Nie bardzo mam ochotę żyć w kraju, w którym lekarza, który dokonywał w wyjątkowych przypadkach aborcji, nie można pochować po katolicku, chociaż był człowiekiem wierzącym.
Jestem po stronie wierzących i jestem także przekonany, że Kościół ma pełne prawo ingerowania w sferę życia publicznego, ba, nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek. Ale wszystko zależy od tego, jak to czyni. W Polsce mamy do czynienia z sytuacją dramatyczną, gdyż Kościół – po pierwsze, narzuca złe tematy i złe myśli oraz po drugie, zupełnie nie wie, jak sobie poradzić z takimi kwestiami jak moralność publiczna i brak sprawiedliwości oraz solidarności społecznej, wobec czego ogranicza się wyłącznie do interwencji w sprawach moralności seksualnej, co było doskonale widoczne przy okazji wyborów prezydenckich.
Kwestia in vitro i związków homoseksualnych to sprawy ważne, ale nie najważniejsze, zaś postawa Kościoła, który głosi, że ten, kto pochwala in vitro, nie ma prawa przystępować do sakramentów, jest nie tylko zdumiewająca, ale oburzająca także z wewnątrzkościelnego punktu widzenia. Sankcje religijne za głoszenie poglądów są nie do przyjęcia, a sankcje za działanie także wielce dyskusyjne. Kościół oczywiście może potępiać metodę in vitro, ale nie może narzucać tego problemu jako niemal najważniejszej sprawy w debacie publicznej.
Pierwsza zatem forma zgubnego wpływu Kościoła na politykę w Polsce ujawniła się dobitnie z okazji wyborów, a jest to narzucenie tematów tej debaty. Zabrakło tylko aborcji, ale nie ma obawy, ta kwestia wróci. Prawda, niektóre środowiska lewicowe dają się łatwo sprowokować i również, teoretycznie słusznie, ale praktycznie nadmiernie, wiele uwagi poświęcają sprawom seksualnym, jakby wszystko w Polsce kręciło się wokół d… Lewicowcy i obyczajowi liberałowie nie zdają sobie sprawy, jak łatwo dają się złapać w pułapkę zastawioną przez Kościół.
W konsekwencji ani Kościół, ani lewica nie zajmują się praktycznie niczym innym. Mania seksualna, jaka zdominowała Kościół, nie wynika tylko z tego, że takie są poglądy katolików i taka jest nauka społeczna Kościoła. Wynika też z tego, że intelektualny poziom Kościoła, łącznie ze zdolnością posługiwania się dobrą (czy chociaż gramatyczną) polszczyzną przez olbrzymią większość biskupów, jest skandalicznie niski.
Gdyby Kościół potrafił wypowiadać się na tematy społeczne i moralne, dotyczące obszarów biedy i nędzy w Polsce, dotyczące całkowitego zaniku poczucia solidarności społecznej, wyrównywania szans Intelektualny poziom księży jest skandalicznie niski. Kościół wciąż chce grać pierwsze skrzypce, jednak już nie zna melodii młodzieży czy też dowartościowania roli kobiet w życiu domowym i społecznym. Ale Kościoła to w ogóle nie obchodzi. Feminizm to dla niego zaraza, a ubóstwo – grzech. Jest tylko jeszcze jeden temat natury społecznej, na który Kościół chętnie się wypowiada – może dlatego, że sam jest tym problemem dotknięty – a mianowicie alkoholizm.
Politycy mają zaskakująco dobre mniemanie o Kościele, a co najmniej są przekonani, że jego wpływy są kolosalne, gdyż niemal wszyscy kadzą mu przy każdej okazji oraz są przekonani, że bez jego choćby biernego wsparcia nie wygraliby wyborów. Przypominam, Kościół raz w historii niepodległej Polski poparł jednoznacznie jedną partię polityczną (ZChN w 1992 r.) i poniósł sromotną porażkę, bo partia ta uzyskała wówczas 4 proc. głosów. Od tej pory jednoznacznego poparcia nie udziela, ale jednym udostępnia swoje przedsionki, zaś innym nie. Nie wierzę w to, że Polacy, poza stałą grupą wyborców PiS, kierują się w najmniejszym choćby stopniu w decyzjach wyborczych sugestiami Kościoła. Ale politycy tak bardzo się boją, że nie dostaną tego marnego poparcia, że od tematyki narzuconej przez Kościół niechętnie się odcinają. Tym większa wartość wypowiedzi Bronisława Komorowskiego na temat in vitro. To także wyjaśnia powodzenie tak nieciekawego kandydata jak Grzegorz Napieralski. On jeden nie kierował się sugestiami Kościoła, chociaż również dał się sterroryzować problematyce związanej z moralnością seksualną.
Nie bardzo mam ochotę żyć w kraju, w którym lekarza, który dokonywał w wyjątkowych przypadkach aborcji, nie można pochować po katolicku (Kościół zabronił), chociaż był człowiekiem wierzącym. Możemy się zgodzić na podnoszenie kwestii z zakresu moralności seksualnej, ale pod warunkiem że będzie to w nauczaniu Kościoła jeden z drugorzędnych elementów w stosunku do troski o stan społeczeństwa, pokój publiczny, ocenę intencji i formy polemiki politycznej, nauczanie zgodne z sednem wiary, z nieustającą myślą o miłosierdziu oraz zbawieniu, a nie tylko z kultem Matki Boskiej.
Degradacja roli i jakości polskiego Kościoła w stosunku do przywództwa takich ludzi jak Kardynał Wyszyński (o papieżu nie wspominając) nie stanowi powodu do radości, lecz jest to ostrzeżenie przed dramatem, jaki będzie stanowiła pustka moralna w polskim społeczeństwie. Kościół bowiem wciąż chce grać pierwsze skrzypce, ale już nie zna melodii.
Kwestia in vitro i związków homoseksualnych to sprawy ważne, ale nie najważniejsze, zaś postawa Kościoła, który głosi, że ten, kto pochwala in vitro, nie ma prawa przystępować do sakramentów, jest nie tylko zdumiewająca, ale oburzająca także z wewnątrzkościelnego punktu widzenia. Sankcje religijne za głoszenie poglądów są nie do przyjęcia, a sankcje za działanie także wielce dyskusyjne. Kościół oczywiście może potępiać metodę in vitro, ale nie może narzucać tego problemu jako niemal najważniejszej sprawy w debacie publicznej.
Pierwsza zatem forma zgubnego wpływu Kościoła na politykę w Polsce ujawniła się dobitnie z okazji wyborów, a jest to narzucenie tematów tej debaty. Zabrakło tylko aborcji, ale nie ma obawy, ta kwestia wróci. Prawda, niektóre środowiska lewicowe dają się łatwo sprowokować i również, teoretycznie słusznie, ale praktycznie nadmiernie, wiele uwagi poświęcają sprawom seksualnym, jakby wszystko w Polsce kręciło się wokół d… Lewicowcy i obyczajowi liberałowie nie zdają sobie sprawy, jak łatwo dają się złapać w pułapkę zastawioną przez Kościół.
W konsekwencji ani Kościół, ani lewica nie zajmują się praktycznie niczym innym. Mania seksualna, jaka zdominowała Kościół, nie wynika tylko z tego, że takie są poglądy katolików i taka jest nauka społeczna Kościoła. Wynika też z tego, że intelektualny poziom Kościoła, łącznie ze zdolnością posługiwania się dobrą (czy chociaż gramatyczną) polszczyzną przez olbrzymią większość biskupów, jest skandalicznie niski.
Gdyby Kościół potrafił wypowiadać się na tematy społeczne i moralne, dotyczące obszarów biedy i nędzy w Polsce, dotyczące całkowitego zaniku poczucia solidarności społecznej, wyrównywania szans Intelektualny poziom księży jest skandalicznie niski. Kościół wciąż chce grać pierwsze skrzypce, jednak już nie zna melodii młodzieży czy też dowartościowania roli kobiet w życiu domowym i społecznym. Ale Kościoła to w ogóle nie obchodzi. Feminizm to dla niego zaraza, a ubóstwo – grzech. Jest tylko jeszcze jeden temat natury społecznej, na który Kościół chętnie się wypowiada – może dlatego, że sam jest tym problemem dotknięty – a mianowicie alkoholizm.
Politycy mają zaskakująco dobre mniemanie o Kościele, a co najmniej są przekonani, że jego wpływy są kolosalne, gdyż niemal wszyscy kadzą mu przy każdej okazji oraz są przekonani, że bez jego choćby biernego wsparcia nie wygraliby wyborów. Przypominam, Kościół raz w historii niepodległej Polski poparł jednoznacznie jedną partię polityczną (ZChN w 1992 r.) i poniósł sromotną porażkę, bo partia ta uzyskała wówczas 4 proc. głosów. Od tej pory jednoznacznego poparcia nie udziela, ale jednym udostępnia swoje przedsionki, zaś innym nie. Nie wierzę w to, że Polacy, poza stałą grupą wyborców PiS, kierują się w najmniejszym choćby stopniu w decyzjach wyborczych sugestiami Kościoła. Ale politycy tak bardzo się boją, że nie dostaną tego marnego poparcia, że od tematyki narzuconej przez Kościół niechętnie się odcinają. Tym większa wartość wypowiedzi Bronisława Komorowskiego na temat in vitro. To także wyjaśnia powodzenie tak nieciekawego kandydata jak Grzegorz Napieralski. On jeden nie kierował się sugestiami Kościoła, chociaż również dał się sterroryzować problematyce związanej z moralnością seksualną.
Nie bardzo mam ochotę żyć w kraju, w którym lekarza, który dokonywał w wyjątkowych przypadkach aborcji, nie można pochować po katolicku (Kościół zabronił), chociaż był człowiekiem wierzącym. Możemy się zgodzić na podnoszenie kwestii z zakresu moralności seksualnej, ale pod warunkiem że będzie to w nauczaniu Kościoła jeden z drugorzędnych elementów w stosunku do troski o stan społeczeństwa, pokój publiczny, ocenę intencji i formy polemiki politycznej, nauczanie zgodne z sednem wiary, z nieustającą myślą o miłosierdziu oraz zbawieniu, a nie tylko z kultem Matki Boskiej.
Degradacja roli i jakości polskiego Kościoła w stosunku do przywództwa takich ludzi jak Kardynał Wyszyński (o papieżu nie wspominając) nie stanowi powodu do radości, lecz jest to ostrzeżenie przed dramatem, jaki będzie stanowiła pustka moralna w polskim społeczeństwie. Kościół bowiem wciąż chce grać pierwsze skrzypce, ale już nie zna melodii.
Więcej możesz przeczytać w 29/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.