Bruksela zostawiła nas samych sobie, gdy potrzebowaliśmy pomocy, bo naszych rodaków represjonowano na Białorusi, ale – jak mawiał Cyceron – mądry nigdy się nie gniewa. Widać więc, że polscy politycy zmądrzeli, bo zamiast pomstować na Unię, skupili się na pracach nad ustawą o fundacjach politycznych. I zamierzają ją przyjąć. Co, u diabła, ma ona wspólnego z kryzysową dyplomacją? O tym niżej.
Życie pokazało, że w sytuacjach takich jak ta, gdy milicja zatrzymała Andżelikę Borys i innych działaczy Związku Polaków na Białorusi, Unii nie stać nie tylko na wprowadzenie gospodarczych sankcji. Wspólnota nie ma nawet odwagi, by zakazać Łukaszence wjazdu w unijne Alpy na narty, a żonom mińskich dygnitarzy – do Paryża i Mediolanu na zakupy. Radosław Sikorski przywiózł z Brukseli oświadczenie ministrów spraw zagranicznych UE. Jak celnie wychwycił publicysta „Rzeczpospolitej" Marek Magierowski, wzmianka o Białorusi znalazła się dopiero pod koniec dokumentu i zajęła całe trzy linijki. Dla porównania: stosunki z Zimbabwe zasłużyły na 31 wierszy, a regulacje dotyczące importu chińskich segregatorów biurowych – na cztery. Niewiele więcej uzyskał Donald Tusk. Wydusił od Czech, Słowacji i Węgier „deklarację gotowościwydania wspólnego komunikatu w sprawie Białorusi". Łukaszenka pewnie mdleje ze strachu. Na wsparcie pokojowego noblisty Baracka Obamy, zajętego resetowaniem stosunków z Moskwą, nie ma co liczyć, nie tylko w wypadku Białorusi, ale i w innych podobnych sprawach.
Więcej możesz przeczytać w 10/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.