Publiczne opuszczanie bielizny w bieżącym sezonie odbywa się głównie w wersji hard core
Skończyło się. Inteligencja czytająca mówi stanowcze "nie!" fabułkom miłosnym kleconym za biurkami w klitkach bieda-literatów na warszawskim Ursynowie. Perypetiami "sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego" niech się nasładza publiczność serialowa. Inteligencja żąda miłosnego autentyku. I inteligencja taki autentyk otrzymuje. Jak sezon długi i szeroki. Z dostawą i w kilku wariantach. Wymieńmy trzy.
Wariant pierwszy: cichodajka kolportowana pod biurkiem. W branży sekretarek, recepcjonistek i niższego personelu biurowego zagotowało się za przyczyną anonimowego druku "Cichodajka.pl". Z punktu widzenia literatury to tylko makulatura pociągnięta farbą drukarską, ale w dziejach obyczaju - rzecz przełomowa. Bo owa "cichodajka" na 200 stronicach rozkłada nogi i moralność publiczną. I najważniejsze: "Cichodajka" to autentyk. Streszczenie blogu, do którego w sieci zaglądało ćwierć miliona ciekawskich. W detalu "cichodajka" biegnie tak, że pannica matury jeszcze nie ma, ale za to ma tatusia, który wozi swoją księżniczkę lexusem. I ta księżniczka na jedno gwizdnięcie SMS-em stawia się w ustronnej garsonierze, by zaspokajać (sposobem francuskim!) podtatusiałych ważniaków, szerszej publiczności dostępnych tylko z pierwszych stron gazet. Powody? Jeden banalny - gówniarze imponuje, że ci dystyngowani panowie pod jej zdolną ręką rzężą, charczą i błagają o jeszcze. I drugi- ciekawszy. Cichodajka, która ma w życiu wszystko, chce mieć jeszcze więcej. To "więcej" oznacza zawistny podziw milionów, które nie prowadzają się lexusami. Więc na przemian opisuje orgietki własne i te dostępne dla jej czytelników. Ja na atłasach, a wy na tyłach wiejskiego sklepu. Ja po 12-letniej whisky, a wy po groszowym sikaczu. Co zbiega się w przesłaniu cichodajki do narodu polskiego: "Pomarz sobie o moim świecie. A teraz wkurwiony idź, weź od matki na sobotnie piwo z kolegami z blokowiska i klnij na mnie do woli". Taka fraza to dopiero orgazm.
Wariant drugi: gej przed lustrem (z lekko opuszczoną bielizną). Publiczne opuszczanie bielizny przybrało w bieżącym sezonie uwznioślającą anglosaską nazwę "coming out" i odbywa się głównie w wersji hard core. Przedłożył ją publiczności pisarz Michał Witkowski. Credo: "Nigdy nie ukrywałem, że jestem ciotą, ponieważ nie widzę w tym nic złego". Ciota Witkowski między okładkami powieści "Lubiewo" odpytał inne cioty z młodości spędzonej w dworcowych szaletach środkowego PRL.I w kolejce do radzieckich rekrutów, ustawiającej się przed koszarami w Świdnicy. W nieprzyzwyczajonym czytelniku wzbiera odruch wymiotny. Ale nie po to spisano ten autentyk. Także nie po to, by swojskie cioty przemianować na europejskich gejów i wysłać na Paradę Równości. Cioty chcą pozostać ciotami i dożyć swoich lat na podejrzanych skwerkach. To jest ich mała ojczyzna, od której wara.
Wariant trzeci: inteligenci po przejściach, ale na poziomie. Ani się Państwo obejrzycie, jak uśmiechnie się do was z witryny "Szarlotka z ogryzków" - protokół romansu, który para ludzi mediów, czyli Iwona L. Konieczna i Paweł Tomczyk odbyli na czacie, a teraz publiczności do czytania podają. Cała miłość odbyła się w między 24 kwietnia 2004 r. a 25 maja 2005 r. i składa się z kalamburów. Do obgadania jest podwójny rozwód, cienizna finansowa i dzieci z deficytem uczuć rodzicielskich, ale romansująca inteligencja ledwo o tym zatrąca. Za to cytacików z lektur szkolnych, aluzyjek do seriali Đ zatrzęsienie. Prus goni czterech pancernych i Witkacym pogania. Tuż obok wre wolny rynek, można na nim sporo ugrać. Ale zakochana inteligencja sobie wolny rynek odpuszcza. Więc inteligencja przechodzi w budżetówkę. A budżetówka - na margines. Też autentyk.
Wariant pierwszy: cichodajka kolportowana pod biurkiem. W branży sekretarek, recepcjonistek i niższego personelu biurowego zagotowało się za przyczyną anonimowego druku "Cichodajka.pl". Z punktu widzenia literatury to tylko makulatura pociągnięta farbą drukarską, ale w dziejach obyczaju - rzecz przełomowa. Bo owa "cichodajka" na 200 stronicach rozkłada nogi i moralność publiczną. I najważniejsze: "Cichodajka" to autentyk. Streszczenie blogu, do którego w sieci zaglądało ćwierć miliona ciekawskich. W detalu "cichodajka" biegnie tak, że pannica matury jeszcze nie ma, ale za to ma tatusia, który wozi swoją księżniczkę lexusem. I ta księżniczka na jedno gwizdnięcie SMS-em stawia się w ustronnej garsonierze, by zaspokajać (sposobem francuskim!) podtatusiałych ważniaków, szerszej publiczności dostępnych tylko z pierwszych stron gazet. Powody? Jeden banalny - gówniarze imponuje, że ci dystyngowani panowie pod jej zdolną ręką rzężą, charczą i błagają o jeszcze. I drugi- ciekawszy. Cichodajka, która ma w życiu wszystko, chce mieć jeszcze więcej. To "więcej" oznacza zawistny podziw milionów, które nie prowadzają się lexusami. Więc na przemian opisuje orgietki własne i te dostępne dla jej czytelników. Ja na atłasach, a wy na tyłach wiejskiego sklepu. Ja po 12-letniej whisky, a wy po groszowym sikaczu. Co zbiega się w przesłaniu cichodajki do narodu polskiego: "Pomarz sobie o moim świecie. A teraz wkurwiony idź, weź od matki na sobotnie piwo z kolegami z blokowiska i klnij na mnie do woli". Taka fraza to dopiero orgazm.
Wariant drugi: gej przed lustrem (z lekko opuszczoną bielizną). Publiczne opuszczanie bielizny przybrało w bieżącym sezonie uwznioślającą anglosaską nazwę "coming out" i odbywa się głównie w wersji hard core. Przedłożył ją publiczności pisarz Michał Witkowski. Credo: "Nigdy nie ukrywałem, że jestem ciotą, ponieważ nie widzę w tym nic złego". Ciota Witkowski między okładkami powieści "Lubiewo" odpytał inne cioty z młodości spędzonej w dworcowych szaletach środkowego PRL.I w kolejce do radzieckich rekrutów, ustawiającej się przed koszarami w Świdnicy. W nieprzyzwyczajonym czytelniku wzbiera odruch wymiotny. Ale nie po to spisano ten autentyk. Także nie po to, by swojskie cioty przemianować na europejskich gejów i wysłać na Paradę Równości. Cioty chcą pozostać ciotami i dożyć swoich lat na podejrzanych skwerkach. To jest ich mała ojczyzna, od której wara.
Wariant trzeci: inteligenci po przejściach, ale na poziomie. Ani się Państwo obejrzycie, jak uśmiechnie się do was z witryny "Szarlotka z ogryzków" - protokół romansu, który para ludzi mediów, czyli Iwona L. Konieczna i Paweł Tomczyk odbyli na czacie, a teraz publiczności do czytania podają. Cała miłość odbyła się w między 24 kwietnia 2004 r. a 25 maja 2005 r. i składa się z kalamburów. Do obgadania jest podwójny rozwód, cienizna finansowa i dzieci z deficytem uczuć rodzicielskich, ale romansująca inteligencja ledwo o tym zatrąca. Za to cytacików z lektur szkolnych, aluzyjek do seriali Đ zatrzęsienie. Prus goni czterech pancernych i Witkacym pogania. Tuż obok wre wolny rynek, można na nim sporo ugrać. Ale zakochana inteligencja sobie wolny rynek odpuszcza. Więc inteligencja przechodzi w budżetówkę. A budżetówka - na margines. Też autentyk.
Więcej możesz przeczytać w 3/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.