Wysypisko śmieci na warszawskim osiedlu Utrata. Przyjeżdżają tu ciężarówki załadowane śmieciami zmieszanymi, które są spalane, oraz czerwonymi workami, a więc odpadkami „segregowanymi suchymi”. W dużej hali grupa pracowników sortuje to, co przyjechało w czerwonych workach. Z jednej strony taśmy leży góra śmieci zrzuconych z ciężarówek, z drugiej – sterty posegregowane przez pracowników. Piotr Leszczyński, dyrektor zarządzający pionem przetwarzania odpadów w warszawskim MPO pokazuje górę czekającą na sortowanie. – Tutaj akurat mamy czystą dostawę, jednak segregowanie odpadów wciąż sprawia ludziom problemy – mówi. W hali czuć zaduch zgnilizny. – W czerwonych workach odbieramy bardzo dużo odpadów, które powinny trafić do frakcji „zmieszane”, a już od przyszłego roku do frakcji bio, np. psujące się owoce, warzywa, obierki – jest tego bardzo dużo – mówi Piotr Leszczyński. Odpady w Polsce są segregowane od lat. Od 2012 r. mamy ustawę, która zobowiązuje gminy do takiego ustalania opłat za odbiór śmieci, żeby opłacało się je segregować. Za wywóz odpadów selektywnych płaci się więc mniej. Mieszkańcy chętnie korzystają z tej możliwości. Od dawna znają zasady segregowania, w razie wątpliwości mogą sprawdzić na opisanych workach albo na stronach odbiorców śmieci. A jednak właściwe rozdzielanie śmieci do odpowiednich worków czasem nas przerasta. Jedni nie wiedzą, jak to robić, innym się nie chce. Warto się zmobilizować, bo wymagania odbiorców odpadów będą coraz surowsze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.