Radio Maryja nie musi płacić podatków - wynika z ustawy
To nie Tadeusz Rydzyk jest winien tego, że Radio Maryja nie figuruje w żadnym spisie podatników i nie płaci podatków. Winien jest swego rodzaju paragraf 22 w ustawie o podatku dochodowym. Ojciec Rydzyk tylko wykorzystuje lukę w ustawie, wedle której (art. 17) kościelna osoba prawna jest zwolniona z podatku dochodowego. Nie płacąc podatku dochodowego, nie musi też prowadzić "dokumentacji wymaganej przez przepisy ordynacji podatkowej". Podmioty kościelne mogłyby być kontrolowane przez organy skarbowe tylko wtedy, gdyby na podstawie dokumentacji można było udowodnić, że niektóre ich przychody podlegają opodatkowaniu, bo pochodzą z działalności gospodarczej. Tyle że nie można tego zrobić, bo nie istnieją zapisy księgowe pozwalające to stwierdzić. Działa tu mechanizm, który Joseph Heller opisał w "Paragrafie 22". Mechanizm jest logiczny, tyle że jest to logika absurdu: "Nie musisz więcej latać, jeśli jesteś szalony, ale nie chcąc latać, dowodzisz, że nie jesteś szalony, bo tylko wariat może chcieć brać udział w niebezpiecznych lotach. W efekcie musisz jednak latać, bo jesteś zdrowy".
Paragraf 22
Ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych zwalnia z tego podatku dochody kościelne "z niegospodarczej działalności statutowej" oraz z innej działalności "w części przeznaczonej na cele kultu religijnego, oświatowo-wychowawcze, naukowe, kulturalne, charytatywno-opiekuńcze oraz na konserwację zabytków, prowadzenie punktów katechetycznych, inwestycje sakralne". Prowadzenie Radia Maryja przez zakon redemptorystów można zakwalifikować jako działalność religijną bądź kulturalną. W 2001 r. dochód kościelnych podmiotów wolny od podatku wyniósł prawie 100 mln zł. Nie sposób ustalić (paragraf 22), czy jest to dochód związany z misją religijną, czy pochodzi z działalności gospodarczej.
Istnienie kościelnego paragrafu 22 jest wręcz zachętą do nadużyć. Radio Maryja i związane z nim fundacje nie są wcale pierwszymi podmiotami, które przeprowadzają dziwne operacje finansowe jako kościelne osoby prawne. Rok temu ujawniliśmy ("Grzeszni dobroczyńcy", nr 47), że pod szyldem Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego, czyli zakonu salezjanów, przeprowadzano operacje finansowe służące praniu brudnych pieniędzy. Kościelny paragraf 22 umożliwił też zaciąganie długów (około 3,3 mln zł) księdzu Janowi Halberdzie z Elbląga. W styczniu ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Lublinie skazał 12 duchownych z archidiecezji lubelskiej za udział w przemycie 61 samochodów. Sprowadzono je jako dary umożliwiające wypełnianie misji religijnej i natychmiast sprzedano. Przykład lubelski, a także sprowadzanie przez Radio Maryja sprzętu radiowego i samochodów jako przedmiotów służących krzewieniu kultu religijnego, dowodzi, że nie prowadząc księgowości, można ukryć każdą kontrabandę.
Kościelna szara strefa
Paragraf 22 w ustawie o podatku dochodowym to tylko jeden z przykładów uregulowań prawnych (a właściwie ich braku) spychających finanse Kościoła w szarą strefę. Paradoksalnie, Kościół jest w III RP bodaj jedyną instytucją, której finanse i działalność gospodarcza podlegają regułom obowiązującym w PRL. Wtedy Kościół bronił się przed ingerencją władz w swoje dochody, bo to gwarantowało niezależność. Ustrój się zmienił, ale przyjęte wtedy zasady pozostały. Sankcjonuje je zresztą konkordat głoszący, że państwo i Kościół są "niezależne i autonomiczne", co de facto oznacza, że Kościół w niewielkim stopniu podlega powszechnemu ustawodawstwu.
W USA podstawowa działalność kościelna, czyli świadczenie posług religijnych, jest zwolniona z opodatkowania. Przedsięwzięcia o charakterze komercyjnym są jednak opodatkowane tak jak normalna działalność gospodarcza. Parafie i diecezje prowadzą księgowość, a urzędy podatkowe (Internal Revenue Service) mogą je kontrolować tak jak firmy. Sprawy sporne są rozstrzygane przed sądem. W Niemczech opodatkowaniu podlega działalność zarobkowa Kościoła, z której środki nie są przeznaczone na cele charytatywne. We Włoszech Kościół może zbierać środki na działalność opiekuńczą (na przykład domy dla chorych na AIDS), ale musi prowadzić księgowość. Wgląd do tych dokumentów może mieć nie tylko urząd skarbowy, ale też każdy obywatel.
W Polsce Kościół katolicki czerpie dochody głównie z tacy i zbiórek publicznych. Osobiste dochody księży pochodzą z tzw. prawa stuły, czyli dobrowolnych opłat za czynności duszpasterskie: msze intencyjne, śluby czy pogrzeby. Te środki znajdują się praktycznie poza kontrolą. Tylko dwie diecezje - lubelska i radomska - zdecydowały się na opublikowanie sprawozdań finansowych. Brak kontroli nad pieniędzmi zbieranymi przez Kościół sankcjonuje art. 21 konkordatu. Księża nie płacą też podatku od dochodów osobistych, a jedynie podatek ryczałtowy, zależny od liczby parafian: proboszcz maksymalnie 1136 zł na kwartał, wikariusz - 372 zł.
Nawet obowiązujący w wielu krajach przepis umożliwiający podatnikom odliczenie darowizn na cele kultu religijnego (do wysokości 10 proc. dochodu) był w Polsce postawiony na głowie. Wystarczało, że ksiądz poświadczał przyjęcie darowizny. Nie wymagano żadnej dokumentacji potwierdzającej, że darowizna w ogóle wpłynęła. Dopiero od tego roku organy skarbowe będą mogły żądać przedstawienia dowodu wpłaty na rachunek bankowy parafii.
Podatek kościelny
Najprostszym systemem finansowania Kościoła, stosowanym w krajach europejskich, jest podatek kościelny. Niemiecki podatnik składa pisemną deklarację o wyznaniu religijnym. Na jej podstawie pobierany jest podatek w wysokości 8-9 proc. sumy należnego podatku. W ten sposób uzyskuje się ponad 16 mld euro rocznie. We Włoszech wypełniający zeznanie podatkowe decyduje, czy część podatku chce przeznaczyć na cele religijne, czy kulturalne.
W Polsce episkopat wielokrotnie protestował przeciw wprowadzeniu podatku kościelnego. Obawiał się, że Polacy nie płaciliby ani podatku, ani na tacę. Podatek ma jednak tę zaletę, że wiadomo, jakie pieniądze wpływają na konto Kościoła. Jego ustanowienie i wyciągnięcie finansów Kościoła z szarej strefy nie tylko przerwałoby spekulacje o rzekomym bogactwie duchownych, ale także wyeliminowałoby wiele możliwości nadużyć.
Święty biznes |
---|
Oprócz dochodów ze zbiórek, tacy, opłat i darowizn polski Kościół czerpie środki także z normalnej działalności gospodarczej. Archidiecezja warszawska inwestowała na przykład na rynku nieruchomości. W centrum Warszawy wybudowano biurowiec Roma Office Center. Koszt inwestycji sięgnął 20 mln USD, z czego 16,5 mln pożyczono w banku. Koszty tego kredytu jeszcze przez lata będą obciążeniem dla archidiecezji warszawskiej. Episkopat zaangażował się także w powołanie Otwartego Funduszu Emerytalnego Arka-Invesco, który jednak nie przyniósł spodziewanych dochodów. W Niemczech episkopat jest na przykład właścicielem znanej księgarni wysyłkowej Weltbild, która zdystansowała nawet słynnego Bertelsmanna. Działalność ta budzi jednak kontrowersje, gdyż książki tam sprzedawane nie zawsze są zgodne z chrześcijańską moralnością. Podobne kontrowersje towarzyszyły działalności finansowej Kościoła anglikańskiego, kiedy okazało się, że działający pod jego egidą fundusz zaangażował się w handel bronią. Ostatnio anglikanie sprzedali jeden z domów towarowych. Zgodnie z wolą biskupów nie handlowano bowiem w niedzielę, co znacznie zmniejszało zyski. W Holandii Kościół zarabia na wynajmie części swoich nieruchomości. W prymasowskiej katedrze w Utrechcie znajduje się na przykład kawiarnia oraz sklepy z pocztówkami i dewocjonaliami. |
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.