Skandal związany z globalnym ociepleniem robi się coraz większy. Właśnie się okazało, że podstawą wielu alarmujących przestróg Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) nie są wyniki rzetelnych badań naukowych, lecz błędne cytaty i kłamliwe twierdzenia organizacji ekologicznych.
Raport, w którym najostrzej skrytykowano metody pracy IPCC i dane wykorzystywane przez tę agencję, 29 stycznia 2010 r. opublikowali Joseph D’Aleo (współzałożyciel stacji telewizyjnej Weather Channel) oraz Anthony Watts (meteorolog i twórca witryny SurfaceStations.org). D’Aleo i Watts podają, że w 1990 r. amerykańska Narodowa Agencja ds. Badań Atmosfery i Oceanów (NOAA) zaczęła systematycznie eliminować dane zbierane przez posterunki klimatyczne w chłodniejszych rejonach świata. Oczywiście dzięki temu uzyskano wyższe temperatury średnie. Nie brano pod uwagę danych ze stacji położonych na wyższych szerokościach geograficznych i na większych wysokościach, na terenach odległych od morza oraz w rejonach, gdzie przeważa zabudowa wiejska. Spadek liczby posterunków klimatycznych był ogromny – początkowo gromadzono dane z ponad 6 tys. stacji, podczas gdy obecnie z niespełna 1,5 tys. O tendencyjności gromadzenia danych świadczy także to, że w coraz większym stopniu wykorzystuje się pomiary dokonywane w rejonach miejskich – a przecież w obszarach o dużej gęstości zaludnienia wytwarza się więcej ciepła. Gdy zatem zwiększa się liczbę posterunków meteorologicznych na terenach miejskich, uzyskuje się wyniki świadczące również o szybszym wzroście temperatur w kolejnych latach.
Więcej możesz przeczytać w 10/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.