Kobiety nie mają czasu na spotkania, na których przelewałyby z pustego w próżne i z chłopa robiły babę
Pisarka, aktorka i dziennikarz. Każdy z nich występuje w innym programie telewizyjnym i - korzystając ze sposobności - ogłasza narodowi słówko w sprawie feminizmu.
Katarzyna Grochola w popularnym talk show już na wstępie oświadcza, że nie jest feministką, czyli kobietą, która spotyka się z innymi kobietami, aby dyskutować nad tym, jak zmienić mężczyznę na własne podobieństwo. Niby nic, ale trochę nie po kolei.
W innym show Dorota Stalińska z charakterystyczną dla siebie werwą oświadcza: "Feministki mnie nie lubią, ponieważ prasowanie koszuli własnego mężczyzny uważam za cudowne". Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Jacek Żakowski, rozmawiając w swoim autorskim programie z Romą Ligocką o książce "Kobieta w podróży", wyraźnie zadowolony oświadcza, że feministki ją rozszarpią, gdy przeczytają zdanie: "W jakiś szczególny sposób byłam szczęśliwa, że mam go blisko siebie - tego obcego mężczyznę, który był moim mężem". Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Zawsze w sytuacjach, gdy czegoś nie rozumiem, winy szukam w sobie. Może jestem emancypacyjnie przewrażliwiona, a może czytałam nie to, co trzeba?
Pisarka, której powieści sprzedają się w gigantycznych nakładach, zrobi wszystko, żeby czytelniczki nie pomyliły jej z kimś, kim nie jest. Z feministką, zdemoralizowaną siostrą diabła, która sabatuje z innymi siostrami, aby z mężczyzny zrobić kobietę w spodniach, czyli ni psa, ni wydrę. Pani Katarzyna chętnie jednak opowiada o samotnym macierzyństwie i o swoim zmaganiu się z życiem. Mniemam więc, że to dzięki sile woli, konsekwencji i wierze w samą siebie robi dziś to, co naprawdę lubi - pisze książki. Da się więc bez mężczyzny mieć własną osobowość, własne imię i nazwisko? Da. Chodzi o to, aby trafić na takiego, któremu ani jedno, ani drugie nie będzie przeszkadzało. Na feministę. Alice Schwarzer, guru niemieckiego równouprawnienia, mówi otwartym tekstem: patrzę podejrzliwie na kobiety, które ostentacyjnie są dumne z tego, że nie są feministkami. Dziś ten marketingowy zabieg na mężczyznach nie robi już wrażenia.
Z tego, co mówi o sobie sama aktorka, wynika, że doskonale sprawdziła się w roli matki i ojca. Silna, zdecydowana, nie poddaje się losowi. Samotnie wychowuje syna i z tego, co opowiada, wnioskuję, że wyrośnie on na dzielnego mężczyznę. Złośliwie, ale nie do końca, zapytam, czy przekonała go już, że największym szczęściem, jakie kiedyś da kobiecie, będzie koszula do uprasowania?
Dziennikarz ceniony za intelektualne zacięcie i niewątpliwe w tym względzie dokonania przerywa rozmowę o Holocauście w literaturze, zmienia jej kierunek o 180 stopni i swoim pytaniem konkluduje, że kobieta, która akceptuje mężczyznę w całości i mimo wszystko, na pewno nie jest feministką. No cóż, ileż to opasłych dzieł powstało w psychologii na temat relacji kata i ofiary, i przemożnej potrzeby bycia z drugim człowiekiem. Bywa, że za bardzo wysoką cenę. Płacą ją kobiety i mężczyźni. Wszyscy bez wyjątku i bez względu na ideologiczne punkty widzenia.
Dlatego podejrzewam, że wyżej wymienionej trójcy feminizm jest absolutnie obojętny. Do tego stopnia, że jest im nie tylko wstrętny, ale i nie znany. Można by na te telewizyjne tyrady machnąć ręka, gdyby nie to, że padają one z ust ludzi światłych , którzy bez zająknienia powielają wyświechtane stereotypy i niebezpieczne uproszczenia. Wypowiadają sądy, które z tym, co nazywamy równouprawnieniem, nie mają nic wspólnego. Kreślą karykaturalny portret współczesnej emancypantki: głupiej, ograniczonej i nienawistnej, z mężczyzny tym samym czyniąc żałosny obiekt pożądania. Otóż - pozostając w klimacie sabatu - pisarko, aktorko i dziennikarzu, kobiety generalnie nie mają czasu na spotkania, na których przelewałyby z pustego w próżne i z chłopa robiły babę. Nie ma też co ukrywać, że wiele z nich, gdy ma do wyboru miłe chwile spędzane na docenianiu przymiotów męskiego charakteru albo na segregowaniu jego niewymownych, wybierze te pierwsze. Podobnie jest z prasowaniem, gotowaniem i przyszywaniem guzików. Chyba że chodzi tu o doszycie ideologii, która w życiu wiele wytłumaczy i ukoi: jestem fajna, żadnej pracy się nie boję i przecież nie wszystkie kobiety są feministkami. Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Katarzyna Grochola w popularnym talk show już na wstępie oświadcza, że nie jest feministką, czyli kobietą, która spotyka się z innymi kobietami, aby dyskutować nad tym, jak zmienić mężczyznę na własne podobieństwo. Niby nic, ale trochę nie po kolei.
W innym show Dorota Stalińska z charakterystyczną dla siebie werwą oświadcza: "Feministki mnie nie lubią, ponieważ prasowanie koszuli własnego mężczyzny uważam za cudowne". Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Jacek Żakowski, rozmawiając w swoim autorskim programie z Romą Ligocką o książce "Kobieta w podróży", wyraźnie zadowolony oświadcza, że feministki ją rozszarpią, gdy przeczytają zdanie: "W jakiś szczególny sposób byłam szczęśliwa, że mam go blisko siebie - tego obcego mężczyznę, który był moim mężem". Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Zawsze w sytuacjach, gdy czegoś nie rozumiem, winy szukam w sobie. Może jestem emancypacyjnie przewrażliwiona, a może czytałam nie to, co trzeba?
Pisarka, której powieści sprzedają się w gigantycznych nakładach, zrobi wszystko, żeby czytelniczki nie pomyliły jej z kimś, kim nie jest. Z feministką, zdemoralizowaną siostrą diabła, która sabatuje z innymi siostrami, aby z mężczyzny zrobić kobietę w spodniach, czyli ni psa, ni wydrę. Pani Katarzyna chętnie jednak opowiada o samotnym macierzyństwie i o swoim zmaganiu się z życiem. Mniemam więc, że to dzięki sile woli, konsekwencji i wierze w samą siebie robi dziś to, co naprawdę lubi - pisze książki. Da się więc bez mężczyzny mieć własną osobowość, własne imię i nazwisko? Da. Chodzi o to, aby trafić na takiego, któremu ani jedno, ani drugie nie będzie przeszkadzało. Na feministę. Alice Schwarzer, guru niemieckiego równouprawnienia, mówi otwartym tekstem: patrzę podejrzliwie na kobiety, które ostentacyjnie są dumne z tego, że nie są feministkami. Dziś ten marketingowy zabieg na mężczyznach nie robi już wrażenia.
Z tego, co mówi o sobie sama aktorka, wynika, że doskonale sprawdziła się w roli matki i ojca. Silna, zdecydowana, nie poddaje się losowi. Samotnie wychowuje syna i z tego, co opowiada, wnioskuję, że wyrośnie on na dzielnego mężczyznę. Złośliwie, ale nie do końca, zapytam, czy przekonała go już, że największym szczęściem, jakie kiedyś da kobiecie, będzie koszula do uprasowania?
Dziennikarz ceniony za intelektualne zacięcie i niewątpliwe w tym względzie dokonania przerywa rozmowę o Holocauście w literaturze, zmienia jej kierunek o 180 stopni i swoim pytaniem konkluduje, że kobieta, która akceptuje mężczyznę w całości i mimo wszystko, na pewno nie jest feministką. No cóż, ileż to opasłych dzieł powstało w psychologii na temat relacji kata i ofiary, i przemożnej potrzeby bycia z drugim człowiekiem. Bywa, że za bardzo wysoką cenę. Płacą ją kobiety i mężczyźni. Wszyscy bez wyjątku i bez względu na ideologiczne punkty widzenia.
Dlatego podejrzewam, że wyżej wymienionej trójcy feminizm jest absolutnie obojętny. Do tego stopnia, że jest im nie tylko wstrętny, ale i nie znany. Można by na te telewizyjne tyrady machnąć ręka, gdyby nie to, że padają one z ust ludzi światłych , którzy bez zająknienia powielają wyświechtane stereotypy i niebezpieczne uproszczenia. Wypowiadają sądy, które z tym, co nazywamy równouprawnieniem, nie mają nic wspólnego. Kreślą karykaturalny portret współczesnej emancypantki: głupiej, ograniczonej i nienawistnej, z mężczyzny tym samym czyniąc żałosny obiekt pożądania. Otóż - pozostając w klimacie sabatu - pisarko, aktorko i dziennikarzu, kobiety generalnie nie mają czasu na spotkania, na których przelewałyby z pustego w próżne i z chłopa robiły babę. Nie ma też co ukrywać, że wiele z nich, gdy ma do wyboru miłe chwile spędzane na docenianiu przymiotów męskiego charakteru albo na segregowaniu jego niewymownych, wybierze te pierwsze. Podobnie jest z prasowaniem, gotowaniem i przyszywaniem guzików. Chyba że chodzi tu o doszycie ideologii, która w życiu wiele wytłumaczy i ukoi: jestem fajna, żadnej pracy się nie boję i przecież nie wszystkie kobiety są feministkami. Niby nic, ale trochę nie po kolei.
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.