Stach Szabłowski
Wkraczając na wystawę „Biedermeier”, cofamy się w czasie o 200 lat. Jesteśmy w Europie Środkowej 1815 r. Właśnie skończyła się zawierucha wojen napoleońskich, do władzy wracają monarchowie. Mocarstwa precyzyjnie dzielą strefy wpływów, by żaden wielki europejski gracz nie wyrósł za bardzo ponad innych; to mogłoby doprowadzić do nowych konfliktów, których wszyscy chwilowo mają dosyć. Wywrotowe idee rewolucji francuskiej, a także ruchy narodowe wciąż są w europejskich społeczeństwach żywe, ale porządku w restaurowanych cesarstwach i królestwach mają teraz strzec policje polityczne i czujni cenzorzy. Zaczyna się okres małej stabilizacji. W krajach niemieckojęzycznych przetrwa ona do 1848 r., kiedy nadejdzie Wiosna Ludów, kolejny gwałtowny paroksyzm w dziejach przemiany europejskich społeczeństw. Tymczasem panuje spokój; na jego gruncie rozwija się kultura biedermeieru. Jak to zwykle bywa z epokami w historii sztuki, ludzie doby biedermeieru nie wiedzieli, że uczestniczą w biedermeierowskiej kulturze. Dla nich Biedermeier był nazwiskiem szwabskiego poety, którego wiersze – tak niedobre, że aż zabawne – ukazywały się na łamach wychodzącego w Monachium czasopisma satyrycznego „Fliegender Blätter”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.