Zaskakująco liczne są sukcesy rządu Donalda Tuska. Tyle że w zupełnie nieoczekiwanych dziedzinach. Podstawowe dokonanie to wyparcie rządzenia przez debatę o rządzeniu. Zamiast porządnych planów zreformowania służby zdrowia, edukacji, górnictwa czy wymiaru sprawiedliwości mamy niekończącą się debatę na ten temat. Skoro debatujemy, znaczy, że reformujemy. To sukces ogromny, bo ryzyko zepsucia czegoś jest małe albo żadne, a społeczeństwo ma wrażenie, że rząd o wszystko dba, a ludzie – uczestnicząc w debacie czy tylko się jej przysłuchując – mają na wszystko wpływ. W ten sposób wszyscy jesteśmy włączeni w pisanie jakiegoś wielkiego ogólnopolskiego bloga (czyli czegoś rozrywkowego – na miarę poczucia humoru Janusza Palikota), a wydaje się nam, że uczestniczymy w czymś realnym i ważnym. Wielkim sukcesem rządu Tuska jest rozwiązywanie zupełnie innych problemów niż te, które wydają się prawdziwymi problemami. Na przykład w sprawie protestów nauczycieli nie są problemem podwyżki dla nich, choć tylko o tym właściwie się mówi i to próbuje rozwiązywać. Problemem jest sposób finansowania edukacji (bon edukacyjny czy obecne dotacje) oraz system wynagradzania nauczycieli i organizacji ich pracy (jakie pensum, jaki poziom zatrudnienia, jaki poziom zróżnicowania płac itp.). Podobnie jest ze służbą zdrowia. Problemem nie jest dodanie pieniędzy lekarzom i pielęgniarkom czy podwyższenie podatku zdrowotnego, jak można by sądzić, lecz system własności jednostek ochrony zdrowia, konkurencja na rynku zdrowotnych ubezpieczeń, świadczenia gwarantowane czy rejestr usług medycznych.
Rząd, rozwiązując inne problemy, niż powinien, pokazuje, że ciężko pracuje, a jednocześnie może się cieszyć sympatią społeczeństwa. Bo prawdziwe problemy nie dają się rozwiązać bez naruszenia zasady równości i tzw. sprawiedliwości społecznej, czyli narażają rząd na utratę sympatii. A przecież nie ma większej wartości niż wysokie słupki poparcia dla rządu. Co z tego, że gabinet Jerzego Buzka wziął się do rzeczywistego rozwiązywania problemów, skoro słupki poparcia obniżyły mu się do żenującego poziomu, po czym rządząca AWS wyzionęła była ducha. Ministrowie Tuska dobrze kombinują, że rozwiązywanie prawdziwych problemów jest robieniem dobrze wyłącznie tym, którzy będą rządzić po nich. Jest też oczywiście robieniem dobrze społeczeństwu, ale to akurat drobnostka (albo głupota), bo chodzi o społeczeństwo co najmniej za pięć, sześć lat, czyli nie to, które aktualnie decyduje o słupkach poparcia.
Znaczącym sukcesem rządu Tuska jest też znalezienie przyczyny przeróżnych kłopotów i przekonanie społeczeństwa, że to przyczyna prawdziwa i jedyna. I wcale nie chodzi o brak planów, ustaw, pomysłów czy woli zrobienia czegoś. Kłopoty są wyłączną winą rządu PiS i obecnych niecnych działań tej partii, sypiącej piasek w tryby i wkładającej kij w szprychy. Czegokolwiek się ministrowie Tuska tkną, to znajdują miny i bomby-pułapki zastawione przez kaczystowski reżim. A ten reżim był jeszcze tak wredny i przebiegły, że teraz niby nie rządzi, a wciąż ma wszędzie swoje macki, co czyni rządzenie udręką. Gdyby nie ta V kolumna, wszystko szłoby gładziutko, a tak trzeba ogromne siły i środki skupiać na dekaczyzacji i kontrwywiadowczej ochronie przed kaczyzmem: w organach ścigania, spółkach skarbu państwa czy administracji. A przecież każdy wie, że nie jest łatwo rządzić w warunkach wojny domowej czy pełzającego kaczystowskiego terroryzmu.Po mężnym rozwiązaniu wszystkich wynalezionych przez siebie problemów rząd Tuska osiągnie poziom uwielbienia porównywalny tylko z miłością Rosjan do Władimira Putina. A wówczas rząd i sejmowa większość pomyślą o jakimś rozwiązaniu, by tę miłość zinstytucjonalizować i przedłużyć. Może monarchia?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.