Gdyby rok temu ktoś wam powiedział, że Silvio Berlusconi może odegrać jeszcze jakąś rolę we włoskiej polityce, pewnie śmialibyście się do rozpuku. Wysmażony na solarium stary satyr z przeszczepionymi włosami, perlistym uśmiechem i przyciężkim poczuciem humoru stał się przecież symbolem politycznego obciachu. Upadek wieloletniego premiera, uwikłanego w serię skandali, miał być końcem pewnej epoki i szansą na odrodzenie Włoch. Okazuje się jednak, że tamtejsza scena polityczna, mimo rozpaczliwych prób podejmowanych zarówno na lewicy, jak i na prawicy, a także wśród populistów, nie wygenerowała na razie nikogo lepszego niż Berlusconi. Tak przynajmniej można wnioskować z wyniku zeszłotygodniowych wyborów regionalnych na Sycylii, które firmowana przez niego centroprawicowa koalicja wygrała w cuglach. Wyspa, będąca najbiedniejszym regionem Włoch, skupia jak w soczewce wszystkie problemy państwa. Bezrobocie jest wysokie, gospodarka dychawiczna, a poziom długu publicznego – niebotycznie wysoki. Rządzona od kilku lat przez coraz bardziej nieudolną lewicę Sycylia wydawała się łatwym łupem dla populistów z Ruchu Pięciu Gwiazd. Szli oni dotąd jak burza w kolejnych regionalnych głosowaniach po dobry wynik w przyszłorocznych wyborach do parlamentu. Politycznym tematem numer jeden od miesięcy jest, kto i jak powstrzyma populistów, dowodzonych przez telewizyjnego komika Beppe Grillo. Typowano już różnych kandydatów do ratowania Włoch przed populizmem: na lewicy miał to być były premier Matteo Renzi. Prawica stawiała na lidera Ligi Północnej Matteo Salviniego. Nikt jednak nie spodziewał się, że w roli zbawcy kraju wystąpi skompromitowany Berlusconi, który doprowadził do zjednoczenia centroprawicy i jej spektakularnego zwycięstwa na Sycylii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.