Polskie kliniki chirurgii plastycznej przeżywają prawdziwe oblężenie. Tysiące Niemek, Włoszek, Brytyjek, a nawet Amerykanek nad Wisłą odsysają sobie tłuszcz, prostują nosy i powiększają piersi.
– Mamy trzydziestu pacjentów miesięcznie, z czego 90 proc. stanowią goście z zagranicy. Zdarza się, że klientki przylatują nawet z Australii. Najczęściej jednak są to Brytyjki i Niemki – mówi dr Andrzej Barański z Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej Chirurgia Plastyczna w Słubicach. Największe zdziwienie budzi jednak to, że pacjentki odwiedzające polskie kliniki są coraz młodsze – Niemki nierzadko dopiero przekroczyły próg dorosłości, a operację powiększenia biustu fundują im rodzice w ramach prezentu na osiemnaste urodziny.
Polskie kliniki mają coraz więcej klientów z prostego powodu – są tanie. Na przykład za operację plastyczną nosa Brytyjki muszą zapłacić w swoim kraju co najmniej równowartość 13 tys. zł, podczasgdy w Polsce ten sam zabieg kosztuje 6 tys. zł. Nawet doliczając do tego koszty podróży i zakwaterowania w luksusowym hotelu, zostaje im w kieszeni ok. 4 tys. zł. Oczywiście nie skusiłyby się na oszczędności, gdyby nie miały zaufania do polskich chirurgów. Ci cieszą się tak dobrą renomą, że wspomina o nich zagraniczna prasa. „Polska jest w awangardzie chirurgii plastycznej. Polscy lekarze mają najwyższe kwalifikacje" – twierdzi na łamach włoskiego dziennika „Il Messaggero” Glauco Grassoni, właściciel biura podróży, który w chirurgicznych celach sprowadza nad Wisłę rzesze swoich rodaczek. Nic więc dziwnego, że profesja chirurga plastycznego jest w Polsce jednym z najlepiej płatnych zawodów lekarskich. Mało który internista może liczyć na 15 tys. zł netto miesięcznie.
WYDATKI NA SZCZEPIENIA PRZECIW A/H1N1
Zagrożenie świńską grypą zostało wyolbrzymione przez koncerny i Światową Organizację Zdrowia, a gospodarcze potęgi świata dały zarobić koncernom miliardy euro. Teraz, gdy już wiemy, że wirus A/H1N1 nie niósł z sobą apokalipsy, na zakupione szczepionki nie ma chętnych, np. w USA skorzystało z nich tylko 20 proc. obywateli.
ZUS bije w chałupników
Przez zmianę interpretacji przepisów w ZUS ponad 11 tys. osób grozi bankructwo. W ubiegłym roku osoby prowadzące działalność gospodarczą i jednocześnie wykonujące prace chałupnicze na podstawie umowy o pracę mogły odprowadzać do ZUS jedynie składkę zdrowotną. Dziś ZUS interpretuje przepisy inaczej i żąda od chałupników składek rentowych, emerytalnych nawet do pięciu lat wstecz (ok. 100 tys. zł od osoby). W obronie drobnych wytwórców wystąpiło Centrum im. Adama Smitha, które żąda, by sprawą zainteresowała się kancelaria premiera.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.