PAN PREMIER ŻARTUJE
"Wprost": Niedawno zaskoczył pan dziennikarzy, żartując na konferencji prasowej z własnego wzrostu i dziennikarskich kaczek.
Jarosław Kaczyński: Wbrew pozorom, nie jestem osobą pozbawioną poczucia humoru i z uśmiechem podchodzę do żartów na swój temat.
Może to zapowiedź zmiany pańskiego wizerunku?
Trudno nie zauważyć, że nie jestem wysokim blondynem. Pod tym względem mój wizerunek się nie zmieni. Przyznaję, że lubię żart inteligent-ny, w stylu Kabaretu Starszych Panów. Mieliśmy wielu satyryków, którzy umieli puszczać oko do publiczności. I taki dowcip cenię najbardziej. Może kogoś zaskoczę, ale zdarza mi się często żartować w kameralnym gronie.
Dowcip u polityka to zwykle świetny i dobrze zaplanowany chwyt marketingowy.
Ostatnio dużo się mówi o marketingu w polityce i wszystko stara się temu podporządkować. Chwyty marketingowe może są ważne, ale nie dla mnie, gdyż nie są w moim stylu.
Przecież pana pierwsza profesja to aktorstwo!
Choć jako dziecko grałem w filmie, teraz, po wielu latach, aktorstwo nie jest moją mocną stroną. Dziś jestem politykiem, nie aktorem.
A żarty ze swego nazwiska? Niedawno pan apelował, by dziennikarze mówili o "łabędziach dziennikarskich".
Kaczki dziś to najpopularniejsze ptaki, więc trzeba czasem zareklamować inne.
Dla dziennikarzy największym zaskoczeniem były pana żarty z własnego wzrostu.
- Myślałem, że dziennikarzy nie można już niczym zaskoczyć. Na konferencji prasowej odwołałem się do wzrostu
wicepremiera Romana Giertycha i do "wielkiej" różnicy, jaka nas dzieli. W pozostałych sprawach różnice mają mniej "centymetrów".
Słyszał pan ostatnio jakiś dobry żart o sobie?
Ostatnio słyszałem kilka dowcipów porównujących mnie z Chuckiem Norrisem. Niektóre były niezłe, ale nie potrafię ich przytoczyć.
A jakich dowcipów na swój temat pan nie lubi?
Nie toleruję żartów zbyt dosadnych i niskiego lotu. Nie lubię również tych, które ranią moich bliskich.
Fot: Z. Furman
Jarosław Kaczyński: Wbrew pozorom, nie jestem osobą pozbawioną poczucia humoru i z uśmiechem podchodzę do żartów na swój temat.
Może to zapowiedź zmiany pańskiego wizerunku?
Trudno nie zauważyć, że nie jestem wysokim blondynem. Pod tym względem mój wizerunek się nie zmieni. Przyznaję, że lubię żart inteligent-ny, w stylu Kabaretu Starszych Panów. Mieliśmy wielu satyryków, którzy umieli puszczać oko do publiczności. I taki dowcip cenię najbardziej. Może kogoś zaskoczę, ale zdarza mi się często żartować w kameralnym gronie.
Dowcip u polityka to zwykle świetny i dobrze zaplanowany chwyt marketingowy.
Ostatnio dużo się mówi o marketingu w polityce i wszystko stara się temu podporządkować. Chwyty marketingowe może są ważne, ale nie dla mnie, gdyż nie są w moim stylu.
Przecież pana pierwsza profesja to aktorstwo!
Choć jako dziecko grałem w filmie, teraz, po wielu latach, aktorstwo nie jest moją mocną stroną. Dziś jestem politykiem, nie aktorem.
A żarty ze swego nazwiska? Niedawno pan apelował, by dziennikarze mówili o "łabędziach dziennikarskich".
Kaczki dziś to najpopularniejsze ptaki, więc trzeba czasem zareklamować inne.
Dla dziennikarzy największym zaskoczeniem były pana żarty z własnego wzrostu.
- Myślałem, że dziennikarzy nie można już niczym zaskoczyć. Na konferencji prasowej odwołałem się do wzrostu
wicepremiera Romana Giertycha i do "wielkiej" różnicy, jaka nas dzieli. W pozostałych sprawach różnice mają mniej "centymetrów".
Słyszał pan ostatnio jakiś dobry żart o sobie?
Ostatnio słyszałem kilka dowcipów porównujących mnie z Chuckiem Norrisem. Niektóre były niezłe, ale nie potrafię ich przytoczyć.
A jakich dowcipów na swój temat pan nie lubi?
Nie toleruję żartów zbyt dosadnych i niskiego lotu. Nie lubię również tych, które ranią moich bliskich.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 12/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.