Ariel Szaron staje się izraelskim de Gaulle`em
Z Domu Żabotyńskiego, kwatery Likudu w Tel Awiwie, usuwa się wszystko, co przypomina Ariela Szarona. Z gabinetu na 12. piętrze wyrzucono nawet doniczki z jego ulubionym różowym kaktusem. "Mali ludzie od małych interesów" - premier z lekceważeniem mówi o funkcjonariuszach partyjnych, którzy zdobywali kwalifikacje, rozdając parówki na wiecach. Szaron przyznaje, że rozwód z Likudem, partią, którą wiele lat temu sam stworzył, był dla niego przeżyciem traumatycznym. "Arik przekroczył teraz Rubikon w sposób równie ryzykowny i odważny jak kiedyś Kanał Sueski podczas wojny Jom Kippur" - mówi dziennikarz Uri Dan, przyjaciel i biograf Szarona.
"Buldożer" jest znowu w szczytowej formie. Pracuje dniem i nocą, a nad ranem bierze auto i jedzie na pustynię, by obejrzeć wschód słońca. Po odwrocie ze Strefy Gazy i likwidacji osiedli żydowskich w Gusz Katif stało się jasne, że polityczny globus Izraela przestaje się kręcić tylko wokół własnej osi. Guliwer uwolnił się od liliputów. "Nie mam czasu, żeby tracić czas" - mówi 78-letni premier, myśląc już o swojej następnej, prawdopodobnie ostatniej kadencji. Wybory powszechne odbędą się pod koniec marca i sądząc po sondażach opinii publicznej, nowa partia Szarona - Kadima (Naprzód) - zdobędzie najwięcej miejsc w Knesecie. Już teraz jest najlepszym towarem, w który warto zainwestować. Zdaniem politologów, nowe ugrupowanie Szarona stanie się zalążkiem silnego i pluralistycznego centrum, które przetasuje tradycyjne podziały na lewicę i prawicę.
Porażka starego lisa
Można się spodziewać, że najbliższe miesiące przyniosą najbardziej pasjonującą kampanię wyborczą w dziejach Izraela. O miejsce w Knesecie będą się ubiegać głównie trzy najważniejsze partie: szaroniści, Likud (prawdopodobnie pod kierownictwem byłego premiera Beniamina Netanjahu) i Partia Pracy ze swoim nowym i dynamicznym przywódcą Amirem Peretzem. Peretz jest w gronie czołowych polityków izraelskich największą niewiadomą. Jego sensacyjne zwycięstwo w wewnętrznych wyborach Partii Pracy, w których pokonał "starego lisa" Szymona Peresa, ostatecznie sfrustrowało laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Peres, najbardziej chyba znany i poważany na świecie polityk izraelski, zawsze przegrywał na skrzyżowaniach, gdzie liczyły się tylko głosy, ale to, co stało się teraz, było o jedną przegraną za dużo. "Szimon Peres nie zawiódł i tym razem" - pisała ironicznie telawiwska gazeta "Yediot Aharonot". Po 65 latach działalności publicznej Peres pozostał zbyt lewicowy dla prawicy, zbyt prawicowy dla lewicy, zbyt polski dla wschodnich grup etnicznych i zbyt nudny i patetyczny dla wszystkich pozostałych. Nic więc dziwnego, że po ostatniej porażce 83-letni polityk zaczął myśleć o wycofaniu się z działalności politycznej.
Amir Peretz jest zaprzeczeniem poprzedniego lidera. Urodził się w Maroku, pochodzi z wielodzietnej rodziny, nie zna angielskiego i nie pisze wierszy. Podczas ostatniego pobytu Billa Clintona w Jerozolimie przyszedł na przyjęcie w hotelu Twierdza Dawida w rozpiętej niebieskiej koszuli, bez krawata i marynarki. Nowy przewodniczący Partii Pracy jest doświadczonym przywódcą związkowym, wieloletnim szefem Histadrutu. Organizował największe strajki, czym zyskał sobie w prasie miano "izraelskiego Wałęsy". O wiele bardziej interesują go puste lodówki emerytów niż architektura "nowego Bliskiego Wschodu". Niespodziewane pojawienie się na scenie przywódcy tego typu sprawi, że dominującym tematem w nadchodzącej kampanii wyborczej będą problemy socjalne, które zepchną wielką politykę na dalszy plan.
Podział Ziemi Obiecanej
Ariel Szaron od 30 lat mieszka z rodziną na farmie Havat Haszikmim na pustyni Negew. Nabył ją za grosze kilkadziesiąt lat temu, będąc jeszcze "początkującym" generałem. W wolnych chwilach prowadzi tam wraz z synami kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo, hoduje bydło i konie. Cały teren otacza wysoki mur naszpikowany najnowszą elektroniką, strzeżony przez jednostkę komandosów. Z wieży strażniczej widać wyraźnie Sderot - miasteczko Amira Peretza. W ostatnich latach było ono prawie nieustannie ostrzeliwane przez Palestyńczyków. Dom Peretza w porównaniu z rezydencją Szarona przypomina raczej skromną przybudówkę dla służby. Mimo że nowy przywódca opozycji dostał już opancerzonego cadillaca, w pobliżu jego miejsca zamieszkania nie ma jeszcze ani jednego członka ochrony.
Z ostatnich sondaży przeprowadzonych przez prestiżowy instytut badań opinii publicznej Dahaf wynika, że partia Szarona zdobędzie w marcowych wyborach 34 mandaty, a Partia Pracy, która odżyła po zwycięstwie Peretza, wprowadzi do parlamentu 28 deputowanych. Oznacza to, że oba ugrupowania będą miały większość w 120-osobowym Knesecie, co umożliwi im powołanie wspólnego rządu, nawet bez pomocy koalicjantów.
W bliskim sąsiedztwie, ale w zupełnie różnych światach, żyją dwaj przywódcy, którzy w najbliższych latach zadecydują o kształcie Izraela. Proces podziału biblijnej Ziemi Obiecanej rozpoczął się już w okresie rządów Likudu. Święte miasto Hebron oddał swego czasu Palestyńczykom przywódca Likudu Beniamin Netanjahu. Ariel Szaron, o którym mówią, że ma wszystkie predyspozycje, by się stać izraelskim de Gaulle`em, głęboko wierzy, że jeśli Autonomia Palestyńska zastopuje terror, pierwszy raz pojawi się prawdziwa szansa na ostateczne ustalenie uznanych i bezpiecznych granic odrodzonego państwa żydowskiego.
"Buldożer" jest znowu w szczytowej formie. Pracuje dniem i nocą, a nad ranem bierze auto i jedzie na pustynię, by obejrzeć wschód słońca. Po odwrocie ze Strefy Gazy i likwidacji osiedli żydowskich w Gusz Katif stało się jasne, że polityczny globus Izraela przestaje się kręcić tylko wokół własnej osi. Guliwer uwolnił się od liliputów. "Nie mam czasu, żeby tracić czas" - mówi 78-letni premier, myśląc już o swojej następnej, prawdopodobnie ostatniej kadencji. Wybory powszechne odbędą się pod koniec marca i sądząc po sondażach opinii publicznej, nowa partia Szarona - Kadima (Naprzód) - zdobędzie najwięcej miejsc w Knesecie. Już teraz jest najlepszym towarem, w który warto zainwestować. Zdaniem politologów, nowe ugrupowanie Szarona stanie się zalążkiem silnego i pluralistycznego centrum, które przetasuje tradycyjne podziały na lewicę i prawicę.
Porażka starego lisa
Można się spodziewać, że najbliższe miesiące przyniosą najbardziej pasjonującą kampanię wyborczą w dziejach Izraela. O miejsce w Knesecie będą się ubiegać głównie trzy najważniejsze partie: szaroniści, Likud (prawdopodobnie pod kierownictwem byłego premiera Beniamina Netanjahu) i Partia Pracy ze swoim nowym i dynamicznym przywódcą Amirem Peretzem. Peretz jest w gronie czołowych polityków izraelskich największą niewiadomą. Jego sensacyjne zwycięstwo w wewnętrznych wyborach Partii Pracy, w których pokonał "starego lisa" Szymona Peresa, ostatecznie sfrustrowało laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Peres, najbardziej chyba znany i poważany na świecie polityk izraelski, zawsze przegrywał na skrzyżowaniach, gdzie liczyły się tylko głosy, ale to, co stało się teraz, było o jedną przegraną za dużo. "Szimon Peres nie zawiódł i tym razem" - pisała ironicznie telawiwska gazeta "Yediot Aharonot". Po 65 latach działalności publicznej Peres pozostał zbyt lewicowy dla prawicy, zbyt prawicowy dla lewicy, zbyt polski dla wschodnich grup etnicznych i zbyt nudny i patetyczny dla wszystkich pozostałych. Nic więc dziwnego, że po ostatniej porażce 83-letni polityk zaczął myśleć o wycofaniu się z działalności politycznej.
Amir Peretz jest zaprzeczeniem poprzedniego lidera. Urodził się w Maroku, pochodzi z wielodzietnej rodziny, nie zna angielskiego i nie pisze wierszy. Podczas ostatniego pobytu Billa Clintona w Jerozolimie przyszedł na przyjęcie w hotelu Twierdza Dawida w rozpiętej niebieskiej koszuli, bez krawata i marynarki. Nowy przewodniczący Partii Pracy jest doświadczonym przywódcą związkowym, wieloletnim szefem Histadrutu. Organizował największe strajki, czym zyskał sobie w prasie miano "izraelskiego Wałęsy". O wiele bardziej interesują go puste lodówki emerytów niż architektura "nowego Bliskiego Wschodu". Niespodziewane pojawienie się na scenie przywódcy tego typu sprawi, że dominującym tematem w nadchodzącej kampanii wyborczej będą problemy socjalne, które zepchną wielką politykę na dalszy plan.
Podział Ziemi Obiecanej
Ariel Szaron od 30 lat mieszka z rodziną na farmie Havat Haszikmim na pustyni Negew. Nabył ją za grosze kilkadziesiąt lat temu, będąc jeszcze "początkującym" generałem. W wolnych chwilach prowadzi tam wraz z synami kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo, hoduje bydło i konie. Cały teren otacza wysoki mur naszpikowany najnowszą elektroniką, strzeżony przez jednostkę komandosów. Z wieży strażniczej widać wyraźnie Sderot - miasteczko Amira Peretza. W ostatnich latach było ono prawie nieustannie ostrzeliwane przez Palestyńczyków. Dom Peretza w porównaniu z rezydencją Szarona przypomina raczej skromną przybudówkę dla służby. Mimo że nowy przywódca opozycji dostał już opancerzonego cadillaca, w pobliżu jego miejsca zamieszkania nie ma jeszcze ani jednego członka ochrony.
Z ostatnich sondaży przeprowadzonych przez prestiżowy instytut badań opinii publicznej Dahaf wynika, że partia Szarona zdobędzie w marcowych wyborach 34 mandaty, a Partia Pracy, która odżyła po zwycięstwie Peretza, wprowadzi do parlamentu 28 deputowanych. Oznacza to, że oba ugrupowania będą miały większość w 120-osobowym Knesecie, co umożliwi im powołanie wspólnego rządu, nawet bez pomocy koalicjantów.
W bliskim sąsiedztwie, ale w zupełnie różnych światach, żyją dwaj przywódcy, którzy w najbliższych latach zadecydują o kształcie Izraela. Proces podziału biblijnej Ziemi Obiecanej rozpoczął się już w okresie rządów Likudu. Święte miasto Hebron oddał swego czasu Palestyńczykom przywódca Likudu Beniamin Netanjahu. Ariel Szaron, o którym mówią, że ma wszystkie predyspozycje, by się stać izraelskim de Gaulle`em, głęboko wierzy, że jeśli Autonomia Palestyńska zastopuje terror, pierwszy raz pojawi się prawdziwa szansa na ostateczne ustalenie uznanych i bezpiecznych granic odrodzonego państwa żydowskiego.
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.