Południowa Afryka jest największym w świecie naturalnym ogrodem zoologicznym
Dwutonowy hipopotam idący środkiem jezdni może wywołać panikę wszędzie. W południowoafrykańskim miasteczku St. Lucia niektórzy wprawdzie przed nim pierzchali w panice, ale turyści traktowali go jak maskotkę, którą obfotografowali i sfilmowali, żeby się potem pochwalić znajomym. Zwierzak w końcu znudził się spacerem po ulicy, wydał z siebie chrapliwy odgłos i zawrócił do swojego pobliskiego zbiornika, gdzie żyje ponad 800 hipopotamów (na świecie ich liczbę szacuje się - po rzeziach tych zwierząt w Kongo i Ugandzie - na 2200-2500).
W restauracji w St. Lucii w jadłospisie znalazłem małże, rozmaite gatunki ryb - jak kingklip czy rybę maślaną - ale też dania z krokodyla. Gdy zastanawiałem się, co wybrać, ubrana na ludowo kelnerka powiedziała półgłosem, że hipopotam Jack (miejscowi poznają go po odgryzionym uchu) znowu wylazł z wody i idzie swoją wydeptaną trasą w stronę buszu, więc chyba wybiera się do miasteczka. Nie doczekałem się jednak spotkania oko w oko z Jackiem.
Południowa Afryka jest zapewne największym w świecie naturalnym ogrodem zoologicznym. Liczne parki narodowe i rezerwaty, z Parkiem Narodowym Krugera i rezerwatem Hluhluwe-Imfolozi na czele, stanowią jedną z największych atrakcji naszej planety. UNESCO wpisało na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego obszar 325 km2 u ujścia trzech rzek. To największe w Afryce skupisko zwierząt i ptaków wodnych, znane jako Greater St. Lucia Wetland Park. Żyją tam hipopotamy, krokodyle, rzadkie gatunki żółwi i ponad pięćset gatunków ptaków.
Superport w Durbanie
Z St. Lucią graniczy rezerwat Mkhuze - zarośnięty gęstym lasem, gdzie żyją słonie, lamparty, żyrafy, nosorożce oraz rzadkie gatunki ptaków. Turyści koncentrują się na obserwowaniu fantastycznej fauny i flory tego kraju, na ciągłym wypatrywaniu przedstawicieli tzw. wielkiej piątki (słoń, nosorożec, lampart, bawół, lew), a tylko przy okazji szukają kontaktu z ludźmi. Gdy jedzie się z St. Lucii na południe przez Mtubatuba, szosą nad Oceanem Indyjskim do Durbanu przez sławny kraj KwaZulu-Natal, czyli pamiętający bitwy z Anglikami Zululand, widać sporo biedy. Kontrastuje ona z atrakcjami dla turystów: w miejscowościach wypoczynkowych, których nazwy nawiązują do delfinów i rekinów, za noc trzeba niekiedy zapłacić - jak w fantastycznym Zimbali Lodge - 200, a nawet 500 USD.
W Durbanie hipopotamów nie spotkamy, ale gdybym się przeniósł w czasie do drugiej połowy XIX wieku, w dzisiejszej dzielnicy Berea mógłbym spotkać dzikie słonie. Durban jest ponadtrzymilionowym miastem portowym (największym portem Afryki, trzecim na świecie), niezwykle zróżnicowanym etnicznie i narodowościowo. Można to bez trudu dostrzec w uShaka Sea World - ogromnej rozrywkowo-handlowej inwestycji na wybrzeżu, przeprowadzanej równocześnie z likwidacją (podobnie jak w Londynie i Hamburgu) starych magazynów, hal i doków. To zresztą także problem Johannesburga. Coraz częściej mówi się o nowych projektach ratowania, a więc przywracania do życia cennej substancji miejskiej w city Johannesburga. Dziennik "Star" doniósł niedawno, że w okolicach elektrowni, dworca kolejowego i browarów, w tzw. Newtown Predict, ma powstać nowe johannesburskie centrum handlowe, co odbyłoby się kosztem kilku zabytkowych gmachów przeznaczonych na zburzenie.
W Durbanie plany koncentrują się na razie tylko na wybrzeżu, choć obywatele miasta, a nawet spacerowicze na Marine Promenade mówią głośno, że coś trzeba zrobić też z cennym jądrem nadmorskiej metropolii. Dotychczas "coś" robili gangsterzy mający pomysł, który można by zaliczyć do gatunku żartów, gdyby nie był to kolejny rozdział w księdze wyczynów świata przestępczego w RPA. Dziesięcioosobowe i liczniejsze grupy zajmowały pewnego dnia dużą kamienicę, wprowadzały swoich ochroniarzy, oznajmiały lokatorom, że odtąd oni będą pobierać czynsz, a mieszkańcy i właściciele nie mają nic do powiedzenia. Nazywa się to "porywaniem domów".
Bombaj Afryki
Durban, Kapsztad i Johannesburg ogarnęło budowlane szaleństwo. Budowlany boom w Durbanie dotyczy głównie pasa nadoceanicznego. Dosłownie wysypują się tam setki nowych willi, ale także hotele, obszerne salony samochodowe (zwane miastami aut), wielkie malle - jak największy na świecie hipermarket Gateway (178 tys. m2) czy pola golfowe (powstało już sześć). W nowych dzielnicach i osiedlach zawsze zaczyna się od budowy dróg i sadzenia palm, a dopiero potem wznosi się domy.
Biednym, przeważnie bezrobotnym mieszkańcom oferuje się na dogodnych warunkach "domy Mandeli", nazywane pudełkami zapałek. Są to parterowe, skanalizowane i zelektryfikowane budyneczki o powierzchni 28 m2, do których wprowadzają się wielodzietne rodziny. Ich właściciele często odsprzedają te domy, aby kupić używany samochód i telewizor i ponownie wynieść się do slumsów.
Durban jest Bombajem Afryki - mieszka tu ponad milion Hindusów i Pakistańczyków.
Coraz liczniej pojawiają się Chińczycy (za apartheidu określano ich mianem honorowych białych). Południe RPA przyciąga coraz częściej także czarnych obywateli RPA, którzy szybko się dorabiają. Gdy pytam, kto kupuje te wszystkie wspaniałe wille nad Oceanem Indyjskim, słyszę, że - podobnie jak w Kapsztadzie - przedstawiciele elity czarnych Afrykańczyków z Johannesburga i Pretorii. Kilku z nich zajmuje się produkcją słynnego afrykańskiego wina.
W tropikalnym pejzażu nadoceanicznym w Durbanie, na dziesiątkach kilometrów wspaniałych białych plaż Sunshine Coast, Dolphin Coast, Hibiscus Coast, a także w rejonie Golden Mile można niekiedy spotkać jakiegoś małego drapieżnika lub dostrzec kolorowego ptaka. Nazwy wielu nadbrzeżnych obiektów nawiązują do fauny: Snake Park, Hippo Hide Lodge, Famous Fish Co. Inne nazwy kojarzą się z wodą: Waterworld, uShaka Sea World, Marine Parade, Treasure Beach.
Połączenie dynamicznego rozwoju gospodarczego południowej Afryki z fantastyczną przyrodą, która przyciąga turystów z całego świata, dobrze rokuje na przyszłość. Także innym krajom, przynajmniej tym, dla których RPA jest wzorem. A może być wzorem także wolności słowa. W jakim innym afrykańskim kraju brat prezydenta może mówić - tak jak Moeletsi Mbeki - że "kraj był lepiej zarządzany w czasach kolonialnych niż obecnie", że obecne elity "robią skok na publiczne pieniądze, podczas gdy w czasach kolonialnych dbały o to, by za te pieniądze budowano drogi, szkoły czy szpitale".
W restauracji w St. Lucii w jadłospisie znalazłem małże, rozmaite gatunki ryb - jak kingklip czy rybę maślaną - ale też dania z krokodyla. Gdy zastanawiałem się, co wybrać, ubrana na ludowo kelnerka powiedziała półgłosem, że hipopotam Jack (miejscowi poznają go po odgryzionym uchu) znowu wylazł z wody i idzie swoją wydeptaną trasą w stronę buszu, więc chyba wybiera się do miasteczka. Nie doczekałem się jednak spotkania oko w oko z Jackiem.
Południowa Afryka jest zapewne największym w świecie naturalnym ogrodem zoologicznym. Liczne parki narodowe i rezerwaty, z Parkiem Narodowym Krugera i rezerwatem Hluhluwe-Imfolozi na czele, stanowią jedną z największych atrakcji naszej planety. UNESCO wpisało na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego obszar 325 km2 u ujścia trzech rzek. To największe w Afryce skupisko zwierząt i ptaków wodnych, znane jako Greater St. Lucia Wetland Park. Żyją tam hipopotamy, krokodyle, rzadkie gatunki żółwi i ponad pięćset gatunków ptaków.
Superport w Durbanie
Z St. Lucią graniczy rezerwat Mkhuze - zarośnięty gęstym lasem, gdzie żyją słonie, lamparty, żyrafy, nosorożce oraz rzadkie gatunki ptaków. Turyści koncentrują się na obserwowaniu fantastycznej fauny i flory tego kraju, na ciągłym wypatrywaniu przedstawicieli tzw. wielkiej piątki (słoń, nosorożec, lampart, bawół, lew), a tylko przy okazji szukają kontaktu z ludźmi. Gdy jedzie się z St. Lucii na południe przez Mtubatuba, szosą nad Oceanem Indyjskim do Durbanu przez sławny kraj KwaZulu-Natal, czyli pamiętający bitwy z Anglikami Zululand, widać sporo biedy. Kontrastuje ona z atrakcjami dla turystów: w miejscowościach wypoczynkowych, których nazwy nawiązują do delfinów i rekinów, za noc trzeba niekiedy zapłacić - jak w fantastycznym Zimbali Lodge - 200, a nawet 500 USD.
W Durbanie hipopotamów nie spotkamy, ale gdybym się przeniósł w czasie do drugiej połowy XIX wieku, w dzisiejszej dzielnicy Berea mógłbym spotkać dzikie słonie. Durban jest ponadtrzymilionowym miastem portowym (największym portem Afryki, trzecim na świecie), niezwykle zróżnicowanym etnicznie i narodowościowo. Można to bez trudu dostrzec w uShaka Sea World - ogromnej rozrywkowo-handlowej inwestycji na wybrzeżu, przeprowadzanej równocześnie z likwidacją (podobnie jak w Londynie i Hamburgu) starych magazynów, hal i doków. To zresztą także problem Johannesburga. Coraz częściej mówi się o nowych projektach ratowania, a więc przywracania do życia cennej substancji miejskiej w city Johannesburga. Dziennik "Star" doniósł niedawno, że w okolicach elektrowni, dworca kolejowego i browarów, w tzw. Newtown Predict, ma powstać nowe johannesburskie centrum handlowe, co odbyłoby się kosztem kilku zabytkowych gmachów przeznaczonych na zburzenie.
W Durbanie plany koncentrują się na razie tylko na wybrzeżu, choć obywatele miasta, a nawet spacerowicze na Marine Promenade mówią głośno, że coś trzeba zrobić też z cennym jądrem nadmorskiej metropolii. Dotychczas "coś" robili gangsterzy mający pomysł, który można by zaliczyć do gatunku żartów, gdyby nie był to kolejny rozdział w księdze wyczynów świata przestępczego w RPA. Dziesięcioosobowe i liczniejsze grupy zajmowały pewnego dnia dużą kamienicę, wprowadzały swoich ochroniarzy, oznajmiały lokatorom, że odtąd oni będą pobierać czynsz, a mieszkańcy i właściciele nie mają nic do powiedzenia. Nazywa się to "porywaniem domów".
Bombaj Afryki
Durban, Kapsztad i Johannesburg ogarnęło budowlane szaleństwo. Budowlany boom w Durbanie dotyczy głównie pasa nadoceanicznego. Dosłownie wysypują się tam setki nowych willi, ale także hotele, obszerne salony samochodowe (zwane miastami aut), wielkie malle - jak największy na świecie hipermarket Gateway (178 tys. m2) czy pola golfowe (powstało już sześć). W nowych dzielnicach i osiedlach zawsze zaczyna się od budowy dróg i sadzenia palm, a dopiero potem wznosi się domy.
Biednym, przeważnie bezrobotnym mieszkańcom oferuje się na dogodnych warunkach "domy Mandeli", nazywane pudełkami zapałek. Są to parterowe, skanalizowane i zelektryfikowane budyneczki o powierzchni 28 m2, do których wprowadzają się wielodzietne rodziny. Ich właściciele często odsprzedają te domy, aby kupić używany samochód i telewizor i ponownie wynieść się do slumsów.
Durban jest Bombajem Afryki - mieszka tu ponad milion Hindusów i Pakistańczyków.
Coraz liczniej pojawiają się Chińczycy (za apartheidu określano ich mianem honorowych białych). Południe RPA przyciąga coraz częściej także czarnych obywateli RPA, którzy szybko się dorabiają. Gdy pytam, kto kupuje te wszystkie wspaniałe wille nad Oceanem Indyjskim, słyszę, że - podobnie jak w Kapsztadzie - przedstawiciele elity czarnych Afrykańczyków z Johannesburga i Pretorii. Kilku z nich zajmuje się produkcją słynnego afrykańskiego wina.
W tropikalnym pejzażu nadoceanicznym w Durbanie, na dziesiątkach kilometrów wspaniałych białych plaż Sunshine Coast, Dolphin Coast, Hibiscus Coast, a także w rejonie Golden Mile można niekiedy spotkać jakiegoś małego drapieżnika lub dostrzec kolorowego ptaka. Nazwy wielu nadbrzeżnych obiektów nawiązują do fauny: Snake Park, Hippo Hide Lodge, Famous Fish Co. Inne nazwy kojarzą się z wodą: Waterworld, uShaka Sea World, Marine Parade, Treasure Beach.
Połączenie dynamicznego rozwoju gospodarczego południowej Afryki z fantastyczną przyrodą, która przyciąga turystów z całego świata, dobrze rokuje na przyszłość. Także innym krajom, przynajmniej tym, dla których RPA jest wzorem. A może być wzorem także wolności słowa. W jakim innym afrykańskim kraju brat prezydenta może mówić - tak jak Moeletsi Mbeki - że "kraj był lepiej zarządzany w czasach kolonialnych niż obecnie", że obecne elity "robią skok na publiczne pieniądze, podczas gdy w czasach kolonialnych dbały o to, by za te pieniądze budowano drogi, szkoły czy szpitale".
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.