Z pewnego dystansu, gdy każdego ranka bierze człowiek do ręki gazety opisujące normalną politykę w normalnym kraju, informacje z Polski przypominają wieści z krainy kompletnych szaleńców. Weźmy tylko kilka z nich, z ostatnich kilkudziesięciu godzin. Poseł Macierewicz, obrażając zdrowy rozsądek, oświadcza w dniu rozpoczęcia pracy, nomen omen, zespołu Macierewicza, że tragedia w Smoleńsku to zbrodnia. Krótko mówiąc, w dniu rozpoczęcia swej pracy daje dobitny dowód, że jest ostatnią osobą, która powinna się jej podejmować. Chwilę wcześniej jakże zabawny poseł Palikot, obrażając najbardziej elementarne poczucie przyzwoitości, oświadcza, że „Gosiewski żyje". Nie wiadomo, czy w tych stwierdzeniach bardziej poraża głupota, czy chamstwo. W porządku, przyjmijmy, że mamy tu remis. W tym samym czasie senator Romaszewski oświadcza, że zespół Macierewicza będzie „sortował pogłoski”. Brawo, to dokładnie to samo, czym zajmują się plotkarskie portale. Wcześniej poseł Brudziński odkrywa błoto w miejscu, w którym błota nie było, a w sobie odkrywa brak szacunku dla premiera, którego to szacunku dla Tuska i tak nigdy nie miał. W Sejmie, ponieważ jednej wojny o krzyż mało, staje drugi krzyż, a na straży pierwszego krzyża dzielnie stają górnicy. Nieoceniony pan Janek od „Solidarnych 2010" w dzienniku, który kiedyś miał być polskim „Wall Street Journal” albo „Financial Times”, daje wykładnię tego zdrowego odruchu sumienia i patriotyzmu. W samym Sejmie posłanka Kempa płacze, bo poseł Sekuła był za ostry, a poseł Kuchciński protestuje, że przewodniczący Sekuła nie szanuje kobiet. Co to, do cholery, wszystko jest, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że jest to polityka. Nie, to nie polityka, to smutne gry i zabawy w ramach zamkniętej kasty w większości trzeciorzędnych postaci, zwanej u nas, o ironio, klasą polityczną.
Zastanówmy się chwilę, co stanowi differentia specifica owej kasty, poza nieszczególnie skrywaną ogólną niekompetencją. Otóż po pierwsze – używanie słów w sposób pozbawiający je jakiegokolwiek znaczenia (vide „zbrodnia"). Po drugie – niewypowiadanie słów na serio, nawet jeśli mówi się je z najbardziej marsowymi minami. Po trzecie – predylekcja do mówienia nie z sensem, ale głośno i dosadnie. Po czwarte – głęboka niechęć do zajmowania się rzeczami istotnymi, które dotyczą realnego życia kilkudziesięciu milionów ludzi. Po piąte – cwaniactwo, oportunizm i cynizm. Cynizm jest wszystkim, idealizm – w ogromnej większości niczym. Niczym są też umiar i powściągliwość, szacunek dla słów, dla politycznych oponentów, a przede wszystkim dla elektoratu. I jeszcze na dokładkę to manifestowane samozadowolenie państwa polityków. Podobno za kilka tygodni jedna z naszych stacji telewizyjnych pokaże „Big Brother dla dzieci”. A z czymże innym mamy do czynienia w Sejmie? Nie, różnica jest. Do dziecięcego „Big Brothera” wsadzają dzieci nieodpowiedzialni rodzice. Bohaterowie „Big Brothera” politycznego pchają się sami, sami w nim plotą bzdury i sami, słuchając siebie, mówią sobie: „Jestem pod wrażeniem”.
Poważna polityka została właściwie zamordowana. Poważni politycy to coraz mniejszy margines. Pojęcie służby publicznej, które nie zdążyło się zakorzenić, zostało niemal doszczętnie wyeliminowane. Za surowa ta recenzja? No to za chwilę zobaczymy, że wcale nie. Jesteśmy dopiero w połowie tzw. sezonu ogórkowego. Naprawdę będzie na co popatrzeć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.