Nie nadajemy się do normalnej demokracji i aby ocalić substancję narodową, potrzeba nam knuta i buta
Niczego w życiu nie można być pewnym. Pamiętam, jak w dawnych czasach powtarzałem, że mogą mnie dotknąć rozmaite nieszczęścia, ale jedno już nie - nie obejmie mnie obowiązek szkolny. No i wykrakałem, bo pierwsze, co mnie dotknęło po wyemigrowaniu w 1982 r. do Niemiec, to była szkoła. Siedem miesięcy na ósmą rano, po siedem lekcji sześć razy w tygodniu, prace domowe, klasówki. Tylko wywiadówek nie było, bo żona chodziła ze mną do tej samej klasy. Drugą rzeczą, której pewny byłem do niedawna, było to, że nigdy nie będę tęsknił za PRL. Owszem, za sobą samym w tamtych czasach jak najbardziej - młody, zdolny, wszystkie zęby i włosy, zdolność picia do białych oczu bez żadnych konsekwencji zdrowotnych, po schodach jak konik polny, wrażliwy na urodę kobiecą, czasami nawet z wzajemnością, bez wielkich potrzeb finansowych. Słowem - żyć nie umierać. Ale za systemem, za ustrojem - nigdy w życiu.
Więcej możesz przeczytać w 8/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.