Diagnoza „rak płuca” to dziś wyrok? Można przed nim uciec?
Bezwzględnie tak. W Polsce jest rocznie 23 tys. nowych zachorowań, a 18 tys. zgonów. To nadal nie są dobre statystyki, jednak już widać poprawę, która za kilka lat będzie jeszcze bardziej dostrzegalna. Na efekty widoczne w statystykach trzeba zaczekać, gdyż leki nowej generacji są stosowane dopiero od kilku lat, a immunoterapia dopiero od roku. W leczeniu niedrobnokomórkowego raka płuca leki ukierunkowane na określone zaburzenia genetyczne oraz leki immunokompetentne, czyli wpływające na układ immunologiczny, doprowadziły do tego, że u części chorych o zaawansowanym raku płuca mówimy już dziś jak o chorobie przewlekłej. Jeszcze kilka lat temu pacjent otrzymywał dwa-cztery cykle chemioterapii, a mediana przeżycia nie przekraczała ośmiu miesięcy. Obecnie chorych leczymy latami, nawet w stadium rozsiewu nowotworu. Niestety, jeszcze nie każdego: to zależy m.in. od lokalizacji przerzutów, charakterystyki molekularnej i immunologicznej nowotworu, stopnia sprawności chorego. Jednak połowie pacjentów możemy już bardzo pomóc.
Dlaczego zdecydował się pan na leczenie nowotworu, w którego przypadku rokowanie było tak złe?
Gdy po studiach zaczynałem pracę w Olsztynie, chciałem wybrać specjalizację internistyczną. W Specjalistycznym Zespole Leczenia Gruźlicy, Chorób Płuc i Onkologii była jednak tylko chemioterapia. Zaproponowano mi pracę. Potem trafiłem na staż do Centrum Onkologii w Warszawie i tu zostałem.
Średnia przeżycia – osiem miesięcy: jak spojrzeć w oczy pacjentowi i powiedzieć mu o takim rokowaniu?
Trzeba się nauczyć z tym żyć. Jako młody lekarz uważałem, że najważniejsze, żeby chorego jak najdłużej utrzymać przy życiu, wszelkimi siłami walczyć o każdy dzień, nawet jeśli pacjent jest w ciężkim stanie. Wiele nauczyła mnie praca w Ol sztynie i rady udzielane przez bardziej doświadczonych kolegów i koleżanki. Mówili, że muszę nauczyć się kończyć leczenie w odpowiedniej chwili. Nie znaliśmy wtedy jeszcze terminu „terapia uporczywa”.
Początkowo koledzy dziwili się, że zdecydowałem się na leczenie nowotworu płuca; np. w raku piersi już wtedy pacjentki można było leczyć dłużej i efektywniej. Ja jednak czułem, że muszę tu zostać, poza tym zespół był świetny; szef – prof. Maciej Krzakowski – stawiał na samodzielność. Zrobiłem specjalizację z radioterapii, a potem z chemioterapii, czyli onkologii klinicznej. Pamiętam, jak wróciliśmy ze światowego kongresu raka płuca, na którym przedstawiono pierwszą pracę dotyczącą leczenia skojarzonego, czyli połączenia radioi chemioterapii. Nasza klinika była pierwszym ośrodkiem w Polsce, który rozpoczął tego typu leczenie. Przez kilka lat tylko my leczyliśmy w ten sposób. Inne ośrodki uważały, że nie przyniesie to efektu. A dziś właśnie takie postępowanie jest standardem. Gdy pojawiały się pierwsze badania kliniczne z nowymi lekami, braliśmy w nich udział. Od początku staraliśmy się zapewnić chorym dostęp do innowacyjnych leków.
Zaawansowany rak płuca będzie taką chorobą przewlekłą jak dziś cukrzyca?
To już się dzieje. Kiedyś chory, który przeżywał rok, był przypadkiem opisywanym w literaturze medycznej. Obecnie wielu pacjentów otrzymujących nowoczesne leczenie stosuje je pięć, sześć lat i więcej, a pojawiają się kolejne cząstki, które będą przełamywały oporność nowotworu. Powstają nowe leki dla bardzo małych grup pacjentów z określonymi mutacjami genetycznymi. Wyniki badań są genialne, odsetki odpowiedzi chorych sięgają 100 proc.; po dwóch latach – wszyscy żyją.
Dwa lata temu Polska Grupa Raka Płuca, w której jest m.in. Pan i prof. Maciej Krzakowski, otrzymała nagrodę w konkursie organizowanym przez Międzynarodowe Stowarzyszenie do Badań nad Rakiem Płuca. Nagroda była za to, że dokonywaliście cudów, by zmienić sposób opieki nad chorymi na raka płuca w Polsce.
„Cudów” to za duże słowo. Po prostu staraliśmy się jak najlepiej pomóc chorym.Postęp w każdej dziedzinie dokonuje się dzięki osobom, którym chce się robić więcej niż trzeba. To zasługa całego zespołu.
Pacjenci cenią Pana m.in. za otwartość i wrażliwość. A o nowych lekach opowiada pan zawsze z entuzjazmem, że są szansą i powinny być jak najszybciej udostępniane w Polsce.
W leczeniu raka płuca wiele się zmieniło. Może to za duże słowo, gdybym powiedział, jestem szczęśliwy, jednak to, że obecnie można tak leczyć, to jest coś niesamowitego. Niezależnie od poglądów politycznych, trzeba przyznać, że dostęp do leków innowacyjnych w Polsce w przypadku wszystkich nowotworów poprawił się, a w przypadku raka płuca - bardzo się poprawił. Na pewno jest jeszcze kilka nowych opcji, które powinny stać się dostępne dla pacjentów, jednak mam nadzieję, że wkrótce tak się stanie.
Jednak wszystko ma plusy i minusy. Plusem jest to, że są nowe leki, udaje się je w Polsce udostępniać pacjentom. Kiedyś wśród osób, które przyjmowałem, 1/3 stanowiły nowe przypadki, 1/3 - to byli chorzy otrzymujący chemioterapię, a 1/3 przychodziła na badania kontrolne. Ostatnio na 30 osób, które przyjąłem, 10 to byli chorzy pierwszorazowi, jeden dostawał klasyczną chemioterapię, a 18 - innowacyjne leki. Różnica jest niesamowita.
A minusy?
Nas, onkologów, nie przybywa w takim tempie, jak przybywa chorych. Brakuje sprzętu, możliwości lokalowych. Nowe leki podajemy w szpitalu w ramach przyjęć jednodniowych. Chorzy często cały dzień siedzą na krzesłach. Kiedyś chory otrzymywał kilka cykli chemioterapii i to był koniec leczenia. Obecnie pacjenci przychodzą przez wiele lat co dwa-trzy tygodnie, a pojawiają się wciąż nowi. Chorzy żyją coraz dłużej; bardzo się z tego cieszmy, musimy jednak znaleźć jakieś rozwiązania logistyczne, by sobie z tym poradzić. Bo zasobów ludzkich nie mamy powiększonych i lokalowych też nie. Widzę, jak bardzo lekarze, pielęgniarki są zmęczeni. Każdy ma swoje wartości graniczne, nie jest w stanie przyjąć większej liczby chorych, rozpisać więcej chemioterapii. A przecież to musi być robione w sposób bezpieczny dla chorego.
Nie ma komu leczyć?
Ani leczyć, ani diagnozować. Potrzebne są nowe technologie, diagności laboratoryjni, lekarze, pielęgniarki. Żyjemy w XXI w., chorzy nie chcą dziś leżeć na korytarzu, a niestety dysponujemy tym, co jest. Ministerstwo Zdrowia przeznaczyło 800 mln zł na budowę nowego Centrum Onkologii w Warszawie, jednak ono nie powstanie z dnia na dzień. Musimy czekać, a dla każdego chorego każdy miesiąc, każdy tydzień jest ważny. To bardzo boli.
Prof. Dariusz M. Kowalski został wyróżniony nagrodą Innowator Wprost w kategorii Osobowość. Kieruje Oddziałem Zachowawczym Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Centrum Onkologii-Instytutu w Warszawie, jest prezesem Polskiej Grupy Raka Płuca.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.