Za Karpatami są w nas zapatrzeni - bez wzajemności
Cud gospodarczy, rosnąca pozycja w UE, pomyślnie rozliczenie z przeszłością - tak widzą Polskę media w Rumunii. Polacy mieszkający w Bukareszcie narzekają na biurokrację, korupcję i warunki życia, ale przyznają jedno - chyba nigdzie w Europie nie jesteśmy tak popularni jak tam. Choć trudno w to uwierzyć, nasz kraj jest dla Rumunów wzorem do naśladowania. Tyle że na razie ta sympatia nie przekłada się na rozwój stosunków politycznych ani gospodarczych.
Najsmutniejszy barak
Jarosław Goduń, dyrektor Instytutu Polskiego w Bukareszcie, jest przekonany, że sympatia Rumunów do Polaków ma przyczyny historyczne. - Już w XVI wieku dzieci bojarów wołoskich i mołdawskich kształciły się w Krakowie. Wynoszone z Polski wzorce próbowały przeszczepić na domowy grunt - twierdzi Goduń. O stosunku Rumunów do Polski decyduje też nowsza historia. Okres międzywojenny to „złoty wiek" w stosunkach obu państw. Królestwo Rumunii było najbliższym sojusznikiem II Rzeczypospolitej. Rumuńska inteligencja pamięta, jak często marszałek Piłsudski bywał w Rumunii, goszcząc m.in. u króla Ferdynanda I w Sinaia. Istniały też projekty stworzenia pod egidą Polski i Rumunii sojuszów politycznych krajów Europy Środkowej. Z powodu konfliktów rumuńsko-węgierskich plany pozostały na papierze.
Polska i Rumunia nie miały wielkich konfliktów, miały za to wspólnych wrogów - ZSRR i hitlerowskie Niemcy. Odpowiedzią na te zagrożenia był sojusz wojskowy. Gdy wybuchła II wojna światowa, Rumunia stała się punktem tranzytowym dla tysięcy polskich oficerów, żołnierzy i urzędników w drodze do Anglii czy Francji. W Bukareszcie internowano polski rząd, ale władze Rumunii, choć opowiedziały się po stronie Niemiec, nie zgodziły się na wydanie polskich władz i przymykały oko na Polaków, którzy opuszczali miejsce internowania.
Lata powojenne tylko z pozoru były podobne dla Polski i Rumunii. - Jeśli Polska była najweselszym barakiem w obozie, to my najsmutniejszym - twierdzi Victor Roncea, dziennikarz gazety „Ziua". W Rumunii przez cały okres komunizmu nie było odwilży. Nicolae Ceauşescu wprowadzał własny model komunizmu, niezależny od rosyjskiego, ale równie nieludzki. Polska dla Rumunów była miejscem wolności. Stąd popularność naszej muzyki, literatury czy filmu. Tamtejsze wydawnictwa chętnie wydają polską literaturę, a na imprezy organizowane przez Instytut Polski przychodzą tłumy.
Na ostatni „dowód sympatii" z okresu komunizmu natknąłem się w magazynach polskiej ambasady w Bukareszcie. Stoi tam ogromny, choć mocno zakurzony, portret Wojciecha Jaruzelskiego. Miał być „darem narodu rumuńskiego" dla polskiego przywódcy. Komunizm upadł i obraz nigdy nie trafił w ręce adresata.
Fatalne stereotypy
Piotr Puto, biznesmen mieszkający w Bukareszcie, opowiada taką historię. Spowodował stłuczkę samochodową i miał zapłacić wysoki mandat. Wszystko zmieniło się, gdy pokazał polski paszport. „Jak dla ciebie, skończy się na upomnieniu"- usłyszał od policji. Dla polskich przedsiębiorców, których w Rumunii jest coraz więcej, polskie pochodzenie to atut. Rumuni pamiętają polskich handlarzy, którzy przywozili do Bukaresztu dżinsy czy krem Nivea. - Pozostało przekonanie, że Polacy sprzedają towar wysokiej jakości i za przystępną cenę - uważa Paweł Olender, ekspert w branży nieruchomości, od roku mieszkający w Bukareszcie.
Polscy przedsiębiorcy przyjeżdżają do Rumunii, ale zbyt wielu naszych inwestycji w tym kraju nie ma. Agnieszka Olsen, która po dziesięciu latach pobytu w Rumunii założyła firmę konsultingową dla polskich biznesmenów, uważa, że jedną z przyczyn takiej sytuacji jest fatalna opinia o Rumunii w Polsce. - Znajomi, którzy dowiadują się, że mieszkam w Bukareszcie, szczerze mi współczują - mówi Olsen. Jej zdaniem, w Polsce obowiązuje stereotyp Rumuna - biednego i brudnego złodzieja. Polski biznesmen zajmujący się rynkiem nieruchomości opowiada „Wprost", że jego firma bała się zainwestować w Rumunii. - Wszyscy w centrali byli przekonani, że pieniądze i tak zostaną rozkradzione - mówi.
Polacy dziwią się, gdy trafią do Bukaresztu. Miasto nie przypomina już rumuńskiej stolicy z czasów Ceauşescu. Nowoczesne hotele, odremontowane kamienice, auta dobrych marek. Nawet o drugiej w nocy kawiarnie i restauracje są pełne. Hiszpanie, Francuzi i Grecy inwestowali w rumuńską gospodarkę na długo przed wejściem tego kraju do UE. Nawet Słowacy przegonili nas w liczbie inwestycji: w Rumunii działa ponad 1400 przedstawicielstw słowackich firm, a polskich - ledwo 250.
Międzymorze bis
Prezydent Rumunii Traian Băsescu wywołał trzęsienie ziemi, gdy zapowiedział strategiczny sojusz z USA. „Dlaczego nic nie mówił o Francji?" - dziwiono się. Dla rumuńskich elit Francja to starsza siostra - najbliższy historycznie sojusznik. Po francusku pisali rumuńscy intelektualiści Mircea Eliade, Emil Cioran i Eugène Ionesco. To m.in. Francji Rumunia zawdzięcza przystąpienie do UE w tym roku. Sojusz z USA to nowy pomysł. - Gdy prezydent mówi o osi Bukareszt - Londyn - Waszyngton, bierze przykład z Polski - uważa Roncea. Jego zdaniem, nasz kraj jest dla rumuńskich władz wzorem polityki proamerykańskiej, samodzielnej, choć surowo ocenianej w Europie. Kolejny wspólny punkt w polityce zagranicznej to dystans wobec Moskwy. Gdy rumuńscy politycy mówią, że nie chcą u siebie rosyjskich inwestycji, to są lepiej rozumiani w Warszawie niż w Paryżu.
Mimo tak sprzyjającej atmosfery polsko-rumuńskie kontakty polityczne nie wychodzą poza dyplomatyczny schemat. - To naturalne, w pewnych sprawach jesteśmy sojusznikami, w innych interesy Polski i Rumunii są sprzeczne - mówi „Wprost" polski dyplomata. Polska i Rumunia konkurują o unijne dotacje jako jedne z najbiedniejszych państw wspólnoty. Różni je też stosunek do Ukrainy. Rumunia pozostaje w konflikcie z tym krajem z powodu kanału Bystroje w delcie Dunaju, który według Rumunów zniszczy ekosystem regionu. Nie rozwiązany pozostaje też spór o wody terytorialne na Morzu Czarnym i znajdujące się pod jego dnem złoża ropy.
Gdy Lech Kaczyński przyjechał do Bukaresztu, z rumuńskim prezydentem i premierem dyskutował przede wszystkim o tym, co nasze kraje różni, czyli o eurokonstytucji. Trudno było oczekiwać, że którejś ze stron uda się przekonać drugą do zmiany poglądów. Takim kwestiom jak stosunki dwustronne poświęcono mniej uwagi. Podczas wspólnej konferencji prasowej prezydenci Rumunii i Polski podkreślali potencjał współpracy między naszymi krajami, ale nie powiedzieli, na czym ta współpraca miałaby polegać. Być może Polsce uda się odegrać rolę mediatora między Rumunią a Ukrainą - Kaczyński i Băsescu zapowiedzieli w Bukareszcie, że w kolejnym ich spotkaniu będzie uczestniczył Wiktor Juszczenko. Jeśli do spotkania dojdzie, może to oznaczać, że są szanse na powstanie sojuszu „od morza do morza".
Na razie rumuńskie elity marzą, by ich kraj stał się taki jak Polska. - Poziomu życia i pozycji w UE możemy wam zazdrościć - mówi urzędnik z kancelarii prezydenta. Afekt sąsiadów zza Karpat jest trwały i bezinteresowny. Polskim politykom i biznesmenom powinno zależeć, by przestał być platoniczny.
Fot: M. Stelmach
Najsmutniejszy barak
Jarosław Goduń, dyrektor Instytutu Polskiego w Bukareszcie, jest przekonany, że sympatia Rumunów do Polaków ma przyczyny historyczne. - Już w XVI wieku dzieci bojarów wołoskich i mołdawskich kształciły się w Krakowie. Wynoszone z Polski wzorce próbowały przeszczepić na domowy grunt - twierdzi Goduń. O stosunku Rumunów do Polski decyduje też nowsza historia. Okres międzywojenny to „złoty wiek" w stosunkach obu państw. Królestwo Rumunii było najbliższym sojusznikiem II Rzeczypospolitej. Rumuńska inteligencja pamięta, jak często marszałek Piłsudski bywał w Rumunii, goszcząc m.in. u króla Ferdynanda I w Sinaia. Istniały też projekty stworzenia pod egidą Polski i Rumunii sojuszów politycznych krajów Europy Środkowej. Z powodu konfliktów rumuńsko-węgierskich plany pozostały na papierze.
Polska i Rumunia nie miały wielkich konfliktów, miały za to wspólnych wrogów - ZSRR i hitlerowskie Niemcy. Odpowiedzią na te zagrożenia był sojusz wojskowy. Gdy wybuchła II wojna światowa, Rumunia stała się punktem tranzytowym dla tysięcy polskich oficerów, żołnierzy i urzędników w drodze do Anglii czy Francji. W Bukareszcie internowano polski rząd, ale władze Rumunii, choć opowiedziały się po stronie Niemiec, nie zgodziły się na wydanie polskich władz i przymykały oko na Polaków, którzy opuszczali miejsce internowania.
Lata powojenne tylko z pozoru były podobne dla Polski i Rumunii. - Jeśli Polska była najweselszym barakiem w obozie, to my najsmutniejszym - twierdzi Victor Roncea, dziennikarz gazety „Ziua". W Rumunii przez cały okres komunizmu nie było odwilży. Nicolae Ceauşescu wprowadzał własny model komunizmu, niezależny od rosyjskiego, ale równie nieludzki. Polska dla Rumunów była miejscem wolności. Stąd popularność naszej muzyki, literatury czy filmu. Tamtejsze wydawnictwa chętnie wydają polską literaturę, a na imprezy organizowane przez Instytut Polski przychodzą tłumy.
Na ostatni „dowód sympatii" z okresu komunizmu natknąłem się w magazynach polskiej ambasady w Bukareszcie. Stoi tam ogromny, choć mocno zakurzony, portret Wojciecha Jaruzelskiego. Miał być „darem narodu rumuńskiego" dla polskiego przywódcy. Komunizm upadł i obraz nigdy nie trafił w ręce adresata.
Fatalne stereotypy
Piotr Puto, biznesmen mieszkający w Bukareszcie, opowiada taką historię. Spowodował stłuczkę samochodową i miał zapłacić wysoki mandat. Wszystko zmieniło się, gdy pokazał polski paszport. „Jak dla ciebie, skończy się na upomnieniu"- usłyszał od policji. Dla polskich przedsiębiorców, których w Rumunii jest coraz więcej, polskie pochodzenie to atut. Rumuni pamiętają polskich handlarzy, którzy przywozili do Bukaresztu dżinsy czy krem Nivea. - Pozostało przekonanie, że Polacy sprzedają towar wysokiej jakości i za przystępną cenę - uważa Paweł Olender, ekspert w branży nieruchomości, od roku mieszkający w Bukareszcie.
Polscy przedsiębiorcy przyjeżdżają do Rumunii, ale zbyt wielu naszych inwestycji w tym kraju nie ma. Agnieszka Olsen, która po dziesięciu latach pobytu w Rumunii założyła firmę konsultingową dla polskich biznesmenów, uważa, że jedną z przyczyn takiej sytuacji jest fatalna opinia o Rumunii w Polsce. - Znajomi, którzy dowiadują się, że mieszkam w Bukareszcie, szczerze mi współczują - mówi Olsen. Jej zdaniem, w Polsce obowiązuje stereotyp Rumuna - biednego i brudnego złodzieja. Polski biznesmen zajmujący się rynkiem nieruchomości opowiada „Wprost", że jego firma bała się zainwestować w Rumunii. - Wszyscy w centrali byli przekonani, że pieniądze i tak zostaną rozkradzione - mówi.
Polacy dziwią się, gdy trafią do Bukaresztu. Miasto nie przypomina już rumuńskiej stolicy z czasów Ceauşescu. Nowoczesne hotele, odremontowane kamienice, auta dobrych marek. Nawet o drugiej w nocy kawiarnie i restauracje są pełne. Hiszpanie, Francuzi i Grecy inwestowali w rumuńską gospodarkę na długo przed wejściem tego kraju do UE. Nawet Słowacy przegonili nas w liczbie inwestycji: w Rumunii działa ponad 1400 przedstawicielstw słowackich firm, a polskich - ledwo 250.
Międzymorze bis
Prezydent Rumunii Traian Băsescu wywołał trzęsienie ziemi, gdy zapowiedział strategiczny sojusz z USA. „Dlaczego nic nie mówił o Francji?" - dziwiono się. Dla rumuńskich elit Francja to starsza siostra - najbliższy historycznie sojusznik. Po francusku pisali rumuńscy intelektualiści Mircea Eliade, Emil Cioran i Eugène Ionesco. To m.in. Francji Rumunia zawdzięcza przystąpienie do UE w tym roku. Sojusz z USA to nowy pomysł. - Gdy prezydent mówi o osi Bukareszt - Londyn - Waszyngton, bierze przykład z Polski - uważa Roncea. Jego zdaniem, nasz kraj jest dla rumuńskich władz wzorem polityki proamerykańskiej, samodzielnej, choć surowo ocenianej w Europie. Kolejny wspólny punkt w polityce zagranicznej to dystans wobec Moskwy. Gdy rumuńscy politycy mówią, że nie chcą u siebie rosyjskich inwestycji, to są lepiej rozumiani w Warszawie niż w Paryżu.
Mimo tak sprzyjającej atmosfery polsko-rumuńskie kontakty polityczne nie wychodzą poza dyplomatyczny schemat. - To naturalne, w pewnych sprawach jesteśmy sojusznikami, w innych interesy Polski i Rumunii są sprzeczne - mówi „Wprost" polski dyplomata. Polska i Rumunia konkurują o unijne dotacje jako jedne z najbiedniejszych państw wspólnoty. Różni je też stosunek do Ukrainy. Rumunia pozostaje w konflikcie z tym krajem z powodu kanału Bystroje w delcie Dunaju, który według Rumunów zniszczy ekosystem regionu. Nie rozwiązany pozostaje też spór o wody terytorialne na Morzu Czarnym i znajdujące się pod jego dnem złoża ropy.
Gdy Lech Kaczyński przyjechał do Bukaresztu, z rumuńskim prezydentem i premierem dyskutował przede wszystkim o tym, co nasze kraje różni, czyli o eurokonstytucji. Trudno było oczekiwać, że którejś ze stron uda się przekonać drugą do zmiany poglądów. Takim kwestiom jak stosunki dwustronne poświęcono mniej uwagi. Podczas wspólnej konferencji prasowej prezydenci Rumunii i Polski podkreślali potencjał współpracy między naszymi krajami, ale nie powiedzieli, na czym ta współpraca miałaby polegać. Być może Polsce uda się odegrać rolę mediatora między Rumunią a Ukrainą - Kaczyński i Băsescu zapowiedzieli w Bukareszcie, że w kolejnym ich spotkaniu będzie uczestniczył Wiktor Juszczenko. Jeśli do spotkania dojdzie, może to oznaczać, że są szanse na powstanie sojuszu „od morza do morza".
Na razie rumuńskie elity marzą, by ich kraj stał się taki jak Polska. - Poziomu życia i pozycji w UE możemy wam zazdrościć - mówi urzędnik z kancelarii prezydenta. Afekt sąsiadów zza Karpat jest trwały i bezinteresowny. Polskim politykom i biznesmenom powinno zależeć, by przestał być platoniczny.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 12/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.