki centralnie kierowanej w państwie Inków. Dlatego obok przewagi wynikającej z posiadania broni palnej dorzuca do tego sprawę chorób zawleczonych z Europy. Sprawa jest powszechnie znana, ale łatwego podboju nie wyjaśnia. Dlatego autor ów zaczyna konfabulować. Według niego, choroby wyeliminowały 95 proc. mieszkańców, i to "nim zdołali dotrzeć na pole bitewne". Przecież ci, którzy dążyli na pole bitwy nie spotkali się jeszcze z Hiszpanami i nie mog-li się zarazić przed bitwą. Choroba potrzebuje czasu, by rozwinąć się w organizmie zarażonego. Ospa to nie cyjanek, do diabła; jak można używać takich argumentów!
W latach 70. para satyryków, Jonasz Kofta i Stefan Friedman, przedstawiała w radiu serię dialogów o majstrze (Friedman) i docencie (Kofta), który wykonując fuchy, dorabiał sobie u majstra do skromnej naukowej pensyjki. Ich zabawne rozmowy przerywał czasem majster, gdy docent puszczał wodze intelektualnej fantazji. "Nie teoryzuj, docent!" - mówił surowo. Czytając pisane ze złą wolą i nie lepszą wiedzą elukubracje Diamonda, można by w ślad za owym majstrem powtórzyć owe "nie teoryzuj, docent!". Ale nie powtórzę, bo słowo "docent" pochodzi z łaciny i znaczy mniej więcej - ktoś "douczony". A tego o Diamondzie, niestety, powiedzieć się nie da...
Tylko Zachód jest okropny...
Diamond ubolewa nad losem rdzennych mieszkańców Australii, obu Ameryk czy południowej Afryki, którzy zostali "podbici, ujarzmieni czy wręcz wymordowani przez europejskich kolonizatorów". Autora nie interesuje eksterminacja w ogóle, zniszczone przez najeźdźców cywilizacje. Nie oburza się na Asyryjczyków wycinających w okresie swej dominacji wszystkie ludy na Bliskim Wschodzie, które nie chciały się poddać ich władztwu. Pomija kwitnące cywilizacje Azji Środkowej (królestwo Samarkandy i inne), wycięte w pień przez mongolskie hordy Tamerlana i jego następców, tak samo jak on dopuszczających się ludobójstwa. Czy wreszcie Azteków żywiących się - dosłownie! - krwią zdominowanych przez nich sąsiadów. Ani słowa też o Stalinie czy Mao Tse-tungu.
Słowa najwyższego potępienia zarezerwowane są tylko dla Europejczyków i całej wywodzącej się z Europy cywilizacji zachodniej. Rozumiem tych frustratów. Wrogowie naszej cywilizacji nie mogą już mieć żadnej nadziei, że na przykład komunizm - jako alternatywna cywilizacja - spowoduje upadek Zachodu. Co najwyżej jego sukcesy można przedstawić jako przypadek, zrządzenie losu, bez którego rozwój na naszym globie potoczyłby się inaczej. Może to niewiele, ale i tak cieszy West haters, nienawistników w rodzaju Noama ChomskyŐego, Paula Kennedy`ego, Josepha Stiglitza, antyglobalistów, ekologów i wszystkich wrogów wolności jednostki, którzy chcieliby "innego świata" (cokolwiek by ten głupawy slogan miał oznaczać). Jared Diamond to jeden z nich. Argumenty, które prezentuje, są mętne, dane, na które się powołuje, co najmniej wątpliwe, a wnioski nietrudne w tym świetle do obalenia.
Bywa różnie, raz poprzecznie, raz podłużnie
Taką odpowiedź można usłyszeć czasem w knajackim dialogu na pytanie: "co słychać?". I tak mniej więcej dałoby się streścić główną ideę Diamonda. Według niego, łatwiej rozwijały się cywilizacje na obszarach rozciągających się ze wschodu na zachód (poprzecznych) niż na obszarach rozciągających się z północy na południe (podłużnych). Dlaczego? Ano dlatego, że łatwiej przemieszczały się różne udomowione zwierzęta i rośliny. A udomowione dawały szansę rozwoju hodowli i rolnictwa i w efekcie cywilizacji. Tylko że na terenie "poprzecznym", czyli w Euroazji, ludy rolnicze znajdowały się - mimo swojej "poprzeczności" - na bardzo różnym poziomie rozwoju. I w swoim zapale udowadniania, dlaczego Montezuma nie podbił Europy, lecz stało się odwrotnie, Diamond pomija celowo, dlaczego to nie na przykład Jakuci podbili Europejczyków.
Dalej, skoro gęstość zaludnienia, związana z rozwojem rolnictwa, była czynnikiem decydującym w rozwoju gospodarczym w ogóle, to dlaczego "poprzeczni" Europejczycy podporządkowali sobie znacznie ludniejsze też "poprzeczne" Chiny, a nie odwrotnie? W dodatku Diamond mógł gdzieś przeczytać (gdyby chciał), że Chiny produkowały żelazo i stal kilka wieków wcześniej niż Europa Zachodnia, i to na większą skalę.
Słoń a sprawa afrykańska
Antyzachodnie fobie i uprzedzenia zapędzają czasem Diamonda w kozi róg, z którego nie można wyjść, nie okrywając się śmiesznością. Na przykład wyjaśniając swoją "poprzeczno-podłużną" teorię, według której różne strefy klimatyczne nie pozwalają (na kontynentach rozlokowanych z północy na południe) na przenoszenie się gatunków i wzbogacanie fauny i flory, ów autor tym właśnie tłumaczy niski poziom rozwoju kontynentu afrykańskiego. Nie można tam było rzekomo oswoić dużych zwierząt. Gdyby nie to - i tu Jared Diamond puszcza wodze swojej nienawistnikowskiej fantazji - "afrykańska kawaleria rozgniotłaby wtedy europejską jazdę na miazgę".
Zapatrzony w swoje rojenia Diamond nie zauważa, że popełnia naukowe oszustwo. Trudno bowiem posądzić go o to, że nie chodził do szkoły i się nie uczył, że Kartagińczycy używali słoni w wojnach z Rzymianami. I nie tylko nie rozgnietli Rzymian, ale to Rzym w końcu może nie rozgniótł, ale zaorał Kartaginę. Diamond o słoniach nie wspomina, bo psułoby to jego intelektualnie ułomne "podłużne" rozważania.
Jeszcze bardziej fałszywie brzmi to, że Diamond - geograf skądinąd! - pomija fakt, iż za czasów Hannibala słonie żyły w całej Afryce, we wszystkich strefach klimatycznych. Ale autor ów chce udowodnić, że ludy Afryki nie były w stanie wygenerować cywilizacji na poziomie europejskim z przyczyn "naturalnych", to znaczy klimatycznych, geograficznych itd. Stwierdzenie, że wynika to raczej z różnic instytucji społecznych, powoduje bowiem kolejne pytania o to, które instytucje sprzyjają rozwojowi cywilizacji. A tych pytań Diamond chciałby uniknąć.
Interesy "majsterkowiczów"
Teoria rozwoju techniki jest u tego autora prościutka jak konstrukcja cepa. Przejście od łowiectwa-zbieractwa do rolnictwa pozwala wyżywić większą liczbę pracujących na roli i wygenerować nadwyżki żywności. To z kolei pozwala stworzyć warstwę ludzi zajmujących się rzemiosłem, rozwijających metalurgię, wytwarzających miecze i broń palną. I autor wymachuje owym cepem, starając się wytłumaczyć, dlaczego ludom Afryki czy Ameryki (tym "podłużnym") to się nie udało.
Ale i tutaj jest niezwykle selektywny w swej argumentacji. Historycy techniki udowodnili już dawno, że wiele wynalazków zostało dokonanych w Chinach, ale na trwałe rozpowszechniły się w Europie, najwcześniej w Anglii. A przecież Chiny należą do "poprzecznego" świata i miały takie same możliwości geograficzne. Po prostu angielscy majsterkowicze mieli znacznie silniejsze bodźce ekonomiczne, by przekształcać wynalazki w innowacje produkcyjne. Anglia była bowiem pierwszym krajem na świecie, w którym zostało uchwalone prawo patentowe (i to już w 1624 r.). Natomiast w Chinach, cesarstwie Wielkiego Mogoła czy w państwie Montezumy wynalazców albo karano za naruszenie istniejącego porządku rzeczy, albo w najlepszym razie traktowano nowe urządzenia jako ciekawostki przedstawione ku uciesze dworu.
"Nie teoryzuj, docent!"
Selekcjonując swoje argumenty i manipulując nimi pod z góry upatrzoną tezę, Diamond ciągle wpada w pułapki własnego krętactwa. Na przykład stara się wytłumaczyć, dlaczego wielkie imperia Azteków i Inków stały się łatwym łupem nielicznych hiszpańskich zdobywców. Omija wyjaśnienia dotyczące cech politycznych czy ekonomicznych tych imperiów. Szuka wyłącznie argumentów innych niż nienawiść ludów zdominowanych przez Azteków czy niewydolny komunistyczny system gospodarki centralnie kierowanej w państwie Inków. Dlatego obok przewagi wynikającej z posiadania broni palnej dorzuca do tego sprawę chorób zawleczonych z Europy. Sprawa jest powszechnie znana, ale łatwego podboju nie wyjaśnia. Dlatego autor ów zaczyna konfabulować. Według niego, choroby wyeliminowały 95 proc. mieszkańców, i to "nim zdołali dotrzeć na pole bitewne". Przecież ci, którzy dążyli na pole bitwy nie spotkali się jeszcze z Hiszpanami i nie mog-li się zarazić przed bitwą. Choroba potrzebuje czasu, by rozwinąć się w organizmie zarażonego. Ospa to nie cyjanek, do diabła; jak można używać takich argumentów!
W latach 70. para satyryków, Jonasz Kofta i Stefan Friedman, przedstawiała w radiu serię dialogów o majstrze (Friedman) i docencie (Kofta), który wykonując fuchy, dorabiał sobie u majstra do skromnej naukowej pensyjki. Ich zabawne rozmowy przerywał czasem majster, gdy docent puszczał wodze intelektualnej fantazji. "Nie teoryzuj, docent!" - mówił surowo. Czytając pisane ze złą wolą i nie lepszą wiedzą elukubracje Diamonda, można by w ślad za owym majstrem powtórzyć owe "nie teoryzuj, docent!". Ale nie powtórzę, bo słowo "docent" pochodzi z łaciny i znaczy mniej więcej - ktoś "douczony". A tego o Diamondzie, niestety, powiedzieć się nie da...
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.