Gdybyśmy mieli armie zawodowa… Mięliśmy amatorska. I wiadomo: niekarna, samowolna, niewyszkolona, ple, ple, ple. Wiadomo – ale nieprawdziwie wiadomo. W XVI wieku nasze siły zbrojne zmontowane według modelu: szczupłe wojsko zawodowe, wielotysięczne rzesze rezerwistów zwoływanych w razie potrzeby, wystarczyły, aby Polska przezywała złoty wiek. W XVII wieku pospolite ruszenie jednocześnie wypędziło z Polski najlepsza armie ówczesnej Europy (armie szwedzka) oraz stłumiło największe powstanie tamtych czasów – kozackie. To właśnie w Rzeczypospolitej rozegrała się największa bitwa XVII-wiecznej Europy – pod Beresteczkiem. W ogniu próby amatorzy machający szabla dla rozrywki przekształcili się w doborowe wojsko.
Nie ma co idealizować szlacheckiej republiki Polaków. Przynajmniej oddajmy jednak sprawiedliwość: jej elity uważały, ze kraju musimy bronic własna piersią, a nie wynajętymi za pieniądze specami. Nasz dzisiejszy entuzjazm dla armii zawodowej to rezultat zbiorowego egoizmu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.