Lato 2012 r., mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Na nowiutkim, wybudowanym kosztem 600 mln zł stadionie w Poznaniu trwa mecz stulecia – polska drużyna stoi przed szansą wyjścia z grupy. Nagle kapitan biało-czerwonych znajduje się sam na sam z bramkarzem rywali. Na trybunach euforia, zawodnik przymierza się do strzału, już słychać fanfary, aż tu nagle… gaśnie światło. Bramka nie zostaje uznana, sędzia przerywa mecz, a wściekli kibice w bladym świetle księżyca opuszczają trybuny. Niemożliwe? Bynajmniej. Coraz więcej specjalistów twierdzi, że Euro 2012 będzie sprawdzianem nie tylko dla naszych piłkarzy, autostrad i bazy hotelowej, lecz także dla systemu energetycznego. I, niestety, możemy go oblać.
Prawdopodobieństwo tego, że podczas piłkarskich mistrzostw Europy dojdzie do przerw w dostawach prądu, jest znacznie większe niż to, że biało-czerwoni przetrwają rozgrywki grupowe. Z danych spółki Polskie Sieci Elektroenergetyczne „Operator" wynika, że polska infrastruktura energetyczna to tykająca bomba, która może eksplodować w każdej chwili. Poznań „wisi” na wybudowanych we wczesnych latach PRL trzech nitkach przesyłu prądu elektrycznego. W tamtych czasach ryzyka nie było – miasto zużywało ponaddwukrotnie mniej energii niż obecnie. Dzisiaj wszyscy specjaliści zgodnie twierdzą, że na liście polskich metropolii zagrożonych tzw. blackoutami (czyli wyłączeniami prądu spowodowanymi awarią) Poznań znajduje się na pierwszym miejscu.
Więcej możesz przeczytać w 10/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.