Nazywany jest szkołą przetrwania, eliminuje z rywalizacji nawet trzy czwarte załóg, zabija średnio dwie osoby rocznie, a Formuła 1 to przy nim plac zabaw. Jeżeli istnieje motoryzacyjne piekło, to na pewno wygląda dokładnie tak jak Rajd Dakar.
Gdy w 1978 r. Francuz Thierry Sabine ogłosił nabór załóg do zupełnie nowego rajdu oraz podał jego szczegóły, organizatorzy istniejących motoryzacyjnych imprez zrywali boki ze śmiechu. – Można się ścigać po asfalcie, szutrze, a nawet po śniegu i lasach. Ale nie jesteśmy dziećmi, żeby bawić się samochodzikami w piaskownicy. To po prostu bez sensu – przekonywali. Mimo to na starcie pierwszego Rajdu Paryż – Dakar w 1979 r. stanęły 182 pojazdy. Do odległej o 10 tys. km mety dojechały zaledwie 74. Reszta zawiodła, została porwana przez burze piaskowe albo ich załogi po prostu nie wytrzymały. Czego? Wszystkiego – upału, stresu, wysiłku fizycznego. Szybko Paryż – Dakar przestał być „niewinną zabawą w piaskownicy", a zyskał opinię najbardziej morderczego rajdu w historii motoryzacji. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu – od 1979 r. uśmiercił 55 osób, w tym 19 uczestników. Ten tragiczny wynik nie odstrasza jednak kolejnych śmiałków chcących się zmierzyć nie tyle z konkurentami, ile z samym sobą i pustynią.
Więcej możesz przeczytać w 5/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.