Napoleon kojarzy mi się głównie z podrabianą brandy, sympatycznym pierdołą Rzeckim i hrabiną Walewską. Opisy bitew mnie nudzą, jestem głuchy na werble i huk armat, więc gdy dali mi do ręki ponad 500 stron książki o jednej tylko kampanii cesarza Francji, mówiąc: "Recenzja za tydzień", myślałem, że zejdę. Iskierkę nadziei stwarzała osoba autora - wykształconego w Anglii rasowego historyka, którego pasją nie jest docentura w PAN, tylko pisanie barwne i żywe. Według Zamoyskiego, Bonaparte od 1811 r. był człowiekiem spełnionym niczym Bambi z kreskówki Disneya: miał władzę, ukochaną przy boku i syna. Był też chory, tył i tracił energię. Czyżby więc wojna z Rosją to wynik andropauzy? Takich bredni autor nie głosi. Twierdzi za to, że trzeba było rozbić Prusy na księstwa, czego Bonaparte nie zrobił, więc w 1940 r. Niemcy czytali poranne wydanie "Volkischer Beobachter" pod wieżą Eiffla. Napoleon zaś chciał się tylko rozprawić z Anglią, ale droga do Londynu wiodła przez Moskwę. Starcie dwóch potęg było nieuniknione, bo Rosja parła na Zachód. Drugi Konstantynopol i drugi Rzym musiały się zetrzeć. Rezultat znamy. Czy dałoby się mu zapobiec? Pewnie nie, choć dziś każdy podporucznik wygrałby z Kutuzowem i poradziłby sobie pod Berezyną. Ale na pewno nikt nie opisałby tego ciekawiej od Zamoyskiego.
Adam Zamoyski, "1812. Wojna z Rosją", Znak
Więcej możesz przeczytać w 8/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.