Październik, słoneczne popołudnie. Pani Monika sadzi przed domem kosodrzewinę, gdy w powietrzu robi się gęsto od dymu z komina sąsiadki. Jest tak gryzący, że pani Monika idzie do 70-latki, żeby zapytać, co wrzuciła do pieca. Otwiera jej 45-letnia córka sąsiadki, która tłumaczy, że mamusia dorzuciła węgla do pieca, bo babci staruszce, która z nimi mieszka, jest zimno. Tak, wie, że to pyli, a nawet truje, ale przecież zawsze paliło się węglem, więc czemu to teraz przeszkadza? Zapytana, czy myśli o zmianie pieca, odpowiada, że nie. A jeśli tak, to dlatego, że węgiel drożeje, a mamusię dźwiganie węgla coraz bardziej męczy.
Taki sposób myślenia, czyli wypieranie negatywnych konsekwencji zdrowotnych i patrzenie na kocioł prawie wyłącznie przez pryzmat kosztów i wygody, zdaniem Łukasza Pytlińskiego, socjologa z Instytutu Ekonomii Środowiska i CEM Instytutu Badań Rynku i Opinii Publicznej, jest typowy dla właścicieli kopciuchów. IEŚ i CEM przeprowadziły wiele badań związanych z ogrzewaniem budynków jednorodzinnych w Polsce. Wnioski nie są optymistyczne. W Polsce jest dziś ok. 3,5 mln budynków ogrzewanych kotłami o niskich parametrach jakościowych. To kopciuchy – najstarsze, najprymitywniejsze w konstrukcji piece, które są w stanie spalić wszystko: węgiel, flotokoncentraty, muły węglowe, drewno, gazety, plastik. Wszystko to wyfruwa kominem jako toksyczne opary niskiej emisji. Dane na ten temat są alarmujące. Polacy wdychają najwyższe stężenia benzo(a)pirenu w Europie. To jedna z najbardziej rakotwórczych substancji, powstająca w efekcie spalania węgla i drewna – wynika z najnowszego raportu Europejskiej Agencji Środowiska (European Environment Agency) „Jakość powietrza w Europie 2019”. Na tym nie koniec, bo zdrowie Polaków rujnują też pyły zawieszone PM2,5 i PM10. W efekcie w Polsce smog zabija około 43 tys. osób rocznie, a na świecie – nawet 7 mln.
Zawał, udar, rak? to nie działa
Tylko czy argumenty zdrowotne trafiają do Polaków? Pracownicy Instytutu Ekonomii Środowiska i CEM to zbadali, używając różnych argumentów. Od racjonalnych, jak ekonomiczne (węgiel będzie drożał), poprzez emocjonalne (trujemy własne dzieci), poprzez religijne (papież Franciszek w encyklikach wymienia paliwa stałe jako jedno z zagrożeń). I co się okazuje? Choć troska o zdrowie wydaje się argumentem koronnym, to nie trafia na podatny grunt, bo Polacy uważają, że choroby wywołuje wiele czynników, a brudne powietrze jest tylko jednym z nich.
– Badani sami zwracają uwagę, że łączenie palenia w kominku czy kopciuchu z groźnymi chorobami, jak: zawał, rak, wywołuje efekt wyparcia. Co więcej, takie komunikaty są bardziej wiarygodne dla osób, które stoją z drugiej strony, czyli mieszkają w domu ogrzewanym z miejskiej sieci, których sąsiad pali. Natomiast osoba, która się do tego przyczynia, myśli: „Ja jestem winien? Mój mały piecyk, który raz na jakiś czas sobie zakopci? Przecież jeżdżą samochody, pełno plastiku w żywności, więc dlaczego akurat ja?” – tłumaczy Łukasz Pytliński. Do zdrowotnych konsekwencji szczególnie trudno przekonać tzw. palaczy kominkowych, ponieważ drewno było zawsze uważane za paliwo odnawialne, czyste. A tymczasem badania pokazują, że spalane w nieodpowiedni sposób jest znacznie groźniejsze dla zdrowia ze względu na dużo mniejsze cząsteczki pyłu, które niosą rakotwórczy benzo(a)piren. Dlatego w wielu uchwałach antysmogowych, które przyjęły polskie samorządy, pojawia się zakaz palenia w kominkach, o ile nie spełniają norm ecodesignu lub nie są wyposażone w elektrofiltry.
Chcemy mieć jak na zachodzie
Jakie więc argumenty działają i kto ma największe szanse przekonać uciążliwego dla otoczenia „palacza” do zmiany? Najbardziej sprawdza się argumentacja odwołująca się do wzrostu komfortu i podwyższenia standardu życia. Na przykład taka, że nowy piec to koniec z dźwiganiem węgla z piwnicy, brak brudzącego pyłu i po prostu więcej czasu dla siebie. – Społeczeństwo się bogaci, wyjeżdża za granicę, obserwuje wzorce życia. I zaczynaoczekiwać tego samego, szczególnie dla swoich dzieci. A niewątpliwie dokładanie do pieca z komfortem się nie kojarzy – mówi Pytliński. Ale w rozmowach z posiadaczami starych kotłów ważne jest nie tylko to, jak ich przekonać, lecz także to, kto powinien to robić.
Z badań przeprowadzonych w Małopolsce wynika, że w kwestii wymiany pieca właściciele domów jednorodzinnych najbardziej zaufaliby osobie z najbliższego kręgu, członkowi rodziny, sąsiadowi, który już piec wymienił i jest z tego zadowolony. Na drugim miejscu znalazły się osoby związane ze światem technicznym, jak: instalatorzy kotłów, kominiarze, doradcy energetyczni. Na dalszych pozycjach są przedstawiciele władz samorządowych (wójt czy sołtys), a jeszcze dalej – wojewódzkich i centralnych. W ogonie znaleźli się lekarze, nauczyciele i księża. – Dlatego ewentualna kampania, mająca na celu skłonić ludzi do wymiany przestarzałego kotła, powinna opierać się na opinii osób nam podobnych, które już odniosły korzyści. W mniejszych społecznościach ludzie oglądają się na siebie, ten już zrobił, to ja nie mogę być gorszy. Działa czynnik rywalizacji – zauważa Pytliński.
Świadomość pociąga zmiany
Zmiana mentalności właścicieli kopciuchów to niejedyny orzech do zgryzienia dla władz samorządowych i centralnych. Według Pytlińskiego większym wyzwaniem są właściciele kominków. Nie oznacza koszty, bo ekologiczny wkład kominkowy jest drogi.obejdzie się więc bez akcji informacyjnej poświęconej kwestiom spalania drewna. Na tle przywiązania Polaków do węgla i drewna pocieszeniem może się wydać wzrost świadomości, jeśli chodzi o szkodliwość paliw stałych, która w ostatnich pięciu latach skoczyła od niemal zera proc. do 80-90 proc. społeczeństwa. – Nikt nie będzie już polemizował ze stwierdzeniem, że niska emisja szkodzi. Ludzie zwracają już uwagę na jakość paliwa i na to, czego sąsiedzi używają w piecach. To ogromny pozytywny efekt pracy osiągnięty najpierw przez organizacje pozarządowe, potem media i w końcu niektóre samorządy – podsumowuje Pytliński. Światełkiem w tunelu są też efekty wprowadzonego na jesieni zakazu palenia węglem i drewnem w Krakowie, gdzie powietrze już się odczuwalnie poprawiło. Oby ten przykład zainspirował nie tyle kolejne miasta i gminy, co po prostu Polaków.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.