Rozmowa ze Zbigniewem Wassermannem, posłem PiS, członkiem sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej.
WPROST: Kiedy zrozumiał pan, że w życiu obowiązuje zasada ograniczonego zaufania?
Zbigniew Wassermann: Dopiero po studiach, kiedy zacząłem aplikację prokuratorską i wszedłem w świat zdominowany przez wiodącą opcję polityczną, rządzącą wtedy państwem.
Praca w prokuraturze wykształciła w panu zdolność rozpoznawania, że komuś warto zaufać, a komuś innemu nie?
To było ważne, bo przekładało się na efekty mojej pracy. Uczyliśmy się tych umiejętności z podręczników psychologii, psychiatrii. Pomagało nam to rozpoznawać, co zdradza mowa ciała: jak ktoś siedzi, co robi z rękami, jaką ma mimikę. Już wówczas nauki kryminalistyczne zwracały na to uwagę. Jeżeli ktoś siedział na miejscu osoby przesłuchiwanej i czerwienił się, pocił, nie wiedział, co zrobić z rękami, to można było na tej podstawie dokonywać pewnych odkryć.
Zbigniew Wassermann: Dopiero po studiach, kiedy zacząłem aplikację prokuratorską i wszedłem w świat zdominowany przez wiodącą opcję polityczną, rządzącą wtedy państwem.
Praca w prokuraturze wykształciła w panu zdolność rozpoznawania, że komuś warto zaufać, a komuś innemu nie?
To było ważne, bo przekładało się na efekty mojej pracy. Uczyliśmy się tych umiejętności z podręczników psychologii, psychiatrii. Pomagało nam to rozpoznawać, co zdradza mowa ciała: jak ktoś siedzi, co robi z rękami, jaką ma mimikę. Już wówczas nauki kryminalistyczne zwracały na to uwagę. Jeżeli ktoś siedział na miejscu osoby przesłuchiwanej i czerwienił się, pocił, nie wiedział, co zrobić z rękami, to można było na tej podstawie dokonywać pewnych odkryć.
Więcej możesz przeczytać w 10/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.