Wskazując grupy, które skorzystały na globalnym kryzysie, nie można pominąć ekonomistów. Czuli się jak ryby w wodzie – udzielali światu lekcji ekonomii, kłócili się o to, kto jest winny recesji oraz reklamowali swoje teorie gospodarcze jako jedynie słuszne. Problem w tym, że kiedy neoklasycy obrzucali błotem keynesistów, a zwolennicy monetaryzmu toczyli słowne gierki z uczniami szkoły austriackiej, przeciętny obywatel rozumiał z tego nie więcej niż z chińskiego talk-show. Wyjaśniamy więc, o co chodziło przedstawicielom poszczególnych szkół ekonomicznych i z jakiej perspektywy patrzyli oni na kryzys.
Klasycyzm i neoklasycyzm – wolny rynek egoistów „Możemy codziennie cieszyć się obiadem nie dzięki życzliwości rzeźnika, piekarza, piwowara i sklepikarza, lecz dlatego, że każdy z nich zabiega o własny interes" – śmiało można powiedzieć, że właśnie od tych słów rozpoczęła się ekonomia. Ich autorem jest Adam Smith, a padają one w jego najsłynniejszym dziele – „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów" z 1776 r. Smith dowodzi w nim, że człowiek jest istotą racjonalną (homo oeconomicus) i dba przede wszystkim o zaspokojenie własnego interesu. I dobrze, bo będąc egoistą jako producent (oczywiście na wolnym, konkurencyjnym rynku), jednocześnie zaspokaja potrzeby konsumentów.
Więcej możesz przeczytać w 14-15/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.