Wszystko to dzieje się na naszych oczach. Nowe terapie mogą całkowicie zmienić obraz choroby, czego przykładem jest przewlekła białaczka szpikowa. U ok. 50 proc. pacjentów, którzy co najmniej przez dwa lata mają całkowitą remisję (brak nawrotu choroby), można zaprzestać leczenia, a więc mówić o wyleczeniu, co jeszcze niedawno wydawało się niewyobrażalne. Podobna rewolucja dokonuje się dziś w leczeniu innego nowotworu krwi – szpiczaka plazmocytowego. – Przyzwyczailiśmy się, że w przypadku nowotworu podstawowym lekiem jest cytostatyk – chemioterapia. Zmiany rozpoczęły się w 1999 r., kiedy do leczenia szpiczaka zastosowano talidomid. Był pierwszym lekiem immunomodulującym oddziałującym na układ odpornościowy. Zapoczątkował nową erę w leczeniu szpiczaka – mówi prof. Anna Dmoszyńska, założycielka i przewodnicząca Polskiej Grupy Szpiczakowej, wieloletni kierownik Katedry i Kliniki Hematoonkologii i Transplantacji Szpiku Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Po kilku latach pojawiły się leki immunomodulujące drugiej i trzeciej generacji oraz kolejne grupy leków: inhibitory proteasomu oraz przeciwciała monoklonalne. Nowe terapie całkowicie zmieniły rokowanie: czas przeżycia chorych wydłużył się z dwóch do sześciu, siedmiu, a ostatnio nawet kilkunastu lat. – Gdy kilka lat temu prof. Torben Plesner prezentował pierwsze wyniki leczenia przeciwciałem anty CD38, byłam sceptyczna. Uważałam, że skoro lek działa na białko CD38, które występuje na wielu komórkach w organizmie, m.in. w mózgu, sercu, mięśniach, to po tym leku pojawi się bardzo dużo powikłań, działań niepożądanych. Teraz mam inne zdanie – przyznaje prof. Dmoszyńska.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.