O tym, że Janusz Palikot się nie nadaje do świata polityki, mówiłem chyba od pierwszego dnia, kiedy się w tym świecie znalazł.
Wydawało mi się, że polityka to misja społeczna, nie entertainment. Ale, oczywiście, mogę nie mieć racji. Możliwe, że teraz są inne czasy i nadeszła epoka showmanów ( jak twierdzi admirator Palikota, a mój idol, Kazimierz Kutz, którego wyobraźni podsuwam widok 460 Palikotów w polskim Sejmie). Skoro tak, to musimy jedną rzecz ustalić i wszystko zacznie się zgadzać.
W całej awanturze związanej z „krwią na rękach Lecha Kaczyńskiego" wszystkim umknęło, że Palikot skłamał. Gdyby wyjął dowody, pokazał czarno na białym werdykty śledczych i prokuratorów, dołączył analizy naukowe, plik dokumentów z autopsji ofiar, załączył spisany co do minuty przebieg przygotowań do lotu – wówczas musielibyśmy się pogodzić z faktem i nikt by nie bolał nad doborem słów. Wszak byłyby prawdziwe.
Niestety, kiedy Palikot mówi, że „Lech Kaczyński ma krew na rękach" – kłamie. Przecież nie wie, jak było. Nie zna wyników dochodzenia, nie ma dowodów, a rzekomy dowód w postaci własnej sondy telefonicznej „jak pan sądzi, kto jest winien?" obraża inteligencję średnio rozumnych ludzi. (Nie chciałbym być w skórze Palikota, jeśli pewnego dnia w jakiejś sondzie opinia publiczna wyrazi opinię, że jest on chory umysłowo, bo będzie to musiało oznaczać, że taki jest stan faktyczny).
Palikot kłamie także, stwierdzając: „przecież każdy w Polsce wie, jak było". Otóż nie wie nikt. Zapewne nie wiedzą także polsko- -rosyjskie organa śledcze, komisja powypadkowa i prokuratura, nadal trwają bowiem przesłuchania i usuwanie wątpliwości. Pierwszy lepszy obserwator telewizyjnego programu Discovery wie, jak wygląda śledztwo w sprawie katastrof lotniczych i ile czasu zajmuje zweryfikowanie wszystkich śladów czy hipotez. Wiedza – czyli coś, co się wie – to nie jest rzucony w kosmos żart czy zbiór pogłosek, to jest „zasób rzetelnych i rzetelnie zdobytych informacji".
Sam staram się powstrzymywać od kłamliwych oskarżeń, choć nie zawsze mi to wychodzi. Jako człowiek przez lata doświadczony Kłamstwo jest podstawowym narzędziem polityki. Taka jest prawda. Niestety. Powinno się to ogłosić oficjalnie. Wtedy nie będę miał nic do Palikota, Ziobry i innych w piciu alkoholu mógłbym na przykład beztrosko powiedzieć, że Palikot zabił wielu ludzi, produkując Gorzką Żołądkową, i pewnie nie byłbym daleki od prawdy. Wszak produkując i sprzedając alkohole spożywcze, Palikot wywoływał u jednych marskość wątroby, u innych skłonność do wypadków, u jeszcze innych tendencję do ataków agresji z nożem w ręku, wreszcie u kilku umiejętność zasypiania na mrozie. Ale ja tego nie wiem na pewno. To tylko hipoteza, a to stanowczo za mało, by ją ogłosić bezkarnie. Musiałbym więc przeprowadzić naukowe badania, sprawdzić statystyki, oskarżyć potem Palikota o morderstwo, a na koniec wygrać sprawę przed sądem. Nie uczyniłem tego, więc nie usiądę przed kamerami i nie powiem „Palikot ma krew na rękach".
Poseł Palikot wylądował u mnie w szufladzie obok Zbigniewa Ziobry. Ten drugi równie śmiało i bez dowodów obwinił swego czasu o zabójstwo pewnego lekarza, łamiąc mu życie. W tej samej szufladzie leżą także ci, którzy w filmie „Solidarni 2010", nie mając żadnych dowodów, ogłosili, że katastrofa w Smoleńsku to był zamach, za którym stali Tusk i Putin.
Właśnie politycy, sterujący narodowymi emocjami, mogliby sprowadzić na drogę prawdy profesjonalnych kłamców, ale tego nie robią. Poseł Gowin ma Palikotowi za złe słownictwo, gadżety i brak elegancji, a nie to, że Palikot kłamie. Podobnie poseł Niesiołowski wyznaje, że wprawdzie rozumowanie Palikota jest słuszne (sic!), ale że poseł opowiedział je narodowi nieładnie. Tym samym chwilowy marszałek Sejmu i p.o. prezydent RP potwierdził oskarżenie, że Lech Kaczyński (być może) po pijanemu spowodował katastrofę lotniczą w Smoleńsku. Pięknie.
Kłamstwo jest podstawowym narzędziem polityki. Taka jest prawda. Niestety. Powinno się to ogłosić oficjalnie. Wtedy nie będę miał nic do Palikota, Ziobry i innych polityków wszystkich opcji, którzy obdarzają nas regularnymi kłamstwami mającymi podkręcić atmosferę animozji i dostarczyć narodowi karmy, która się nazywa „ślepa nienawiść".
W całej awanturze związanej z „krwią na rękach Lecha Kaczyńskiego" wszystkim umknęło, że Palikot skłamał. Gdyby wyjął dowody, pokazał czarno na białym werdykty śledczych i prokuratorów, dołączył analizy naukowe, plik dokumentów z autopsji ofiar, załączył spisany co do minuty przebieg przygotowań do lotu – wówczas musielibyśmy się pogodzić z faktem i nikt by nie bolał nad doborem słów. Wszak byłyby prawdziwe.
Niestety, kiedy Palikot mówi, że „Lech Kaczyński ma krew na rękach" – kłamie. Przecież nie wie, jak było. Nie zna wyników dochodzenia, nie ma dowodów, a rzekomy dowód w postaci własnej sondy telefonicznej „jak pan sądzi, kto jest winien?" obraża inteligencję średnio rozumnych ludzi. (Nie chciałbym być w skórze Palikota, jeśli pewnego dnia w jakiejś sondzie opinia publiczna wyrazi opinię, że jest on chory umysłowo, bo będzie to musiało oznaczać, że taki jest stan faktyczny).
Palikot kłamie także, stwierdzając: „przecież każdy w Polsce wie, jak było". Otóż nie wie nikt. Zapewne nie wiedzą także polsko- -rosyjskie organa śledcze, komisja powypadkowa i prokuratura, nadal trwają bowiem przesłuchania i usuwanie wątpliwości. Pierwszy lepszy obserwator telewizyjnego programu Discovery wie, jak wygląda śledztwo w sprawie katastrof lotniczych i ile czasu zajmuje zweryfikowanie wszystkich śladów czy hipotez. Wiedza – czyli coś, co się wie – to nie jest rzucony w kosmos żart czy zbiór pogłosek, to jest „zasób rzetelnych i rzetelnie zdobytych informacji".
Sam staram się powstrzymywać od kłamliwych oskarżeń, choć nie zawsze mi to wychodzi. Jako człowiek przez lata doświadczony Kłamstwo jest podstawowym narzędziem polityki. Taka jest prawda. Niestety. Powinno się to ogłosić oficjalnie. Wtedy nie będę miał nic do Palikota, Ziobry i innych w piciu alkoholu mógłbym na przykład beztrosko powiedzieć, że Palikot zabił wielu ludzi, produkując Gorzką Żołądkową, i pewnie nie byłbym daleki od prawdy. Wszak produkując i sprzedając alkohole spożywcze, Palikot wywoływał u jednych marskość wątroby, u innych skłonność do wypadków, u jeszcze innych tendencję do ataków agresji z nożem w ręku, wreszcie u kilku umiejętność zasypiania na mrozie. Ale ja tego nie wiem na pewno. To tylko hipoteza, a to stanowczo za mało, by ją ogłosić bezkarnie. Musiałbym więc przeprowadzić naukowe badania, sprawdzić statystyki, oskarżyć potem Palikota o morderstwo, a na koniec wygrać sprawę przed sądem. Nie uczyniłem tego, więc nie usiądę przed kamerami i nie powiem „Palikot ma krew na rękach".
Poseł Palikot wylądował u mnie w szufladzie obok Zbigniewa Ziobry. Ten drugi równie śmiało i bez dowodów obwinił swego czasu o zabójstwo pewnego lekarza, łamiąc mu życie. W tej samej szufladzie leżą także ci, którzy w filmie „Solidarni 2010", nie mając żadnych dowodów, ogłosili, że katastrofa w Smoleńsku to był zamach, za którym stali Tusk i Putin.
Właśnie politycy, sterujący narodowymi emocjami, mogliby sprowadzić na drogę prawdy profesjonalnych kłamców, ale tego nie robią. Poseł Gowin ma Palikotowi za złe słownictwo, gadżety i brak elegancji, a nie to, że Palikot kłamie. Podobnie poseł Niesiołowski wyznaje, że wprawdzie rozumowanie Palikota jest słuszne (sic!), ale że poseł opowiedział je narodowi nieładnie. Tym samym chwilowy marszałek Sejmu i p.o. prezydent RP potwierdził oskarżenie, że Lech Kaczyński (być może) po pijanemu spowodował katastrofę lotniczą w Smoleńsku. Pięknie.
Kłamstwo jest podstawowym narzędziem polityki. Taka jest prawda. Niestety. Powinno się to ogłosić oficjalnie. Wtedy nie będę miał nic do Palikota, Ziobry i innych polityków wszystkich opcji, którzy obdarzają nas regularnymi kłamstwami mającymi podkręcić atmosferę animozji i dostarczyć narodowi karmy, która się nazywa „ślepa nienawiść".
Więcej możesz przeczytać w 29/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.