Partia Pracy szykuje polityczny pogrzeb swojego premiera
Partia Pracy szykuje polityczny pogrzeb swojego premiera
Grzegorz Sadowski
Paweł Białobok
Najbliższe Boże Narodzenie będzie ostatnim, które Tony Blair spędzi jako premier" - stwierdził Michael Howard, lider brytyjskich konserwatystów. Blair traci zaplecze polityczne i autorytet. Nie może już nawet liczyć na lojalność własnej partii. Pokazało to głosowanie z 9 listopada w Izbie Gmin. Proponowany przez rząd projekt ustaw antyterrorystycznych - tzw. Antiterrorist Bill - pozwalający na przetrzymywanie osób podejrzanych o terroryzm przez 90 dni bez postawienia zarzutów przepadł stosunkiem głosów 291 do 322. To pierwsza taka porażka od czasów "zimy niezadowolenia", która w latach 70. położyła kres laburzystowskiemu rządowi Jamesa Callaghana i rozpoczęła osiemnastoletnie rządy konserwatystów. Zimę Blaira przygotowało mu 49 rebeliantów z Partii Pracy. "To głosowanie podważyło wiarygodność premiera" - ocenił sytuację John Hughes, jeden z liderów Liberalnych Demokratów. "To pierwszy gwóźdź do trumny Blaira" - mówi prof. Matthew Worley z Uniwersytetu w Reading.
Rządowa biegunka
Wprowadzenie ustawy antyterrorystycznej Blair potraktował jako konieczność, a zarazem punkt honoru. Sondaże wskazywały, że pomysł popiera prawie 70 proc. Brytyjczyków. Od lipcowej tragedii w Londynie udaremniono jeszcze dwie próby zamachów. Nic dziwnego, że po głosowaniu Blair nie był w stanie ukryć rozgoryczenia. "Ludzie mogą uznać za bardzo dziwne to, że parlament nie wziął pod uwagę rekomendacji policji"- stwierdził. Zamiast jego planu rebelianci przegłosowali poprawkę pozwalającą przetrzymywać podejrzanych o terroryzm najwyżej przez 28 dni.
Nie ulega wątpliwości, że Tony Blair znalazł się w poważnych tarapatach. Laburzyści nie są już tak potężną siłą w Izbie Gmin jak w poprzedniej kadencji, gdy mieli ponad 160 głosów przewagi nad opozycją. Teraz mogą liczyć najwyżej na 66-osobową większość, która - jak pokazało ostatnie głosowanie - jest nielojalna. Opozycja, widząc osłabienie premiera, już przystąpiła do ataku. "Ten pomysł [Antiterrorist Bill - red.] przypomina praktyki stosowane w RPA w czasach apartheidu"- mówił Michael Howard, lider konserwatystów. "Ten rząd ma wielką legislacyjną biegunkę, na jaką nie cierpiały żadne inne gabinety" - kpił Anthony Lester z partii Liberalnych Demokratów. Dla brytyjskiej opozycji projekty proponowane przez premiera, zrealizowane już w innych państwach - są prawdziwą rewolucją. - Brytyjska, liberalna klasa polityczna nie zgodzi się na tak poważne ograniczenie praw i wolności obywatelskich. Stąd niechęć do Blaira - mówi "Wprost" John Dunn, politolog z Uniwersytetu Cambridge.
Podwójna dymisja
Kłopoty premiera zaczęły się znacznie wcześniej, przed głosowaniem nad Antiterrorist Bill. Pozycją Blaira zachwiała rezygnacja Davida Blunketta, ministra pracy i płacy, jednego z najpopularniejszych polityków na wyspach. Blunkett nie skonsultował z rządowym komitetem doradczym objęcia stanowiska dyrektora w prywatnej spółce DNA-Bioscience. Złamał w ten sposób obowiązujący ministrów kodeks etyczny i musiał odejść.
Blunkett już raz był odwołany z funkcji ministra spraw wewnętrznych, w grudniu ubiegłego roku. Ponownie wszedł do rządu po ostatnich wyborach. Blair zakładał, że popularny polityk będzie w stanie wprowadzić reformy uznawane za rdzeń programu Partii Pracy. Po rezygnacji Blunketta cały ciężar reform premier będzie musiał wziąć na siebie. Jest to o tyle trudne, że nie wszyscy laburzyści popierają ten program. Rebelianci z Partii Pracy zapowiedzieli już, że nie tylko nie poprą projektów premiera, ale będą się również starali przeciągnąć na swoją stronę pozostałych posłów. Z tego powodu rząd będzie próbował dopasować najważniejsze punkty programu Blaira do już istniejących przepisów, aby w ten sposób uniknąć konfrontacji w Izbie Gmin. Głównym punktem programu jest liberalizacja systemu zarządzania szkołami. Reforma zakłada zmniejszenie kontroli władz lokalnych nad szkołami. Rząd zechce ją wprowadzić tylnymi drzwiami na podstawie decyzji administracyjnej - w ten sposób uniknie trudnego głosowania. W podobny sposób może przeprowadzić reformę służby zdrowia. Najbardziej kontrowersyjne punkty projektu, zakładające przekazanie części usług medycznych w ręce prywatne, również mają zostać przeforsowane z pominięciem drogi legislacyjnej.
Nałogowi rebelianci
Pozostała część projektowanych reform będzie jednak wymagała zgody Izby Gmin. Zmusi to rząd do szukania poparcia wśród opozycji. Partia Pracy chce jednak uniknąć tego scenariusza. "Musimy przeforsować nasze projekty z poparciem Partii Pracy. Ludzie, którzy stoją za rządem, mają obowiązek poprzeć projekt" - mówi Gordon Brown, minister finansów.
Tony`ego Blaira czeka zatem w najbliższych miesiącach ciężka przeprawa i walka nie tylko o program, ale też o uratowanie autorytetu. Premier będzie się musiał zmagać i z konserwatystami, i z opozycją wewnętrzną. "Rebelianci" z Partii Pracy oczekują, że Blair odejdzie i odda ster rządu Gordonowi Brownowi, ministrowi finansów. W Partii Pracy rośnie też w siłę frakcja lewicowa. Jej nieformalnym przywódcą jest Jeremy Corbyn, który tylko w ubiegłej kadencji aż 148 razy głosował przeciwko rządowi. Wśród rebeliantów jest też grupa "pozbawionych złudzeń", laburzystów, którzy wcześniej byli wobec Blaira lojalni. Część z nich zasiadała kiedyś w ławach rządowych. Frank Dobson był ministrem zdrowia w latach 1997-1999, teraz należy do najzagorzalszych krytyków reformy służby zdrowia. Do "rozczarowanych" należy też George Mudie, były minister edukacji, oraz Mark Fisher, usunięty w 1998 r. ze stanowiska ministra kultury. To oni najgłośniej domagają się wyznaczenia kalendarza dalszych planów premiera, w tym określenia daty jego rezygnacji. Według komentatorów, rebelia w Partii Pracy już zaszkodziła jej wizerunkowi ugrupowania, które jest zdolne podejmować trudne decyzje.
Blair Force One
Sytuacja premiera będzie zależała w dużym stopniu od postawy Gordona Browna. Minister finansów Blaira jest lojalny wobec rządu, ale coraz częściej zaczyna demonstrować samodzielność. Niedawno obaj politycy pokłócili się o rządowe samoloty. Blair chciał, aby Wielka Brytania przestała czarterować samoloty na loty transatlantyckie i kupiła maszynę rządową z prawdziwego zdarzenia (publicyści określają tę sprawę mianem Blair Force One). Pomysłowi sprzeciwił się Brown, argumentując, że ma inne wydatki. Głębsze różnice między politykami także dotyczą polityki finansowej, ale już na arenie europejskiej. Uchwalenie europejskiego budżetu jeszcze w tym roku odchodzi w sferę marzeń. Przyznaje to nawet szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. - Taki scenariusz jest na razie mało możliwy - mówi. Dyplomaci podkreślają, że kluczem do kompromisu pozostaje rabat brytyjski, czyli kilkumiliardowa ulga w składce do budżetu UE, z której Londyn korzysta od 1984 r. - Przewodnictwo brytyjskie musi tę kwestię rozstrzygnąć z Tonym Blairem - ironizuje jeden z dyplomatów. Prawdą jest bowiem, że Blair i Brown nie zgadzają się w tej kwestii. Premier chce utrzymania rabatu, a Brown dąży do szybkiego kompromisu i uchwalenia europejskiego budżetu. Blair prawdopodobnie postawi na swoim, a to będzie oznaczało fiasko brytyjskiej prezydencji w unii i dalsze osłabienie pozycji premiera wśród deputowanych Partii Pracy.
To właśnie upór i determinacja mogą pogrzebać premiera Blaira. - Blair jest zbyt despotyczny i uparty, aby usunąć narastającą wokół niego atmosferę wrogości. Po prostu nie potrafi do końca wykorzystać swojej historycznej szansy - mówi "Wprost" John Dunn, politolog z Uniwersytetu Cambridge. Pozycja Blaira będzie więc z każdym tygodniem słabnąć. Jak przewiduje publicysta "The Times" Peter Riddell, następnym etapem może być już tylko faza upadku. "Rządy na tym etapie tracą impet i zajmują się wewnętrznymi sporami" - pisze Riddell. Agonia może jednak potrwać długo, co pokazuje przykład ostatniego roku rządów Johna Majora. Tony Blair ma powody, by się bać. Ale powody do obaw mogą mieć też laburzyści. Po upadku Majora torysi do dziś nie mogą znaleźć przywódcy, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Koniec Tony`ego Blaira może oznaczać także koniec Partii Pracy jako partii rządzącej.
Grzegorz Sadowski
Paweł Białobok
Najbliższe Boże Narodzenie będzie ostatnim, które Tony Blair spędzi jako premier" - stwierdził Michael Howard, lider brytyjskich konserwatystów. Blair traci zaplecze polityczne i autorytet. Nie może już nawet liczyć na lojalność własnej partii. Pokazało to głosowanie z 9 listopada w Izbie Gmin. Proponowany przez rząd projekt ustaw antyterrorystycznych - tzw. Antiterrorist Bill - pozwalający na przetrzymywanie osób podejrzanych o terroryzm przez 90 dni bez postawienia zarzutów przepadł stosunkiem głosów 291 do 322. To pierwsza taka porażka od czasów "zimy niezadowolenia", która w latach 70. położyła kres laburzystowskiemu rządowi Jamesa Callaghana i rozpoczęła osiemnastoletnie rządy konserwatystów. Zimę Blaira przygotowało mu 49 rebeliantów z Partii Pracy. "To głosowanie podważyło wiarygodność premiera" - ocenił sytuację John Hughes, jeden z liderów Liberalnych Demokratów. "To pierwszy gwóźdź do trumny Blaira" - mówi prof. Matthew Worley z Uniwersytetu w Reading.
Rządowa biegunka
Wprowadzenie ustawy antyterrorystycznej Blair potraktował jako konieczność, a zarazem punkt honoru. Sondaże wskazywały, że pomysł popiera prawie 70 proc. Brytyjczyków. Od lipcowej tragedii w Londynie udaremniono jeszcze dwie próby zamachów. Nic dziwnego, że po głosowaniu Blair nie był w stanie ukryć rozgoryczenia. "Ludzie mogą uznać za bardzo dziwne to, że parlament nie wziął pod uwagę rekomendacji policji"- stwierdził. Zamiast jego planu rebelianci przegłosowali poprawkę pozwalającą przetrzymywać podejrzanych o terroryzm najwyżej przez 28 dni.
Nie ulega wątpliwości, że Tony Blair znalazł się w poważnych tarapatach. Laburzyści nie są już tak potężną siłą w Izbie Gmin jak w poprzedniej kadencji, gdy mieli ponad 160 głosów przewagi nad opozycją. Teraz mogą liczyć najwyżej na 66-osobową większość, która - jak pokazało ostatnie głosowanie - jest nielojalna. Opozycja, widząc osłabienie premiera, już przystąpiła do ataku. "Ten pomysł [Antiterrorist Bill - red.] przypomina praktyki stosowane w RPA w czasach apartheidu"- mówił Michael Howard, lider konserwatystów. "Ten rząd ma wielką legislacyjną biegunkę, na jaką nie cierpiały żadne inne gabinety" - kpił Anthony Lester z partii Liberalnych Demokratów. Dla brytyjskiej opozycji projekty proponowane przez premiera, zrealizowane już w innych państwach - są prawdziwą rewolucją. - Brytyjska, liberalna klasa polityczna nie zgodzi się na tak poważne ograniczenie praw i wolności obywatelskich. Stąd niechęć do Blaira - mówi "Wprost" John Dunn, politolog z Uniwersytetu Cambridge.
Podwójna dymisja
Kłopoty premiera zaczęły się znacznie wcześniej, przed głosowaniem nad Antiterrorist Bill. Pozycją Blaira zachwiała rezygnacja Davida Blunketta, ministra pracy i płacy, jednego z najpopularniejszych polityków na wyspach. Blunkett nie skonsultował z rządowym komitetem doradczym objęcia stanowiska dyrektora w prywatnej spółce DNA-Bioscience. Złamał w ten sposób obowiązujący ministrów kodeks etyczny i musiał odejść.
Blunkett już raz był odwołany z funkcji ministra spraw wewnętrznych, w grudniu ubiegłego roku. Ponownie wszedł do rządu po ostatnich wyborach. Blair zakładał, że popularny polityk będzie w stanie wprowadzić reformy uznawane za rdzeń programu Partii Pracy. Po rezygnacji Blunketta cały ciężar reform premier będzie musiał wziąć na siebie. Jest to o tyle trudne, że nie wszyscy laburzyści popierają ten program. Rebelianci z Partii Pracy zapowiedzieli już, że nie tylko nie poprą projektów premiera, ale będą się również starali przeciągnąć na swoją stronę pozostałych posłów. Z tego powodu rząd będzie próbował dopasować najważniejsze punkty programu Blaira do już istniejących przepisów, aby w ten sposób uniknąć konfrontacji w Izbie Gmin. Głównym punktem programu jest liberalizacja systemu zarządzania szkołami. Reforma zakłada zmniejszenie kontroli władz lokalnych nad szkołami. Rząd zechce ją wprowadzić tylnymi drzwiami na podstawie decyzji administracyjnej - w ten sposób uniknie trudnego głosowania. W podobny sposób może przeprowadzić reformę służby zdrowia. Najbardziej kontrowersyjne punkty projektu, zakładające przekazanie części usług medycznych w ręce prywatne, również mają zostać przeforsowane z pominięciem drogi legislacyjnej.
Nałogowi rebelianci
Pozostała część projektowanych reform będzie jednak wymagała zgody Izby Gmin. Zmusi to rząd do szukania poparcia wśród opozycji. Partia Pracy chce jednak uniknąć tego scenariusza. "Musimy przeforsować nasze projekty z poparciem Partii Pracy. Ludzie, którzy stoją za rządem, mają obowiązek poprzeć projekt" - mówi Gordon Brown, minister finansów.
Tony`ego Blaira czeka zatem w najbliższych miesiącach ciężka przeprawa i walka nie tylko o program, ale też o uratowanie autorytetu. Premier będzie się musiał zmagać i z konserwatystami, i z opozycją wewnętrzną. "Rebelianci" z Partii Pracy oczekują, że Blair odejdzie i odda ster rządu Gordonowi Brownowi, ministrowi finansów. W Partii Pracy rośnie też w siłę frakcja lewicowa. Jej nieformalnym przywódcą jest Jeremy Corbyn, który tylko w ubiegłej kadencji aż 148 razy głosował przeciwko rządowi. Wśród rebeliantów jest też grupa "pozbawionych złudzeń", laburzystów, którzy wcześniej byli wobec Blaira lojalni. Część z nich zasiadała kiedyś w ławach rządowych. Frank Dobson był ministrem zdrowia w latach 1997-1999, teraz należy do najzagorzalszych krytyków reformy służby zdrowia. Do "rozczarowanych" należy też George Mudie, były minister edukacji, oraz Mark Fisher, usunięty w 1998 r. ze stanowiska ministra kultury. To oni najgłośniej domagają się wyznaczenia kalendarza dalszych planów premiera, w tym określenia daty jego rezygnacji. Według komentatorów, rebelia w Partii Pracy już zaszkodziła jej wizerunkowi ugrupowania, które jest zdolne podejmować trudne decyzje.
Blair Force One
Sytuacja premiera będzie zależała w dużym stopniu od postawy Gordona Browna. Minister finansów Blaira jest lojalny wobec rządu, ale coraz częściej zaczyna demonstrować samodzielność. Niedawno obaj politycy pokłócili się o rządowe samoloty. Blair chciał, aby Wielka Brytania przestała czarterować samoloty na loty transatlantyckie i kupiła maszynę rządową z prawdziwego zdarzenia (publicyści określają tę sprawę mianem Blair Force One). Pomysłowi sprzeciwił się Brown, argumentując, że ma inne wydatki. Głębsze różnice między politykami także dotyczą polityki finansowej, ale już na arenie europejskiej. Uchwalenie europejskiego budżetu jeszcze w tym roku odchodzi w sferę marzeń. Przyznaje to nawet szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. - Taki scenariusz jest na razie mało możliwy - mówi. Dyplomaci podkreślają, że kluczem do kompromisu pozostaje rabat brytyjski, czyli kilkumiliardowa ulga w składce do budżetu UE, z której Londyn korzysta od 1984 r. - Przewodnictwo brytyjskie musi tę kwestię rozstrzygnąć z Tonym Blairem - ironizuje jeden z dyplomatów. Prawdą jest bowiem, że Blair i Brown nie zgadzają się w tej kwestii. Premier chce utrzymania rabatu, a Brown dąży do szybkiego kompromisu i uchwalenia europejskiego budżetu. Blair prawdopodobnie postawi na swoim, a to będzie oznaczało fiasko brytyjskiej prezydencji w unii i dalsze osłabienie pozycji premiera wśród deputowanych Partii Pracy.
To właśnie upór i determinacja mogą pogrzebać premiera Blaira. - Blair jest zbyt despotyczny i uparty, aby usunąć narastającą wokół niego atmosferę wrogości. Po prostu nie potrafi do końca wykorzystać swojej historycznej szansy - mówi "Wprost" John Dunn, politolog z Uniwersytetu Cambridge. Pozycja Blaira będzie więc z każdym tygodniem słabnąć. Jak przewiduje publicysta "The Times" Peter Riddell, następnym etapem może być już tylko faza upadku. "Rządy na tym etapie tracą impet i zajmują się wewnętrznymi sporami" - pisze Riddell. Agonia może jednak potrwać długo, co pokazuje przykład ostatniego roku rządów Johna Majora. Tony Blair ma powody, by się bać. Ale powody do obaw mogą mieć też laburzyści. Po upadku Majora torysi do dziś nie mogą znaleźć przywódcy, który poprowadziłby ich do zwycięstwa. Koniec Tony`ego Blaira może oznaczać także koniec Partii Pracy jako partii rządzącej.
REBELIANCI |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.