Najsłuszniejsza decyzja, jaką podjął ostatnio Donald Tusk, to przeniesienie z Gdańska do Krakowa obchodów 20. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów do Sejmu i nowo utworzonego wtedy Senatu, traktowanej jako symboliczny upadek komunizmu. Istniało bowiem niebezpieczeństwo, że miły przebieg uroczystości ku czci obecnego rządu zostanie zakłócony przejawami życia społecznego, politycznego i gospodarczego kraju, niewykluczone, że gwałtownymi.
Cudzoziemcy zaproszeni do udziału w tych ceremoniach mogliby nabrać fałszywego przekonania, że w tym naszym sielankowym kraju istnieją jakieś problemy realne, których rząd nie zagadał jeszcze językiem miłości. Uwaga obcokrajowców mogłaby zostać odciągnięta od bankietów i pasztetów gwizdami i okrzykami, a nawet paleniem opon. To ostatnie byłoby oczywiście najgorsze. Gwizdanie można by wytłumaczyć naturalnie trenowaniem przez kibiców piłkarskich przed mistrzostwami Europy okazywania uczuć patriotycznych. Z tych samych względów zagranicznym politykom dałoby się przetłumaczyć okrzyki na „sędzia kalosz, kanarki doić, mak liczyć", aby nie razić ich uszu bardziej nowoczesnymi środkami ekspresji. Ale eksplanacja płonących opon ich utylizacją przyniosłaby w czasach ściśle ekologicznych więcej szkody niż pożytku.
Więcej możesz przeczytać w 20/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.