Asterix kontra reszta świata
Do premiery obraz jest pieczołowicie chroniony. Można jedynie zobaczyć trailery. Ale wiadomo, co się będzie działo. Akcja filmu, podobnie jak 33 części komiksu i 12 kreskówek, koncentruje się na dziejach mieszkańców wioski galijskiej, opierającej się Rzymowi. Kochający uroki życia, ale nieco fajtłapowaci Galowie w obronie swojej odrębności regularnie spuszczają łomot świetnie zorganizowanym, ale ograniczonym umysłowo Rzymianom. Chociaż każde dziecko we Francji wie, że było odwrotnie. Rzymskie legiony w 51 r. p.n.e., dzięki militarnemu geniuszowi Juliusza Cezara, pokonały liczniejszą galijską armię i zdobyły ostatnią „osadę": miasto-twierdzę Alezję. Wódz buntowników został publicznie stracony w Rzymie. Kampania była pierwszym udokumentowanym aktem ludobójstwa (prawie 2 mln ofiar) i końcem świata Galów, którzy szybko zostali zromanizowani.
Nie trzeba iść do psychoanalityka, by zauważyć, iż cieszący się od pół wieku powodzeniem komiks o dzielnych Galach jest rodzajem odreagowania i leczenia kompleksów. Oczywiście, nie tych sprzed 2 tys. lat, lecz znacznie świeższych. Po II wojnie światowej Francja utraciła status kulturalnego mocarstwa świata, amerykanizowana przez Hollywood, coca-colę, rock’n’rolla i – co najbardziej dla Francuzów bolesne – przez McDonalda. Mało tego – 21 listopada 2007 r. tygodnik „Time" opublikował artykuł pod znamiennym tytułem „Śmierć francuskiej kultury". Na okładce pisma znalazł się portret zmarłego dwa miesiące wcześniej mima Marcela Marceau, symbolu francuskiej kultury. We Francji zawrzało. Nowy Asterix trafi więc na ekrany w ciekawym momencie. Gdyby udało mu się podbić świat, byłby to policzek wymierzony amerykańskiej popkulturze. Oczywiście, tylko w oczach Francuzów, bo Hollywood nawet tego nie zauważy. Amerykanie pójdą do kin i będą się zarykiwać ze śmiechu z samych siebie, nie zdając sobie sprawy z kulturowego kontekstu filmu.
Francuzi do walki z Hollywood wytoczyli największe działa: 80-milionowy budżet i najważniejsze twarze wszystkich pokoleń francuskich aktorów – od Natalie Portman, przez Gérarda Depardieu, aż po nieobecnego na kinowych ekranach od końca ubiegłego wieku, 74-letniego Alaina Delona. Delon gra Cezara (w polskiej wersji będzie mówił głosem Daniela Olbrychskiego). Na główną postać filmu wyrasta jednak Benoit Poelvoorde – w roli Brutusa (po polsku – Borys Szyc), zakochanego w sobie idioty.
Film kończy się totalnym upokorzeniem Rzymu (czytaj: USA) i globalnym happy endem. Wszystko wskazuje na to, że happy endem skończy się cały projekt – bo „Asterix na olimpiadzie" ma szansę się stać światowym hitem roku. Alezja jeszcze raz zostanie więc obroniona przed siłami Hollywoodu. Ale nie a długo. Choćby dlatego, że utrzymany w wideoklipowym tempie film jest bardziej amerykański niż hollywoodzkie produkcje.
Robert Leszczyński
„Asterix na olimpiadzie" , reż. T. Langmann
i F. Forestier, dystrybucja: SPI International Polska
FILM
W Warszawie odbędzie się światowa prapremiera najdroższego europejskiego filmu wszech czasów – trzeciej części „Asteriksa". Nawet dystrybutor nie wie, dlaczego w Polsce. Bo nie dlatego, że popularne postaci stworzył pół wieku temu syn polskiego chemika – René Goscinny.Do premiery obraz jest pieczołowicie chroniony. Można jedynie zobaczyć trailery. Ale wiadomo, co się będzie działo. Akcja filmu, podobnie jak 33 części komiksu i 12 kreskówek, koncentruje się na dziejach mieszkańców wioski galijskiej, opierającej się Rzymowi. Kochający uroki życia, ale nieco fajtłapowaci Galowie w obronie swojej odrębności regularnie spuszczają łomot świetnie zorganizowanym, ale ograniczonym umysłowo Rzymianom. Chociaż każde dziecko we Francji wie, że było odwrotnie. Rzymskie legiony w 51 r. p.n.e., dzięki militarnemu geniuszowi Juliusza Cezara, pokonały liczniejszą galijską armię i zdobyły ostatnią „osadę": miasto-twierdzę Alezję. Wódz buntowników został publicznie stracony w Rzymie. Kampania była pierwszym udokumentowanym aktem ludobójstwa (prawie 2 mln ofiar) i końcem świata Galów, którzy szybko zostali zromanizowani.
Nie trzeba iść do psychoanalityka, by zauważyć, iż cieszący się od pół wieku powodzeniem komiks o dzielnych Galach jest rodzajem odreagowania i leczenia kompleksów. Oczywiście, nie tych sprzed 2 tys. lat, lecz znacznie świeższych. Po II wojnie światowej Francja utraciła status kulturalnego mocarstwa świata, amerykanizowana przez Hollywood, coca-colę, rock’n’rolla i – co najbardziej dla Francuzów bolesne – przez McDonalda. Mało tego – 21 listopada 2007 r. tygodnik „Time" opublikował artykuł pod znamiennym tytułem „Śmierć francuskiej kultury". Na okładce pisma znalazł się portret zmarłego dwa miesiące wcześniej mima Marcela Marceau, symbolu francuskiej kultury. We Francji zawrzało. Nowy Asterix trafi więc na ekrany w ciekawym momencie. Gdyby udało mu się podbić świat, byłby to policzek wymierzony amerykańskiej popkulturze. Oczywiście, tylko w oczach Francuzów, bo Hollywood nawet tego nie zauważy. Amerykanie pójdą do kin i będą się zarykiwać ze śmiechu z samych siebie, nie zdając sobie sprawy z kulturowego kontekstu filmu.
Francuzi do walki z Hollywood wytoczyli największe działa: 80-milionowy budżet i najważniejsze twarze wszystkich pokoleń francuskich aktorów – od Natalie Portman, przez Gérarda Depardieu, aż po nieobecnego na kinowych ekranach od końca ubiegłego wieku, 74-letniego Alaina Delona. Delon gra Cezara (w polskiej wersji będzie mówił głosem Daniela Olbrychskiego). Na główną postać filmu wyrasta jednak Benoit Poelvoorde – w roli Brutusa (po polsku – Borys Szyc), zakochanego w sobie idioty.
Film kończy się totalnym upokorzeniem Rzymu (czytaj: USA) i globalnym happy endem. Wszystko wskazuje na to, że happy endem skończy się cały projekt – bo „Asterix na olimpiadzie" ma szansę się stać światowym hitem roku. Alezja jeszcze raz zostanie więc obroniona przed siłami Hollywoodu. Ale nie a długo. Choćby dlatego, że utrzymany w wideoklipowym tempie film jest bardziej amerykański niż hollywoodzkie produkcje.
Robert Leszczyński
„Asterix na olimpiadzie" , reż. T. Langmann
i F. Forestier, dystrybucja: SPI International Polska
Więcej możesz przeczytać w 4/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.